sobota, 26 grudnia 2009

Ballada o odzykanym śnie


No cóż, zdawałem sobie sprawę z tego,że lekko nie będzie, ale nie sądziłem jak trudno będzie mi teraz pisać. Przyczyny są dwie. Pierwsza to totalne zamotanie i zakręcenie. Dziewczynki zadbały o to by nasze rytmy dobowe zapomniały jak się nazywają. Tydzień przeleciał jak kilka godzin a dni zlewały się z nocami.
Bo rzeczywiście opanowanie duetu okazuje się być bardziej skomplikowane niż nam się wydawało. I to wcale nie dlatego,że „jak jedno płacze to drugie obudzi i się zaczyna”. Otóż nie. Księżniczki działają niezależnie. To akurat nasz sukces- żadnego szeptania, ściszania telewizora czy muzyki. Dzieciaki przyzwyczajone są do normalnych odgłosów i dźwięków.
Nawet jeżeli jedna z księżniczek wpada w tony nieco histerycznego „zawywania, łkania” oraz innych form protestu i zwrócenia na siebie uwagi-
to druga w tym czasie spokojnie śpi.
Problem tkwi w czym innym.
Może podam przykład. Przedwczoraj wymyśliliśmy ,że spróbujemy zgrać ich rytmy dobowe w ten sposób by obie budziły się i jadły mniej więcej w tym samym czasie. Ponieważ w nocy budzą się co dwie i pół godziny a my wstajemy na zmianę to w teorii dawałoby to każdemu z nas po pięć godzin snu ciągiem.
A jednak rzeczywistość okazała się bardziej skomplikowana.
Wieczorem i owszem udało nam się obie nakarmić jednocześnie. W doskonałych humorach udaliśmy się na spoczynek.
I co?
To była nasz najgorsza noc!
Okazało się ,że księżniczki mają różne „amlitudy”. To znaczy jedna wyje i je w sekwencjach raczej dwugodzinnych a druga w trzygodzinnych. Tak więc „im dalej w noc” tym ich rytmy dobowe zaczęły coraz bardziej się rozjeżdżać.
Ja właściwie nie spałem od drugiej w nocy do 7.30.
I byłem świecie przekonany,że to ja przyjąłem na klatę cały ciężar walki dopóki nie sprawdziłem „grafiku”.
O co chodzi z grafikiem?
Otóż koleżance małżonce własnego mleka starcza na wykarmienie tylko jednego dzieciaka. Dlatego co drugie karmienie jest mlekiem z puszki.
Ponieważ w nocy byliśmy nieprzytomni ,zamotani, komunikacja była utrudniona a butelki z mlekiem się myliły, zaczęliśmy prowadzić zapiski.
I teraz kiedy lekko się zataczając człapię obudzony porykiwaniami, którejś z córek to od razu sprawdzam zapiski. I po kilku sekundach już wiem,że na przykład „ 2.15 cyc-butla 60 ml” czyli,że jedna z córek wypiła pół butli mleka ściąganego za pomocą laktatora.Przy okazji okazuje się ,że oboje wstawaliśmy tyle samo razy. Tyle,że potem traciliśmy przytomność i nie zorientowaliśmy się ,że praktycznie "ocieramy" się o siebie kiedy jedno pada, a drugie wstaje.
A więc, trochę pocieszony zapiskami małżonki, przygotowuję drinka z puszki ,zasadzam smoka do dzioba i odpalam telewizor.
I tu zresztą zdarzają się czasem miłe niespodzianki. Bo w ten sposób obejrzeliśmy kilka niezłych filmów przyrodniczych a raz nawet razem z córą zaliczyłem koncert Iron Maiden w TV4 . Nie wiem jak jej się podobało,ale nie protestowała. Ja w każdym razie byłem zachwycony bo był to zapis z trasy „Death on the road”.
Konkretnie z Dortmundu a ja zaliczyłem wtedy osobiście koncert we Wrocławiu. Znawcy twierdzą,że najlepszy jaki grupa kiedykolwiek zagrała w naszym kraju.
Ale odbiegam od tematu.
Owa feralna noc „rozjeżdżania amplitud”poprzedzała wigilię.
Ponieważ przysnęliśmy dopiero rano to i pospaliśmy do 11.00 . A po przebudzeniu byliśmy praktycznie tak samo zmęczeni.
O kolacji z rodzinką myślałem z lekkim przerażeniem. Bo zmęczenie powodowało,że byłem tak zobojętniały i zrezygnowany,że jedynym pragnieniem było tylko to, żeby już było po wszystkim i żebym mógł wrócić do łóżka.
O dziwo jednak jakoś się rozkręciliśmy a córki zrobiły nam prezent i dały spokojnie zjeść kolację wigilijną.
Naprawdę byłem zaskoczony bo spodziewałem się czegoś zupełnie innego- ciągłego zrywania si,e od stołu, karmienia, przewijania, uspokajania i tak dalej.
Było to tyleż miłe co i niepokojące. Bo obawiałem się,że to cisza przed nocną burzą i zawieruchą.
I tu spotkała nas kolejna niespodzianka bo noc nie była taka zła.
Za to pierwszy dzień świat to masakra. Chyba przez pogodę i gwałtowne ocieplenie łeb miałem jak bania.
Zeżarłem koleżance małżonce cały apap forte. Trochę bez sensu bo przecież wiem,że na mnie nie działa,ale etopiryny nie znalazłem.
Za to późnym wieczorem wygrzebałem jeszcze dwie zapomniane tabletki ibupromu, który popiłem litrem wody mineralnej.
I dopiero wtedy powolutku zacząłem dochodzić do siebie.
Poczułem się na tyle dobrze,że wreszcie wyłączyliśmy odmóżdżający telewizor i zrobiliśmy sobie wieczór muzyczny. Z koncertowymi płytami Pearl Jam.
Słuchaliśmy, naprawdę głośno, rożnych wersji „Crazy Mary”, „Corduroy” i coverów -choćby znakomitego „Little Wing”.
Dziewczyny nie spały ,ale nie protestowały, koleżanka małżonka buszowała w internecie a ja starałem się wynagrodzić psu brak zainteresowania w ostatnich dniach.
Jednym słowem powszechna sielanka i zadowolenie.
W sumie chyba najbardziej zadowolony był pies.
Potem trochę zamieszania zrobiło się przy kąpaniu ponieważ nasz czworonóg postanowił asystować przy tych działaniach.
Ponieważ nasze córki w kwestii kontaktów z wodą prezentują dwa odmienne stanowiska to jedna z kąpieli zawsze jest dosyć głośna. Mimo,że staram się bardzo delikatnie oswajać córę z wodą i mruczę uspokajająco to i tak odpalenie syreny alarmowej to tylko kwestia czasu.
A husky jak to husky- daj mu tylko pretekst do wycia.
Dziecko Frankensteina wyje, pies baskerwilów mu wtóruje- to nie jest zabawa dla mięczaków.
Na szczęście wycie psa trochę dekoncentruje dzieciaka a z kolei jego zamilkniecie zbija z tropu psa i jakoś udaje się dobrnąć do końca.
A potem najlepsze. Prawie pięć godzin snu, dwugodzinna przerwa i znowu prawie trzy godziny.
Rany boskie! Jaki luksus!
Jestem w stanie nawet rozważyć kwestię próby napisania posta.
Czuję się tak dobrze,że nie budząc żony, samodzielnie obsługuję pociechy, jednym okiem oglądając na Animal Planet film o niesamowitych stworach żyjących w głębinach Amazonki. A potem kawka i do kompa.
I tu pojawia się drugi z problemów, o których pisałem.
To co w tej chwili przeżywam trochę trudno mi opisać w konwencji- ironiczno- zgryźliwej i z dystansem.
A nie chcę popadać w patos, banał i pretensjonalne rozczulanie.
To miał być taki męski blog psiakrew.
Taki z ironicznymi uwagami, rzucaniem mięchem i kłótniami z przeciwnikami in vitro.
A ja przez ostatni tydzień rozczulam się ,roztkliwiam, karmię, przewijam, przytulam, albo po prostu na palcach podchodzę do łóżeczek i ...patrzę.
No jasny gwint macho tak nie postępuje.
Macho powinien napić się wódki, wysmarkać w palce i obudzić kobietę mrucząc z pretensją, że dzieci głodne i ktoś musi barszcz z uszkami mężowi podgrzać.
Może spróbuję?
W końcu trochę po „machowsku” się czuję.
Przecież przez ostatni tydzień zajmuję się głównie rozbieraniem dziewczyn.
Kurczę przez całe życie nie robiłem tego tyle razy ile przez te kilka dni.

