wtorek, 8 marca 2011

Dobry człowiek po ciemnej stronie mocy

Pod koniec ubiegłego tygodnia, w ramach odpoczynku od pracy nad audiobookiem, znowu zabrałem się za wielkie porządki w domu.
Okazja ku temu była dobra ponieważ koleżanka-małżonka znowu wyjechała na dwudniowe szkolenie a dzieci frankensteina były z wizytą u dziadków.
Przyszły pokój dzieciaków w trakcie naszego Wielkiego Remontu zamienił się w monstrualną i przerażającą graciarnię.
No, różne tam są rzeczy. O pewnych wolę nie mówić bo trochę wstyd.
Całkiem sporo miejsca zajmują puszki po mleku.
Dużo puszek, z którymi naprawdę nie wiem co robić. Nie mam gdzie tego wyrzucać bo kosz na śmieci i tak jest przepełniony. Do tego stopnia,że co kilka dni worki z pieluchami pakuję do bagażnika i wyrzucam do śmietnika pod firmą.
To naprawdę jest problem.
Na początku jeszcze jakoś sobie radziłem.
-O super! Wreszcie posegreguję wszystkie gwoździe,śruby, nakrętki, zszywki, nity i całe to barachło w garażu!-cieszyłem się.
Przez dwa tygodnie.
-O! Wreszcie mamy pojemniki na różne rodzaje mąki, cukier puder, tartą mąkę, płatki owsiane, siemię lniane...-cieszyła się koleżanka małżonka.
Przez następne dwa tygodnie.
A potem góra tego cholerstwa zaczęła rosnąć.
I rosnąć.
Powoli przykrywając pozostałe graty w pokoju.
Przyznaję ze wstydem,że ostatnio już nawet przestałem się bawić w jakieś ich ustawiania, pakowanie do worków i tak dalej.
Po prostu uchylam drzwi, wrzucam puszkę i szybko zamykam pokój starając się nie widzieć tego co tam się dzieje.
Teraz przyszło zapłacić za to lenistwo.
Robię też porządki w pomieszczeniu, które swego czasu zostało zaadaptowane na tymczasową kuchnię.
Ot taka prowizorka.
Gdybym wtedy wiedział,że potrwa prawie dziesięć lat...
W pomieszczeniu owym w dalszym ciągu stała nasza stara lodówka.
Ma dziesięć lat i planowaliśmy oddać ją do komisu, ale były problemy z transportem i zniesieniem po schodach ponieważ jest naprawdę duża.
A ponieważ zamrażarka w nowej jest znacznie mniejsza w końcu przekonałem żonę ,że zamiast sprzedawać lepiej po prostu wstawić ją do piwnicy. Zawsze może się przydać na czarną godzinę.
Zresztą mam do niej ogromny sentyment.
Kupiliśmy ją dwa dni po ślubie.
W poniedziałek przed południem zameldowaliśmy się w sklepie z gospodarstwem domowym ściskając w łapach kopertę z pieniędzmi. Koleżanka małżonka jeszcze w „ślubnym koku”.
Nieco zdemolowanym, ale fryzjerka zrobiła go naprawdę „na sztywno”.
Likwidacja tej fryzury miała potem skończyć się działaniami, do których o mało nie trzeba było używać dynamitu.
Jednym słowem lodówka pełna miłych wspomnień została z nami.
Tyle,że w dalszym ciągu do rozwiązania pozostała kwestia zniesienia jej do piwnicy.
Tym trudniejsza, że teraz schody otacza barierka.
Stałem właśnie i patrzyłem na tę naszą pamiątkową landarę gdy znowu zdzwonił telefon.
Tym razem nie był to głos Mego Słomianego Zapału vel Sumienia.
Dzwonił inny kumpel, który trzyma u nas drewno do kominka i co jakiś czas wpada by wypakować nim bagażnik służbowego samochodu.
-Jesteś w domu?-spytał.
-Jasne. A co chcesz wpaść po opał?
-No właśnie. Właśnie ruszam w trasę i byłbym za jakieś dwie godzinki jeżeli ci pasuje.
Zerknąłem na zegarek. Miałem co prawdą do załatwienia parę spraw w mieście,ale mogły poczekać.
-Spoko. Czekam na ciebie-odpowiedziałem a w mojej głowie zaczął kiełkować chytry plan.
We dwóch powinniśmy dać radę-pomyślałem patrząc na lodówkę.
I zabrałem się gorączkowo za robienie miejsca w piwnicy, usuwanie ze schodów różnych szpargałów oraz przygotowywanie lodówki do zniesienia.
Na szczęście temperatura na dworze była ujemna i mogłem bez większego ryzyka opróżnić zamrażarkę.
Zdążyłem w sama porę. Właśnie miałem zdzwonić do kumpla żeby zapytać, na którą nastawić ekspres do kawy kiedy usłyszałem szczekanie naszych psów.
Przyjechał.
Wypakowaliśmy drewnem jego limuzynę po sam dach.
-To co teraz kawka?-zaproponowałem.
Zerknął na zegarek i chwilę się zastanowił.
-Nooo, dobra. Chyba zdążę.
-A co? Bardzo się spieszysz?
-No wiesz oficjalnie jestem w pracy-wytłumaczył.
Trudno się było nie domyślić skoro podczas ładowania drewna co chwilę odbierał służbowe telefony.
-To pewnie nie masz czasu żeby pomóc mi znieść lodówkę?-zapytałem bezczelnie.
-A niee, spoko. Żaden problem.
Pomyślałem sobie jednak,że odpowiedział tak ponieważ czuje się zobowiązany do rewanżu.
-Ty słuchaj. Jak nie masz czasu to może odpuśćmy? Tyle czasu na górze stała to jeszcze postoi. Nie pali się...
-Żaden problem!-uciął dyskusję zdecydowanym tonem.
Sumienie miałem więc czyste.
Poszliśmy do domu.
Jeszcze raz zmierzyłem lodówkę i wysokość pomieszczenia, do którego chciałem ja wstawić.
Było kilka centymetrów zapasu.
Zmierzyłem jeszcze raz. Dla pewności.
I zabraliśmy się do roboty.
Do pokonania mieliśmy dwie kondygnacje i kilka wyjątkowo upierdliwych zakrętów na schodach.
Manewrowanie lodówką o wysokości dwóch metrów nie było łatwym zadaniem.
W końcu jednak wtaszczyliśmy sprzęt do miejsca przeznaczenia.
-Ale byłyby jaja gdyby jednak się nie zmieściła!-zażartowałem.
A potem zaczęliśmy z trudem manewrować w ciasnym i niskim pomieszczeniu. W końcu jakoś się udało. Teraz pozostało tylko ustawić lodówkę w pionie.
Stęknęliśmy obaj. Mięśnie zagrały nam pod skórą.
Musieliśmy w tym momencie wyglądać szalenie męsko i seksownie.
Chwilę później usłyszeliśmy odgłos blachy trącej o sufit.
Czy naprawdę muszę cytować jak męsko i seksownie zaczęliśmy się obaj wyrażać?
Naprawdę seksownie.
O ile kogoś kręcą mundury i twarde żołnierskie słowa.

CDN

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz