poniedziałek, 7 marca 2011

Głos sumienia

No cóż, znowu kazałem Wam trochę czekać.
Tym razem jednak mam dobre wytłumaczenie.
I winnego.
Winnego, którym wreszcie nie jestem ja.
Od zawsze mam ze sobą taki problem,że wszystko chcę robić sam. W związku z czym to za co się zabieram trwa. Trwaaaaaa. Trwaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa.
I czasem się nie kończy.
Odkąd jednak regularnie odbieram maile, telefony i esemesy od swojego sumienia sytuacja uległa pewnej zmianie.
Chociaż sumienie moje woli by je tytułować w następujący sposób:
-Cześć! Dzwoni Twój Słomiany Zapał!
Co zresztą też jest dosyć trafnym określeniem. Więc nie pozostaje mi nic innego jak grzecznie się przywitać i posłuchać co Słomiany Zapał vel. Sumienie ma mi do powiedzenia.
A ma zazwyczaj sporo.
I nie są to słowa, które łatwo mogę zignorować.
Zaczęło się to jakiś tydzień temu.
Zadzwonił telefon. Zerknąłem na wyświetlacz i lekko się zdziwiłem.
-Proszę, proszę.-mruknąłem zaintrygowany-Halo? Witam dawno nie słyszanego kolegę.
Odpowiedział mi śmiech w słuchawce.
-No cześć! Słuchaj dzwonię do ciebie jako do autora „słynnego” blogu.
Udając,że nie słyszę lekkiej ironii w jego głosie cały zamieniłem się w słuch.
Niestety nie dzwonił żeby mi powiedzieć,że jego wujek jest obrzydliwie bogatym producentem filmowym, który na podstawie mojej pisaniny chce nakręcić pretensjonalny i cukierkowy serial, który będzie skazany na sukces komercyjny.
Oczywiście po zmienieniu trzech czwartych tekstu, wyrzuceniu wszystkich fragmentów o in vitro, wulgaryzmów i tak dalej.
Na co zresztą pewnie chętnie bym przystał. Byle tylko spłacić monstrualny kredyt zaciągnięty na remont.
Ech...
Ale jak wspomniałem kolega zadzwonił w innej sprawie.
-Słuchaj, nagrywam ostatnio różne teksty, jako demo na swoją stronę internetową i chciałbym nagrać któryś z twoich postów. Jeżeli nie masz nic przeciw temu.
Nie miałem. Bo niby czemu.
-A wiesz,że trafiłeś całkiem nieźle ze swoją propozycją?-ucieszyłem się-Od pewnego czasu pracuję nad demówką blogu w wersji audio. Tyle,że to co nagrałem „własnym odgłosem paszczowym” jakoś mnie nie zadowala i robota stanęła.
-No widzisz! To może teraz ruszy.
I rzeczywiście.
Nie oczekiwałem jednak ,że tak szybko.
-No to prześlij mi od razu fragmenty, które chcesz żebym ci naczytał i porównamy obie wersje.
-Dobra.-zgodziłem się myśląc już o czymś innym.
-No to czekam na mailu.
Zaraz, zaraz. Tak od razu? Już? Teraz?
-Bo wiesz, chcę to jeszcze dzisiaj nagrać, zmontować i wysłać ci do odsłuchania.
I tak minął mi cały tydzień:
„Ej ty. Nagrywam to co mi wysłałeś, ale znalazłem kilka błędów, których sam nie chciałem poprawiać. Szczegóły masz na mejlu. No to czekam na szybką odpowiedź. Pa!”
„Masz na mailu link do pierwszej wersji. Odsłuchaj i daj mi znać co zmienić albo poprawić”
„Wiesz co? Czytam ten tekst i mam kilka uwag...”
„Ej! Cały czas czekam na te twoje poprawki!”
„Wiesz co, obawiam się ,że jak będziesz pracował w takim tempie to możemy tego nigdy nie skończyć”.
„Dzień dobry dzwoni Pański Słomiany Zapał. Czekam na nową wersję tego fragmentu, o który cię prosiłem”.
I tak dalej.
W międzyczasie okazało się, że obaj mamy trochę inną wizję tego jak owa wersja audiobookowa powinna wyglądać. Ja postawiłem raczej na ilustrację muzyczną- lekko okraszoną efektami dźwiękowymi a mój współpracownik wprost przeciwnie.
Sam jestem ciekaw dokąd nas to zaprowadzi.
Jednym z efektów tej gorączkowej pracy jest to ,że znowu zabrałem się za intensywną pracę nad książką.
Nie mam wyjścia.
Sumienie ciągle mnie męczy.
I ciągle dzwoni.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz