wtorek, 17 sierpnia 2010

Różowa impreza c.d

No to zamiast tłumaczeń czas nadrobić zaległości.
Na czym to ja skończyłem?
Aha.
"...ale to już inna historia".
No to proszę bardzo.
Zwlokłem się z wyra, wyjąłem córkę z łóżeczka i poczłapałem po mleko.
Dzień jak co dzień. Witamy w szarości poranka. Czasie, który jeszcze nie jest dniem,ale już nie jest nocą.
Dziecko zacisnęło wargi na smoczku i energicznie ssąc opróżniło butlę. Kiedy skończyła momentalnie zasnęła.
Szczęśliwy powlokłem się do łóżka.
Po drodze zaliczając korepetycje z anatomii. Każde włókno mięśniowe, każdy staw i każde ścięgno ostrym bólem przypominało mi o swoim istnieniu. Szybko policzyłem w myślach,że wczoraj w betoniarce przerobiłem blisko dwie tony materiału.

Sam byłem pod wrażeniem.
Przyłożyłem głowę do poduszki i próbowałem zasnąć.
Nie wiem czy sprawił to ból całego ciała czy po prostu organizm przyzwyczaił się do aktywności o tej porze,ale jakoś sen nie przychodził.
Mimo,że wabiłem gnoja jak mogłem.
Jednak myśli mimowolnie uciekały.
Myślałem o czerwcu.
To na ogół mój ukochany miesiąc. W tym roku jednak jakoś nie potrafiłem się nim cieszyć.
Moje urodziny wprawiły w mnie w refleksyjny nastrój,ale czułem ,że rzeczywista przyczyna stłamszenia i przygnębienia leży gdzieś indziej.
To,że nie jest najlepiej zrozumiałem kiedy przed wyjazdem do pracy zacząłem nerwowo przeglądać stojak z płytami.
Słucham bardzo zróżnicowanej muzyki a jednak ostatnio jakoś wszystko mnie drażniło, wydawało się nudne albo za ostre, za szybkie, za wolne, za średnie, za letnie, za zimne za gorące.
Kiedy więc sięgnąłem do zakamarka, w którym trzymam rozmaite muzyczne wynalazki wiedziałem ,że sprawa jest poważna.
Leżą tam płyty, których słucham czasem raz na kilka lat. W jakiś szczególnych momentach.
Muza z serca czarnej afryki, jakiś przeintelektualizowany jazz, jakiś Wagner, folk z Egiptu albo...
„Experience” Nigela Kennedy'ego.
Dziwna płyta.
Koleś w glanach i z irokezem, który zasłynął fantastyczna płytą z „Czterema porami roku” Vivaldiego tym razem na warsztat wziął m.in. Hendrixa.
Elektryczne skrzypce i jakaś taka postpunkowa energia zmieszana z czymś czego nawet nie potrafię nazwać.
Czasem ta muzyka mnie zachwyca a czasem doprowadza do szału i wyłączam po kilku sekundach.
Słodkie dźwięki przeplatane tak jazgotliwymi i ostrymi,że człowiek czuje się tak jakby po korze mózgowej ktoś jeździł mu smyczkiem.
Masakra.
Czyli coś co teraz naprawdę mi w duszy zagrało. Jakaś taka złośliwa melancholia.
Słuchałem tego naprawdę głośno. Odczuwając masochistyczna radość.
A głośne dźwięki były momentami tak drażniące,że aż mrużyłem oczy.
Ale nie odpuszczałem.
„No chłopie nie jest z tobą dobrze”-pomyślałem.
„A co z dwiema gitarami, basem i perkusją?”-na samą myśl o takiej muzyce aż mnie odrzucało.
Jednym słowem stan krytyczny. Muzyczny „oiom”.
Teraz już jednak wiedziałem co mnie doprowadza do tego stanu.
Kolor różowy.
A raczej hasło „Różowa impreza”.
Myśląc o tym w końcu zasnąłem.
Obudziłem się po ósmej.
SAM! Nikt nie płakał, nie marudził, nie chciał mleka.
Po prostu się obudziłem ponieważ... się wyspałem!
Przez moment leżałem na wznak i kontemplowałem tę cudowną chwilę.
Najlepsze miało jednak dopiero nadejść.
Pół godziny później zadzwonił budzik koleżanki małżonki.
-Kawkę?-zaproponowałem radośnie.
-Chętnie. Rozpuszczalną poproszę.
Wypiliśmy kawkę i jakoś tam się ogarnęliśmy.
Na dziesiątą byliśmy zarejestrowani z dzieciakami na badania kontrolne u okulisty.
Tymczasem połowa naszych dzieci, ta mniejsza a raczej lżejsza o pół kilograma,ciągle spała.
Nieco podekscytowany tą sytuacją zajrzałem do łóżeczka.
Powieki zaciśnięte, piąstki też, usta w dziubek. Sama słodycz i niewinność.
-Normalnie chyba muszę ją obudzić!
-No chyba tak. To budź.
-O rany! Pierwszy raz w życiu!!!

Czułem tremę.

1 komentarz:

  1. To prawie norma, że jak gdzieś masz wyjść rano na określona godzinę (z dziećmi) to One śpią wtedy jak NIGDY!! :)

    Kaza_Z

    OdpowiedzUsuń