poniedziałek, 17 maja 2010

Władcy marionetek

Zauważyliśmy u siebie pewną ,trochę niepokojącą, tendencję. Okazuje się ,że nie tylko ciąża zmienia percepcję.
Wpływ na nią ma również „rodzicielstwo”.
Całymi latami nabijaliśmy się z różnych reklam telewizyjnych pokazujących obrazki upaćkanych jedzeniem twarzy dzieci okraszone przesłodzonymi głosami lektorów.
-Kogo oni chcą zachęcić do zakupu pokazując te obrzydliwe bachory- burczała zdegustowana koleżanka małżonka.
Mnie również takie widoki wydawały się średnio apetyczne.
-Też nie rozumiem co jest takiego uroczego w łapach oblepionych serem i twarzy umazanej rozpuszczającą się czekoladą?
-A może my jacyś dziwni jesteśmy?
-Myślisz?
-No bo skoro takie reklamy robią to znaczy,że ludziom to si ę podoba. Na pewno przecież robią jakieś badania...
Popatrzyliśmy na siebie a potem zgodnym chórem wyraziliśmy swoją absolutną dezaprobatę:
-Błeeeeeeeeeeee!!!
Od pewnego czasu to się jednak zmienia.
Reklamy przestają drażnić.
A ostatnio rozczuliłem się widząc wycieczkę przedszkolaków, która przyjechała zwiedzić firmę, w której pracuję.
A przecież jeszcze niedawno obce dzieci wydawały mi się doskonale obojętne.
Celowo użyłem słowa „obce” zamiast „cudze” ponieważ nie jestem aż takim potworem by nie przejmować się dzieciakami znajomych :-)
W każdym razie jakoś nie możemy oprzeć się wrażeniu,że ktoś nam wszczepił do mózgów jakieś chipy.
Bo nagle podczas oglądania wiadomości oczy robią się szkliste a w gardle gula.
Bo jakaś wyrodna matka, bo skatowane maleństwo, pijany debil z kółkiem, bo mała rączka z wielkim wenflonem pod jeszcze większa kroplówką.
-Zobacz to dziecko jest ubrane w identyczna piżamkę jak nasze maleństwa- jęknęła łamiącym się głosem żona oglądając relację o wózku z niemowlakiem zmiecionym z przejścia dla pieszych przez pijanego gnoja.
W końcu musiałem warknąć żeby przestała, bo na mnie też to działa i strasznie przeżywam.
Kiedy człowiek zaczyna myśleć o tym na co są narażone dzieciaki to nogi zaczynają mięknąć.
Kiedy czasem spacerujemy z wózkiem naszą wiejską drogą to cały czas jestem gotowy, żeby razem z wózkiem schować się za drzewem albo zwalić się do rowu.
Bo prawie na każdym drzewie są ślady „dzwona”.
Tu zdarta kora, tam krzyżyk...
Wiejscy motocykliści kiedyś katowali zardzewiałe wueski a teraz przesiedli się na „szlifiery”.
No, jednym słowem czuję się tak jakby ktoś miał pilota do owego chipu w mojej głowie i co jakiś czas ze złośliwym uśmiechem naciskał guzik mrucząc złośliwie:
-A niech się tatulo pomartwi.
A kiedy schodzimy z „asfaltówki” na drogę szutrową to pojawia się kolejny problem.
Dlaczego ja, mijając na takiej drodze ludzi, zwalniam, staram się mijać ich na luzie żeby jak najmniej kurzyć, a inni psiakrew jakoś nie mogą?
Zapieprzają tymi swoimi samochodami terenowymi, quadami albo dwudziestoletnimi, zardzewiałymi audi jakby właśnie startowali w eliminacji mistrzostw świata WRC.
Niedawno tak mi gul skoczył,że w końcu wlazłem przed maskę kolejnego wiejskiego króla kierownicy.
Oddałem wózek żonie i klnąc pod nosem wylazłem na sam środek wąskiej drogi.
-Co ty wyprawiasz!-jęknęła małżonka
-A czary kurwa robię. Zamierzam sprawić ,że ten kretyn jednak zwolni!-warczałem pokonując szczękościsk.
Bo ostatnio jakiś spokojniejszy się zrobiłem,ale kiedy chodzi o dobro dzieci...
A najciekawsze jest to,że podczas ostatniego spaceru zagrożenie przyszło z zupełnie innej strony.
Ale o tym w kolejnym odcinku.
CDN

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz