czwartek, 27 maja 2010

Już tylko kilka godzin!

Dzisiaj wielki dzień. Miałem się wyspać żeby mieć dużo siły. Miałem.
Tyle,że pies... chyba nie muszę pisać więcej?
Zwiał o 20.00 a złapałem go o 7.20.
Co nie znaczy,że w tym czasie smacznie spałem.
Zerwałem się o piątej jeszcze przed dziewczynkami i ruszyłem na łowy.
Cwaniak spał pod samą bramą przytulony do kosza na śmieci.
Ucieszyłem się i już witałem się z gąską gdy... rzucił mi spojrzenie, o dziwo, pełne poczucia winy a potem czmychnął w wysoka trawę w przydrożnym rowie.
Jeszcze przez chwilę widziałem koniec jego, wysoko podniesionego, ogona a potem całkiem mi zniknął z oczu.
Zakląłem szpetnie bo bałem się,że nie uda mi się go złapać przed naszym wyjazdem.
Z „koncertową” ekipą jesteśmy umówieni na trzynastą, ale wcześniej jeszcze musimy zrobić małe zakupy i podrzucić pociechy do dziadków.
To będzie wielki dzień a raczej noc również dla nich. Jeszcze nie rozstawaliśmy się z dzieciakami na tak długo. Męczą nas też wrzuty sumienia wobec dziadków Dzieci Frankensteina chociaż oni sprawiają wrażenie,że traktują to jak prawdziwą przygodę. Mam nadzieję,że mówią szczerze.
Pytanie jeszcze w jakiej formie będą jutro rano bo z koncertu wrócimy w nocy.
Wczoraj moja mama spytała czy przed wyjazdem zjemy u nich obiad.
-No co ty mamoooo- jęknęła żartobliwie koleżanka małżonka- Proszony obiad z kompotem przed TAKIM KONCERTEM!?
No pewnie, nie wypada. Powinniśmy żuć zardzewiałe gwoździe i popijać spirytusem.Nie powiedziałęm tego na głos bo potem znowu musiałbym, przez pół roku, tłumaczyć mamie,że to tylko taki żart ,i że wcale nie jestem zdegenerowanym alkoholikiem.
A propos jedzenia- palnąłem się w czoło. Przecież miałem rano kupić bułki na drogę.
Szybko uwiązałem psa i pognałem do domu po drobniaki.
Przez moment wahałem się czy się nie przebrać,ale wiedziałem ,że o tej porze pieczywo w naszym wiejskim sklepie może się zaraz skończyć.
Narzuciłem więc na grzbiet polar i pełen nadziei,że moje czerwone spodnie od piżamy wyglądają jak dresowe, potruchtałem do samochodu.
Kilka minut później wkroczyłem do naszego lokalnego centrum rozrywki, handlu i plotek, w którym pytania typu „czy jest curry” albo „czy ma pani winiak” wywołują zmieszanie i wyraz zakłopotania na twarzach ekspedientek.
Za to jaboli jest ze dwadzieścia gatunków.
Tym razem miałem jednak proste zadanie.
-Dzień dobry!-rzuciłem radośnie od progu- Poproszę sześć bułek. O ile jeszcze są.
-Mam... dwie.
-O cholera!-nie jest dobrze.
-Ale wczorajsze jeszcze są. Cztery.
-Niech będzie.
Zawsze lepsze to niż nic.
A propos „nic”. Taki jest główny artykuł w naszej lodówce. Przynajmniej nie zajmuje dużo miejsca. Wczoraj żona przykazała mi kupić wędlinę. I nawet zostawiła na stole portmonetkę.
Tyle,że w niej była tylko samotna dwuzłotówka i kilka miedziaków. A do najbliższego bankomatu osiem kilometrów.
Zmarszczyłem czoło, przeliczyłem posiadaną gotówkę i rozpocząłem pertraktacje.
-To jeszcze poproszę tej wędlinki, taki kawałek żebym się zmieścił w.... czterech złotych.
Miejscowość jest postpegierowska więc takie żądanie ekspedientka przyjęła bez zdziwienia.
Wyjęła z lodówki najmniejszy kawałek starej szynki i rzuciła na wagę.
-Sześć złotych?
Rozłożyłem bezradnie ręce.
-Cztery tylko mam.
-Dobra,przy okazji mi pan odda.
Nie miałem sumienia mówić jej ,że ta pseudoszynka wygląda tak mało apetycznie,że wolałbym jej kupić tylko za cztery.
Zamiast tego podziękowałem tylko wylewnie i obiecałem,że jutro ureguluję rachunek.
Wsiadłem do samochodu i włączyłem radio.
W „trójce” oczywiście właśnie trwała rozmowa na temat dzisiejszego koncertu .
Akurat Piotr Metz opowiadał o tym,że wczoraj podsłuchał kłótnię Agi Zaryan ze swoim menedżerem. On przypominał jej ,że ma dzisiaj jakiś bardzo ważny koncert a ona tłumaczyła mu ,że przecież ona idzie na AC/DC!
Po powrocie do domu nastawiłem jajka na twardo- do kanapek. A potem włączyłem telewizor i zabrałem się za karmienie pociech.
Prawie od razu usłyszałem głos prowadzącego mówiący:
-Mieszkańcy Bemowa piszą do nas,że boją się dzisiejszego wieczoru. Dlaczego? Przecież oni grają tak czule!
Super. Zaczynam się wczuwać w atmosferę.
A ponieważ na dzisiaj wziąłem urlop no to właśnie siadłem do kompa i skrobnąłem post.
Szkoda,że na jutro nie udało się wziąć wolnego. To będzie bardzo ciężki dzień bo w nocy za dużo nie pośpię.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz