środa, 23 lutego 2011

Dobry człowiek

Życie dobrego człowieka naprawdę nie jest lekkie.
Mróz zaczął robić się coraz większy,ale poranki rozświetlone lutowym słońcem nabrały wyjątkowego uroku.
W związku z tym coraz trudniej jest mi co rano zdążyć do pracy.
Po drodze mijam zawsze rozlewisko rzeki i często staję by rano zrobić kilka fotek. A to mgieł snujących się nad lodem, a to szadzi na gałązkach, a to dziwnych lodowych formacji na brzegu, gałęzi zatopionych w lodzie jak w bursztynie i tak dalej.
Nie są to długie postoje bo ręce szybko marzną a bateria w aparacie na mrozie też szybko wysiada.
A jeżeli jeszcze najdzie mnie fanaberia by ostre słoneczne światło kompensować błyskiem flesza to sesje są zaiście ekspresowo krótkie.
Niemniej jednak rano każda minuta jest na wagę złota. A odrobienie straconego czasu na naszej, oblodzonej i wyślizganej, drodze tysiąc osiemset sześćdziesiątej piątej kategorii odśnieżania, raczej nie wchodzi w rachubę.
Muszę się więc ostro gimnastykować.
Bo przecież rozwiązanie typu „wystarczy wyjechać z domu kilka minut wcześniej” jest równie banalnie proste co i trudne do zrealizowania.
Tak było i w ubiegły czwartek.
W sporym niedoczasie zbliżałem się do skrzyżowania z drogą, która zazwyczaj jest sucha, czysta i stwarzająca generalnie warunki ku temu by odrobinkę „popojedynkować” się z czasem.
Już witałem się z gąską. Już tylko kilkaset metrów. Kilkadziesiąt. Ostatni zakręt i...
Na środku ostatniej prostej zobaczyłem nieszczęśnika, który próbował pchać starego poloneza i jednocześnie go uruchomić.
Miejsce na te ewolucje trafiło mu się fatalne.
Mijając go uchyliłem szybę i zagadnąłem:
-Pomóc panu?
-No-wydyszał.-Jakby mógł pan mnie kawałek podholować żeby zapalił...
Cholera, zapowiadała się dłuższa interwencja. Tymczasem moje pytanie o pomoc należało tłumaczyć:
„Strasznie się spieszę,ale widzę,że ma pan problem więc ,mogę pana szybko popchnąć i popędzić dalej w swoich sprawach”.
-Ma pan linkę?-zapytałem z lekka nadzieją ,że zaprzeczy.
-Tak, tak oczywiście.
Co było robić. Zawróciłem. Ustawiłem samochód tak żeby można było podczepić hol i ruszyliśmy.
Podczas jazdy poczułem kilkakrotnie szarpnięcia świadczące o podejmowanych próbach odpalenia gruchota.
Zatrzymałem się i wysiadłem. Niestety. Pod maską poloneza panowała złowróżbna cisza.
-Niech pan chwilkę poczeka, coś sprawdzę-wydyszał kierowca i podniósł maskę.
Przez kilka minut gmerał we wnętrznościach, najwyraźniej konającego, pojazdu.
A ja przestępowałem z nogi na nogę.
Zerkając nerwowo na zegarek.
W końcu huknął klapą i westchnął.
-Nie wiem co jest. Może mnie pan jeszcze poholuje kawałek to akumulator się podładuje i może się uda?
Nie znam się specjalnie na mechanice,ale pomysł wydał mi się mocno naciągany. Ale „się jest dobrym i uczynnym człowiekiem” nie ?
-Dobra, niech pan wsiada i popróbujemy.
Uruchomiłem samochód modląc się by silnik zaskoczył. Co prawda dzień wcześniej zatankowałem pełen zbiornik gazu,ale benzyny potrzebnej na rozruch miałem tylko trochę-na dnie baku.
A bałem się z kolei zostawiać samochód „na chodzie” z kluczykami w stacyjce bo ostatnio mój centralny zamek robi psikusy i potrafi się znienacka zamknąć.
Pociągnąłem „poldka” spory kawał drogi, ale oczywiście nic to nie dało.
-To co. Podwiózł by mnie pan do miasta.
-Jasne-odparłem-a dokąd pan jedzie?
Wymienił miejsce, które było mi cholernie nie po drodze. No nic zobaczymy. Najwyżej wysadzę go koło jakiegoś przystanku i niech sobie radzi.
-Tylko wie pan tutaj go nie bardzo jest gdzie go zostawić. Podholowałby go pan na ten parking pod sklepem?
Zakląłem w duchu, ale oczywiście kiwnąłem głową.
Żeby zaciągnąć zwłoki poloneza we wskazane miejsce musieliśmy najpierw , z drogi podporządkowanej, wbić się na główną co było trudne, frustrujące, irytujące i czasochłonne a potem pokonać duże, strome i trochę oblodzone wzniesienie.
Co było równie pasjonujące.
W końcu jakoś się udało. Zebrałem szpargały z siedzenia i upierdliwy pechowiec wpakował się mi do wozu.
Ruszyliśmy i w tym samym momencie jego telefon zaczął wściekle dzwonić.
-Tak, tak, pani Aniu wiem, ale samochód mi się rozkraczył i tu pan kolega mnie podwozi.
-....
-Tak, wiem wyniki badań trzeba zawieźć. No robię co robię. Będę niedługo...
-...
-No wiem co poradzę. No zepsuł się grat. No...
-...
-Acha i pacjenta trzeba zawieźć? Na którą? O cholera.
-...
-Tak, tak. Pędzimy...-odsunął słuchawkę od ucha-To co podwiózł by mnie pan do pracy?
Ręce mi opadły.
-A konkretnie?
-Do szpitala bo wie pan ja kierowcą karetki jestem i godzinę temu powinienem być w robocie.
-Dobra!-westchnąłem z rezygnacją
Znowu przycisnął telefon do ucha:
-Pani Aniu! Pan kolega mówi,że mnie do samego szpitala podwiezie. No będziemy najszybciej jak się da.
Rozłączył się i zaczął mi dziękować.
-Nie ma sprawy trzeba sobie jakoś pomagać- uśmiechałem się dzielnie.
W duchu jednak jęczałem z rozpaczy.
Jednak telefon mojego pasażera ciągle dzwonił i wibrował. Co chwilę musiał się tłumaczyć i słuchać o tym,że bez niego cały system opieki zdrowotnej w województwie legnie w w gruzach.
Zrozumiałem więc, że nie tyle jest upierdliwy co rzeczywiście postawiony pod ścianą.
-Dobra, jak pan jesteś kierowca karetki to nawiguj, którędy będzie najszybciej przez te pieprzone korki.
-Ojej co ja bym bez pana zrobił...
-Dobra, nie ,ma sprawy widzę co się dzieje,niech pan mówi którędy!
-Na tym skrzyżowaniu w lewo!
-Na pewno? Przecież to dookoła...
-W lewo!
-Dobra!
I pomknęliśmy.
O ile można tak nazwać mozolne przebijanie się przez korki, zmienianie co chwilę pasa by zyskać pół metra odległości i inne podobne atrakcje.
Facet jednak wiedział co mówi i jazda zajęła nam zaskakująco mało czasu.
Pod koniec gość zaczął grzebać w kieszeniach.
-Wie pan co? Mam tylko całą stówę. Proszę.
-Niech pan nie żartuje- obruszyłem się.
-Ale naprawdę. Proszę.
-Daj pan spokój. Raz ja panu pomogę a kiedy indziej ktoś mi pomoże i tyle.
Myślałem,że go przekonałem ,ale po kilku sekundach znowu zaczął.
-A nie ma pan wydać reszty z tej stówy?
-Nie nie mam.
-Ojej!
Niech pan już da spokój. I niech się pan nie denerwuje. Zaraz będzie pan w pracy. Niech się pan już nie martwi.
Umilkł. Jednak tylko na chwilę.
-To może niech się pan koło tego kiosku przy szpitalu zatrzyma! To chociaż panu piwo kupię.
„Pierdolę twoje piwo! Nie ty jeden spóźnisz się do pracy!! Nie mam na to CZASUUUU!!!”-pomyślałem, ale na głos powiedziałem tylko żeby już odpuścił i się uspokoił.
Ostatnie metry pokonaliśmy w milczeniu.
Na jego szczęście.
Gdyby jeszcze raz zaproponował mi kasę zamiast na fotelu kierowcy karetki wylądowałby za chwilę na dentystycznym.
Bez jedynek.
Dwójek.
Trójek.
A prawdopodobnie również czwórek.
BO JA TO KURWA ROBIĘ Z DOBROCI SERCA!!!
TAK?!
ZROZUMIANO!?!
Straciłem masę czasu, spóźnię się do pracy ,ale...
POCZUJĘ SIĘ DOBRZE, BO JESTEM DOBRYM CZŁOWIEKIEM!
BARDZO K...A DOBRYM!!!!
I nie wezmę od ciebie kasy chociaż w portfelu mam tylko trochę bilonu, który mam mi starczyć do końca miesiąca.
Oczywiście nie powiedziałem tego głośno.
Bo przecież jestem DOBRYM CZŁOWIEKIEM.
Na szczęście nim pozostałem ponieważ facet schował portfel i tematu już nie poruszył.
Za to kiedy wysiadał sięgnął do schowka po moją wizytówkę:
-Tak na wszelki wypadek. Może jeszcze coś wymyślę.
I zanim zdążyłem go zrugać dodał:
-A jakby Pan czegoś potrzebował, jakieś badanie, na przykład rezonans-bo na to się strasznie długo czeka-to niech pan pyta o Tadeusza kierowcę. Na pewno pomogę!
To była uczciwa propozycja i humor znowu mi się poprawił.
Nie miałem już czasu by zajeżdżać na stację benzynową i pognałem prosto do firmy.
I humoru nie zepsuło mi nawet to,że kiedy po pracy próbowałem uruchomić samochód to okazało się, że nie ma paliwa na rozruch.
Rozrusznik zamielił tylko bezradnie i tyle.
Uśmiechnąłem się pod nosem i pomaszerowałem raźno, przez park, w stronę najbliższej stacji benzynowej.
Zaglądając po drodze do koszy na śmieci w poszukiwaniu butelki, do której będę mógł nalać benzynę.

4 komentarze:

  1. BRAWO! Oby więcej DOBRYCH LUDZI wokół nas.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie wiem dlaczego ale często dobrego człowieka los głaska niestety pod włos.
    Człowiek się trochę wqr., chwilami sam sobie się dziwi, no ale za tą dobroć zwykle zapłata przychodzi lecz często nie za tydzień czy dwa ale za kilka lat.
    No i podziwiam za ten wciąż dobry humor po południu.

    OdpowiedzUsuń
  3. Wiedziałam, że zabraknie ci tej benzyny :D A bilonu starczyło?

    OdpowiedzUsuń