Jest jeszcze jedna przyczyna braku mojej
aktywności w ostatnich miesiącach,z której zdałem sobie sprawę
dopiero niedawno.
Fajne pisało mi się na początku, w
miarę jednak jak Garbaty zaczął tracić anonimowość i zaczęli
zaglądać tu znajomi, krewni, koledzy z pracy, cała ta zabawa w
blogowanie zaczęła trącić ekshibicjonizmem, ostentacją i
narcyzmem.
Teraz jednak gdy barak nowych wpisów
odcedził przypadkowych podglądaczy garbatego życia mogę chyba
spróbować nowego otwarcia.
Na początek muszę się rozliczyć z
pewnych zapowiedzi i napomknień. Jestem to winien wypróbowanym
„darmoczytaczom”.
Na początek sprawa książki, którą
powstała na podstawie wczesnych wpisów z blogu.
A właściwie nie powstała bo jej
wydaniem nikt nie był zainteresowany.
Fakt,że wysłałem ją tylko do
wydawnictw renomowanych bo jak robić coś to porządnie i z sensem.
Drugi fakt to odpowiedź jaką
dostałem. Piszę w liczbie pojedynczej bo tylko jedna oficyna
raczyła odpisać,ze tekst jej się nie podoba.
Była to za to rzeczowa i konstruktywna
krytyka. Generalnie kilka miesięcy pracy poszło do kosza.
A potem? Było jeszcze gorzej.
Przerobiłem książkę na coś co
według niektórych było o niebo lepszym od książki scenariuszem
filmowym. Koleżanka małżonka chichrała się przy lekturze i
stwierdziła,że chciałaby taki film zobaczyć. Pewien
doświadczony scenarzysta przeczytał, pochwalił, napisał list
polecający i dał listę adresów. Wydrukowałem, oprawiłem,
wysłałem.
Dostałem dwie odpowiedzi.
Odpisali mi ,że to za „bardzo
literackie” i zasugerowali,że może by z tego książkę zrobić.
Czyli,że niby co. Przyzwoity blog
przerobiłem na kiepską książkę, tę na słaby scenariusz a teraz
mam go przerobić na lepsza książkę?
Kolejne dwa lata pracy poszły w
przysłowiowe …...uuuuuuuuuuuu.
Lekcja pokory.
Z drugiej strony nauczyłem się sporo
i teraz pewnie umiałbym przerobić jedno i drugie i sporo poprawić.
Tylko czy warto tracić czas?
Wyżej dupy nie podskoczę. Chociaż
był taki moment,że czułem iż „sky is the limit”.
Latanie z podciętymi skrzydłami to
jednak marny pomysł.
Co tam. Pieprzyć latanie -”mruknął
sfrustrowany nielot” i usiadł do klawiatury komputera.
Nie chciałbym sugerować,że bez moich
wypocin krajowe kino idzie w nie najlepszym kierunku,ale ostatnio
córka uraczyła mnie czymś co niepokojąco przypominało wiele
krajowych produkcji.
Zabraliśmy córki do teatru lalek.
Okazało się to inspirujące
przynajmniej dla jednej i teraz co kilka dni wchodzi pod kołdrę,
wystawia spod niej ręce w których trzyma pluszaki o robi nam
przedstawienie.
Wszystko fajnie,ale...
Ostatnia superprodukcja wprawiła mnie
w osłupienie.
Królik, misio i parę innych
zwierzaków podrygiwało według zaimprowizowanego scenariusza a
stłumiony, kołdrą głos z off'u referował sytuację:
-On nie wiedział,że jest jej mężem...
Zapaliła mi się czerwona lampka ,ale
w końcu związek między królikiem a misiem to może być taki
hardkor,że jego podświadomość wyparła pewne fakty. Tymczasem
jednak trzyletni narrator kontynuował:
-A ona PODSTĘPNIE założyła mu
sukienkę...
Uprzedzając uwagi:nie, nie i jeszcze raz NIE! nie pozwalamy dzieciom oglądać "Mody na sukces" :-)
Uprzedzając uwagi:nie, nie i jeszcze raz NIE! nie pozwalamy dzieciom oglądać "Mody na sukces" :-)
Dzięki że jesteś.Maryla
OdpowiedzUsuńWpadałam tu do Ciebie systematycznie i sie doczekałam nareszcie ;-)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Shara
uśmiałam się ... :) nie rób takich długich przerw w pisaniu, bo co ja w pracy pomiędzy pracą rzecz jasna będę robić ...
OdpowiedzUsuńDobry teskst, jak sejfy wrocławskie
OdpowiedzUsuńTekst bardzo dobry
OdpowiedzUsuńSwietnie napisane :-)
OdpowiedzUsuńHej. Ksiażka się ukazała po 2 latach powinna dopiero dziś przypadkiem trafiłam na twój blog bo zbieram pieniadze na drugie dziecko moich znajomych znaczy dopiero na in vitro. Leczyli sie w tej samej klinice w bydgoszczy co wy tylko cztery mieszki po was mają juz corkie. zrzutka/dlaalicjii
OdpowiedzUsuńJeśli nie można wplacic udostępnijcie pomożcie
UsuńHej. Ksiażka się ukazała po 2 latach powinna dopiero dziś przypadkiem trafiłam na twój blog bo zbieram pieniadze na drugie dziecko moich znajomych znaczy dopiero na in vitro. Leczyli sie w tej samej klinice w bydgoszczy co wy tylko cztery mieszki po was mają juz corkie. zrzutka/dlaalicjii
OdpowiedzUsuńDomek drewniany to dobry sposób, żeby zachęcić dziecko do przebywania na świezym powietrzu. Ja swojemu dziecku postawiłam także namiot w ogrodzie i często zdarza się, że z tatą śpia w nim. Miła odskocznia od codzienności.
OdpowiedzUsuńBardzo lubię czytać wpisy na tym blogu.
OdpowiedzUsuńŚwietny blog i post!
OdpowiedzUsuń