poniedziałek, 24 maja 2010

Kibolstwo religijne

Jeszcze kilka słów na temat poruszany w poprzednim tekście.
Niedawno przeczytałem ,że muzułmanie mają takie doskonałe powiedzenie:
„W przesadzie nigdy nie znajdziecie prawdziwej religii”.
Oczywiście oni też nie zawsze pamiętają o tej mądrej radzie.
U nas jednak, mam wrażenie, w publicznym zabieraniu głosu specjalizują się osoby, które tej rady nawet by nie zrozumiały.
Być może jest to hałaśliwa mniejszość, którą po prostu bardziej widać. I słychać.
To tak jak z kibolami piłkarskimi. Kilkadziesiąt tysięcy ludzi spokojnie kibicuje a kilkudziesięciu „karków” robi zadymę. I jeszcze opowiadają o lokalnym patriotyzmie, honorze i tak dalej.
A media trąbią o bandytach ze stadionów.
Zawsze uważałem,że kwestia religii to sprawa bardzo prywatna, wręcz intymna. Nie sądzę nawet bym mógł zapytać kogoś wprost o to czy jest wierzący.
Sam też nie lubię mówić o swoim stosunku do religii. Poruszam ten temat tylko kiedy zostaję przyparty do muru.
Dlatego tak trudno jest mi zrozumieć ludzi upajających się swoją ostentacją religijną.
Jest też druga strona medalu. Jeden ze znajomych regularnie podsyła mi na facebooku zaproszenia do grup typu „:zwolennicy renegocjacji konkordatu” czy „zróbmy wszystko by PIS nie wrócił do władzy” i tak dalej. Wiele tych inicjatyw jest zbieżnych z moimi poglądami, ale nie mam ochoty na obnoszenie się z nimi. Uwiera mnie taka facebookowa ostentacja.
Może nie mam racji. Może.
Tym bardziej jednak irytuje mnie to,że osoby religijne traktują moją postawę, jako ostentację.
Jasny gwint! Chyba już delikatniej postępować się nie da. Ja w dyskusji z nimi nawet nie używam części argumentów. Bo nie chcę ich urazić stwierdzeniami, na które odpowiedzi już nie znajdą i
albo zrobi im się przykro albo odpowiedzą agresją. Przynajmniej słowną.
Smuci mnie też to,że mimo iż jestem taki „wycofany” to jestem przez nich traktowany z góry jako „ten zarozumiały mądrala przekonany o własnej wyższości”.
Dlaczego oni od razu zakładają,że ja uważam się za kogoś lepszego?
Dlaczego po prostu nie dadzą mi świętego spokoju?
Z drugiej strony pocieszająca jest reakcja sporej grupy osób religijnych na „aferę komunijną”.
Jak pisze dzisiejsza Rzeczpospolita temat wzbudził kontrowersje nawet wśród biskupów i tą kwestią w czerwcu zajmie się cały episkopat.
Ojciec Andrzej Rębacz na zarzuty,że Rada ds. rodziny nie ma prawa formułować wypowiedzi doktrynalnych odpowiada,że przypomniała ona tylko iż „zabijanie embrionów to grzech ciężki, który podlega piątemu przykazaniu.
Po raz kolejny , demagogicznie, postawiono znak równości między zapłodnieniem pozaustrojowym a zabijaniem embrionów.
Ksiądz profesor Franciszek Longchamps de Berier- ekspert prawa rzymskiego i członek zespołu ds. bioetycznych episkopatu- stwierdził na łamach „Rzepy”, że jego zdaniem komunikat rady można potraktować wyłącznie jako apel do sumień. Zwrócił jednak uwagę na uproszczenie jakiego dokonały media informując o zakazie przyjmowania komunii przez zwolenników in vitro.
Komunikat rady odmawiał prawa do sakramentu „ tylko uczestnikom” tego procederu.
Profesora cytuje też sobotnia „Wyborcza”. Według gazety jego słowa to „sygnał,że katolik nie musi się stosować do oświadczenia pod karą grzechu”.
Słowa księdza profesora to jakże rzadki przykład wyważonych poglądów.
A więc pozwolę sobie jeszcze na jeden cytat z „GW”:

„Nie można prosto powiedzieć, że niszczenie embrionów , które jest oczywiście zabijaniem , ale nie jest aborcją, podpada pod analogiczne kary kościelne , jakie pociąga za sobą aborcja.
Kwestie bioetyczne to sprawy stosunkowo nowe i w tej chwili w Kościele podejmujemy nad nimi refleksję”.

No a potem przeczytałem jeszcze artykuł z internetowego wydania Dziennika Polskiego.
Z którego dowiedziałem się ,że in vitro jest rażąco sprzeczne z „ekologią prokreacji, zastępując naturalne środowisko poczęcia i początkującego rozwoju człowieka, jakim jest łono matki, przez „szkło”, a w skrajnym przypadku system głębokiego zamrażania”.

Dalej oczywiście były peany na temat naprotechnologii oraz kategoryczne stwierdzenie, że dla katolików metoda in vitro jest nie do przyjęcia, bo jest sprzeczna z nauką kościoła.
Dosyć kategoryczne stwierdzenie w imieniu sporej grupy społeczeństwa.
Dlaczego tylko mam wrażenie,że nie wszyscy z tej grupy podpisaliby się pod taką deklaracją?
A więc na zakończenie jeszcze cytat z listu jaki do gazety wysłała koleżanka Barwa:

„Bóg dał nam rozum i inteligencję.
Bóg daje nam ludzi, którzy potrafią różne rzeczy wynajdować.
Bóg powiedział, że dary, które nam daje mamy wykorzystywać.
Bóg nauczył nas korzystać z darów medycyny.
Bóg kocha dzieci - my też.
Dlaczego mamy być pozbawieni obcowania z Bogiem tylko dlatego, że
chcemy obdarować siebie najwspanialszym darem - darem miłości -
dzieckiem.”

2 komentarze:

  1. Mój komentarz chyba jest zbędny skoro już załączyłeś fragment mojego listu. ;)

    Dopowiem tylko, że jeszcze zwróciłam w nim uwagę, że moim zdaniem ingerencja w życie człowieka przy przeszczepie sztucznego serca jest chyba bardziej podobna do "zabawy w Boga" niż IVF.

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozkłada mnie na łopatki to, że jeszcze kilkadziesiąt lat temu kościół stanowczo zabraniał przeszczepu organów i transfuzji krwi. Myślę, że w sprawie in vitro także coś za za ileś lat zmieni, może wtedy kiedy co druga, co trzecia para będzie miała problem z naturalnym poczęciem dziecka a nie co czwarta czy piąta jak teraz. My niestety jesteśmy tą co czwartą. I niestety nie możemy czekać kilkudziesieciu lat, aż kościół zmieni swoje stanowisko, tak jak zmieniał w innych kwestiach...
    Pozdrawiam...

    OdpowiedzUsuń