środa, 9 czerwca 2010

AC/DC-część 1

Zanim napiszę o samym koncercie, pozwólcie,że trochę cofnę się w czasie :-)...


Cały czas szukam w internecie jakiś fajnych koszulek. Dlaczego większość metalowych t-shirtów to taka tandeta? No przecież takiego paskudztwa nawet na siebie nie włożę. Na koncert owszem, ale potem? Macham ręką.
Kiedy tylko mam wolną chwilę czasu odpalam z youtube'a fragmenty koncertów AC/DC.
Kiedy opowiedziałem żonie o tym, jak to się popłakałem oglądając „Thunderstruck” z Donnington spojrzała na mnie lekko zszokowana.
-Wiesz co? Dopiero teraz dociera do mnie, jak bardzo ten koncert to dla mnie perły przed wieprze.
-Zwariowałaś! Tam nie można nie być! Przecież jak byliśmy narzeczeństwem słuchałaś „Razors Edge”!
-No tak, ale...
-Jakie ale!? „Highway to Hell” znasz?
-Pewnie- burczy lekko obruszona
-”Thunderstruck”, „Back in Black”, „Hells Bells”, „The Jack”?
-No jasne.
-Te numery zagrają na pewno!
-Wiesz co? A może udzielisz mi korepetycji? Zrób taką składankę.
Pomysł mi się podoba. Ściągam z internetu setlistę i obłożony stertą płyt siadam przy kompie.
Wieczorem kładę przed żoną swoje dzieło. A obok spięte w kolejności wydruki tekstów utworów.
-Oto twoja praca domowa kochanie.
-Super. Dzięki.
Zadowolony idę kąpać dzieciaki. Z łazienki słyszę, że płyta już trafiła do odtwarzacza.
Mam wrażenie,że naszym bliźniaczkom najbardziej do gustu przypadło „Back in Black”.
Puchnę z dumy. Moja krew! Oj nie będą one miłośniczkami disco polo.
Godzinę później córki są wykąpane, nakarmione i położone do łóżeczek. Nadszedł czas sprawdzenia efektów pierwszych korepetycji.
-Jak to nie znasz „TNT”!? Przecież ja to ciągle nucę!
-Nie nie znam.
-Znasz!
-Przecież ci mówię,że nie kojarzę.
Ja wiem,że ze słuchem u mnie średnio a z głosem jeszcze gorzej, ale wydawało mi się ,że charczący głos Briana Johnsona umiem naśladować całkiem przyzwoicie. No nic, niech słucha oryginału.
-Jak jutro pojadę do pracy to płyta ma grać non stop- mówię z żartobliwą groźbą w głosie.
Udaje przestraszoną a potem wybucha śmiechem.
-Proszę pana, proszę pana? A możemy już na dzisiaj skończyć? Bo zaraz zacznie się „You can dance”.
-No dobra- zezwalam łaskawie a potem otwieram nam po piwie.
Oglądam program,ale w głowie ciągle tłuką się słowa:

„Shoot to thrill, play to kill
Too many women with too many pills
Shoot to thrill, play to kill
I got my gun at the ready, gonna fire at will
Shoot to thrill, ready to kill
I can't get enough, I can't get the thrill
I shoot to thrill, play to kill
Pull the trigger”

* * *

No wreszcie- w internecie pojawiły się nowe wzory koszulek! Wybieram czarną z monochromatyczną grafiką „Hells Bells” a koleżanka małżonka damską z okładką najnowszej płyty i logo w babskim, lekko złamanym odcieniu czerwieni.
Do koncertu już tylko kilka dni więc wybieram przesyłkę kurierem za pobraniem.
Koncertowa składanka gra non stop, w domu, samochodzie i odtwarzaczu empetrójek.
Cały czas zastanawiamy się jak dojechać na koncert. Wczesniej umówiliśmy się z dwójką znajomych,że jedziemy naszym samochodem,ale ja w piątek muszę być w pracy.
A ponieważ czeka mnie bardzo ciężki dzień dobrze byłoby jednak pojechać busem. Przynajmniej w drodze powrotnej złapałby człowiek kilka godzin snu.
Tyle,że teraz miejsca w busach już są rozparcelowane.
Klnę pod nosem i obdzwaniam znajomych. Staram się być lojalny i szukam miejsc dla całej naszej czwórki.
Ciągle tylko słyszę „jeszcze nic nie wiadomo”, „muszę zadzwonić do kumpla”, „może jutro coś się wyjaśni”.
Desperacko próbuję zamienić się na dyżur,ale kto da się wrobić w piątkowy- który zazwyczaj jest najcięższy? Nie ma frajerów. Tym bardziej,że nie ja jeden wybieram się na koncert.
W końcu się udaje! Bez specjalnych nadziei pytam kumpla, który też jedzie na koncert.
-Ty, a nie znalazłyby się u was w busie jakieś miejsca?
-A ile chcesz? Dwa, trzy...
-Cztery!
-Poczekaj chwilę, już dzwonię.
Przez kilka minut słucham jak konferuje z kimś przez telefon. Trudno cokolwiek z tej rozmowy wywnioskować. W końcu jest wyrok:
-Załatwione, zbiórka o pierwszej .
Uniewinniony! Kamień spada mi z serca i szybko dzwonię do znajomych i wysyłam sms do żony.
Wyszczerzony jak głupek nucę pod nosem:

