czwartek, 6 maja 2010

W objęciach skrzydełek

Tydzień temu koleżanka małżonka zagadnęła:
-Kochanie a może wziąłbyś urlop na przyszły tydzień? Należy ci się. Odpoczniesz, wyluzujesz się...
Perspektywa wydała mi się bardzo kusząca,ale trochę się wahałem.
-Sam nie wiem...
-No! I znajomi na długi weekend do nas wpadną i twoja kuzynka.
-O! Fajnie to może rzeczywiście...
-No, no. I wiesz z dziewczynkami jesteśmy do lekarzy umówieni na czwartek i piątek. To byś nie musiał kombinować z pracą i wszystko na spokojnie i na luzie byśmy załatwili.
To mnie ostatecznie przekonało.
No i jak ten głupi złożyłem wniosek urlopowy nie przeczuwając podstępu.
Naprawdę cieszyłem się na te wolne dni.
Do chwili gdy usłyszałem:
-To skoro masz wolne to może teraz ty powstajesz do dziewczynek w nocy?
Nawet nie wyobrażacie sobie jak mnie korciło żeby zagrać macho i warknąć z wyższością:
-Czy ty kobieto nie przesadzasz? Ja ciężko pracuję, zarabiam, utrzymuję rodzinę i należy mi się wypoczynek.
Tyle,że nie licząc zwykłego poczucia przyzwoitości kluczowe było tu słówko „zarabiam”.
Bo nie wchodząc w zbędne szczegóły finansowe moja małżonka znacznie lepiej wychodzi finansowo siedząc na urlopie macierzyńskim niż ja stając desperacko na różnych członkach, oraz ich czubkach, w pracy.
No nieważne.
Ważne jest to,że chociaż wirtualnie warknąłem arogancko to w świecie realnym wypowiedź miała formę znacznie złagodzoną:
-Oczywiście kochanie.
Jednym słowem lew ryknął.
Tym samym moje powolne odzyskiwanie formy zostało na jakiś czas zawieszone.
Tym bardziej ,że w jego ramach postanowiłem wziąć się za siebie.
Przez kilka dni poćwiczyłem, pogimnastykowałem się, pomachałem gryfem i hantlami.
A potem... dostałem zapalenia korzonków.
Po prostu „królowie życia”,że zacytuję stary i tandetny kawałek zespołu Kombi. Tego przez jedno „i”.
Za to stałem się główną atrakcją wieczornych imprez z naszymi gośćmi.
Występowałem podczas nich jako „człowiek ,który zasypia zawsze i wszędzie”.
Zacząłem od banalnego zasypiania na fotelu albo podłodze.
A skończyłem chrapiąc z głową opartą na blacie kuchennym.
Przytulony do miski, w której rozmrażały się skrzydełka na grilla.
Nikt tak jak Garbaty nie umie zabawić towarzystwa.

7 komentarzy:

  1. Kuzyn, nie było tak źle, z twoją kochaną żoną, która nigdy nie marudzi;) byłyśmy tylko w odrobinie lepszej formie;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Pamiętaj, ze kobiety kochają takich poświęcających się dla dzieci tatusiów;):))))) Warto więc;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Chłopie - Jak ja cię rozumiem......
    co prawda do etapu snu w objęciach skrzydełek jeszcze nie doszedłem ale bardziej boli zaśnięcie w trakcie przemowy małżonki.....

    OdpowiedzUsuń
  4. Witam! Natrafiłam na link do Twojego bloga przypadkiem na Boćku.Pewnie dużo takich komentarzy dostałeś po udziale w "DD TVN" Wciągnęłam się i przeczytała cały od początku (i wciągnęłam w to męża). Śledzę wpisy już od dłuższego czasu, ale jakoś nie mogłam się zebrać aby napisać. Tak czytałam Twoją (Wasza) historię i napawa ona optymizmem. Ja z mężem jestem na początku tej trudnej drogi. Pierwsza wizyta w BS pod koniec miesiąca. Niestety ivf to nasza ostatnia szansa. Czekam z niecierpliwością na książkę :) Na pewno się okaże bestsellerem :)
    Pozdrawiam i życzę wytrwałości, cierpliwości i żeby księżniczki zrezygnowały w końcu z nocnego karmienia. Zapomniałabym - czasu na pisanie do szuflady ;)
    Monika

    OdpowiedzUsuń
  5. Jest już 14 maja i nadal ani słowa.
    Co się dzieje ?

    OdpowiedzUsuń
  6. Garbaty pewnie dalej śpi w skrzydełkach.....
    :P

    OdpowiedzUsuń
  7. Baaaardzo śmieszne :-)
    I co mam odpowiedzieć? Przecież zabroniliście mi się tłumaczyć.Bu

    OdpowiedzUsuń