„I'm on the highway to hell
On the highway to hell
Highway to hell
I'm on the highway to hell”

* * *

Jutro koncert! W pracy nie mogę usiedzieć w miejscu. Strasznie mnie korci, żeby odpalić youtube,ale boję się,że ktoś się w końcu przypieprzy.
Wgazecie piszą,że Angus już nie ma tyle siły biegać po scenie jak dawniej i musieli mu zbudować specjalny podnośnik hydrauliczny. A znajomy, który jedzie z nami twierdzi,że Brian Johnson ma dublera, który zamiast niego huśta się na dzwonie podczas „Hells Bells”.
Macham na te rewelacje ręką.
Obaj panowie mają przecież już swoje lata- pierwszy 55 a drugi jest mocno po sześćdziesiątce.
Ja pierniczę! Ta kapela jest tylko o rok młodsza ode mnie. Od 1973 roku kiedy zespół powstał przeminęły już całe epoki muzyczne!
Jestem tak najarany, że mało brakuje a zapomniałbym złożyć mamie życzenia z okazji Dnia Matki.
Na szczęście jest wyrozumiała i zwraca mi uwagę,że moja żona też w tym roku obchodzi to święto.
A ponieważ nasze córki mają niecałe pół roku to chyba ja będę musiał w ich imieniu zrobić laurki.
Ustalamy z mamą szczegóły jutrzejszego podrzucenia dzieciaków i jadę do domu.
Trochę się martwię bo po raz pierwszy zostawimy je na tak długo.
Na szczęście dziadkowie są tak stęsknieni wnuczek, że traktują to jak atrakcję.
Mam nadzieję ,że mówią szczerze. W każdym razie nie mogę pozbyć się lekkich wyrzutów sumienia.
Z kolei ostatnio mój dziadek poprosił bym mu wytłumaczył co to za zespół, dla którego postanowiliśmy porzucić swoje dzieci.
No to tłumaczę, że z Australii, chociaż połowa składu pochodzi z Anglii, że legenda rocka, że ostatni i jedyny raz grali kiedy byłem praktycznie dzieciakiem,że międzypokoleniowa integracja muzyczna...
-Ja tego nie rozumiem- mruczy. Jak ktoś kto nie jest miłośnikiem muzyki i się na niej nie zna, może chcieć w czymś takim uczestniczyć i jeszcze tyle za to płacić?
Macham na to ręką Nie mam nawet siły obrazić się za to „nieznanie się na muzyce”.
To w naszych kontaktach zawsze był śliski temat- odkąd, kiedy byłem w podstawówce, poprosił mnie żebym mu puścił jakiej to muzyki słucham.
Dumny jak paw wsunąłem do zdezelowanego Grundiga, kasetę- chyba Lady Pank.
A on wydął pogardliwie wargi i mruknął,że „to tylko rytm i nic więcej”.
Kilkanaście lat później widząc mój stojak z płytami spytał powątpiewającym tonem, „czy ja naprawdę tego wszystkiego słucham”.
A kiedy potwierdziłem usłyszałem w odpowiedzi:
-Nie wierzę!
Wyjaśniłem mu więc,z sadystyczną satysfakcją,że to tylko fragment moich zbiorów bo reszta leży w kartonach w drugim pokoju.
W jego oczach widziałem zawód. Jego wnuk okazał się wierutnym kłamcą i pozerem.
Ja też nie mogę uwierzyć,że do spełnienia mojego marzenia została doba.

CDN

1 komentarz:

  1. Ech ja może ich fanem nie jestem, na koncercie nie będę, ale jeden kawałek no może dwa gdzieś w głowie siedzą. Lat temu ponad 15 często na "pobudkę" w sosbotni poranek zapuszczałem płytke AC Pieronek DC. Oczywiście gałka potencjometru była blisko max, całe szczęście okoliczne pokoje były wyludnione więc ludziom to nie przeszkadzało, no może ptaki z okolicznych drzew lekko przestraszyć mogłem. Raz, dwa razy Thunderstuck i można było zacząć dzień.
    A teraz ... z uwagi na kiepską liczebność wojska, o marnym morale ... przyjdzie i mi zostać Frankensteinem

    OdpowiedzUsuń