12 komentarzy:

  1. Markus, my Dear!

    Nie wiem, czy Cie to pocieszy, ale każdy rodzic miał tak samo! :-)))) Ja, kiedy Jędrek miał około 1,5 miesiąca i megakolki, mało nie wlazłam z nim w wózku pod samochód, bo taka byłam niewyspana. Ale moje największe odkrycie rodzicielskie dopadło mnie w Klifie, kiedy przeszczęśliwa poszłam tam SAMA na jakiś shopping między karmieniami (Piotr łaził z Jędrkiem dookoła Klifa na wszelki wypadek). Okres kolki wtedy był w zenicie, kolka objawiała się nad ranem, a w dzień odespać nie mogłam, bo Jędras nie spał w domu, tylko zmuszał mnie codziennie do dwóch trzygodzinnych spacerów, a podczas spacerowania spać jednak trudno. I wtedy w tym Klifie, patrząc na tłum mijających mnie ludzi pomyślałam - Jezu kochany! I wszyscy ci ludzie mieli kiedyś kolki!

    Aha, i w tym pierwszym okresie stwierdziłam też, że jestem już pewna, że jeśli by mnie mieli torturować brakiem snu, wyśpiewam absolutnie wszystko bez najmniejszych oporów.

    Całuski świąteczne! Dacie rade, believe me!
    :-)))))

    K

    OdpowiedzUsuń
  2. O rany... Szkoda że rodzice nie opowiedzieli mi nigdy jak to było w szczegółach kiedy ja i moja siostra bliźniaczka byłyśmy małe... Niezły hardcore... :) Ja podobno płakała niemal non stop do 2 roku życia i jak teraz pomyślę, że jest duże prawdopodobieństwo, że też będę miała bliźnięta... To może pójdę jeszcze się przespać... tak na przyszłość... ;)

    Pozdrawiam całą Waszą Rodzinkę.

    Joanna

    OdpowiedzUsuń
  3. Na początek gratuluję i dodam: a nie mówiłam, że bycie rodzicem bliźniąt to nie je bajka ale kurde bitwa. Ale pocieszę Was - wszystko się unormuje choć u nas to jeszcze różnie z tym bywa. Najważniejsze, że maluchy nie budzą się już o 23.00 i później co 2 godziny ale już koło 2.00 i później co 2 godziny. Pamiętam zapiski - podobne do Waszych czyli które dziecko karmione ściągniętym mlekiem (w jakiej ilości i o której) a które Nanem. A i powiedz drevni, że z czasem jak będzie odciągać regularnie to dla dwójki wystarczy. Polecam odciąganie co 2-3 godziny metodą 7-5-3. Rewelacyjnie pobudza laktację. Ja po 3 miesiącach ściągam po 120 ml z każdego cyca i Nana podaję tylko na noc bo synu zjada 160 ml a to zbyt wiele na mój (czy on aby jest jeszcze mój?) biust ;). Niech pisze smski albo dzwoni gdyby miała pytania :). Dzielni jesteście.
    A teraz idę spać.Pamiętajcie, że sen jest bardzo ważny. Ja cierpię na jego straszny brak bo z natury śpioch ze mnie straszny. No to całuski dla dziewczynek.

    OdpowiedzUsuń
  4. "Nadzieja przychodzi do człowieka wraz z drugim człowiekiem." Dante Alighieri
    Dziękuję tobie i twojej żonie za nadzieję, którą mi daliście.
    ... przeszło rok temu byłam częstym bywalcem bociana, z drevni lubiłyśmy żartować, miałam nawet wasze zdjęcia na mailu :), życie zmusiło mnie zrobić pauzę w walce o dziecko, znikłam z bociana aż do dzisiaj. Włączyłam tvn a tu hmm mąż drevni, przeczytałam twój blog od a do z i poryczałam się z waszego szczęścia. Daliście mi siłę i nadzieję. I za to chcę wam z całego serca podziękować.
    Gratuluję dziewczynek i czekam aż pojawią się te małe cuda na zdęciach.
    Pozdrowienia dla drevni , może mnie jeszcze pamięta.
    natasza3210 z bociana :)

    OdpowiedzUsuń
  5. gratuluję występu w tvn stąd wiem o twoim blogu. jest świetny, dzieciaczki będą miały fajną pamiątkę. Moja koleżanka spodziewa się bliźniąt i ma już 4 letnią córeczkęi widzę, że będzie niezła jazda. pozdrawiam kasia

    OdpowiedzUsuń
  6. Kochani, muszę Was niestety rozczarowac... to, że teraz jedno z dzieci śpi, a drugie wyje - to norma... na początku - niestety to się zmienia po około 2 m-cach :P A rytm dnia generalnie udaje się wypracowac po około 4-5 m-cach (przy dobrych wiatrach ;)). Zatem zwierajcie szyki i bądźcie gotowi na jazdę bez trzymanki :P Na pocieszenie - półroczne bliźniaki to bajka! Cud, miód i orzeszek :) Dzielna mamo zadzwoń jak się okrzesasz.
    Buziam,
    Monia & co.

    OdpowiedzUsuń
  7. O Pańskim blogu dowiedziałam się dziś rano w dzień dobry tvn i czytając go teraz stwierdziłam, że należy się Wam podziw. Sama nie mam jeszcze dzieci, ale po prześledzeniu tego co Pan pisze i po komentarzach od ludzi sądzę, że pomimo wsyzstkiego te nieprzespane noce są tego warte, bo nie ma nic lepszego jak uśmiech dziecka:) Pozdrawiam i życzę szczęśliwego Nowego Roku 2010. :) K.

    OdpowiedzUsuń
  8. Przypadkowo oglądałem dziś DDTVN z Pańskim udziałem dzięki temu dowiedziałem się o istnieniu tego bloga. Gratuluje wytrwałości. Będę zaglądał ty codziennie. Pozdrawiam serdecznie.....

    OdpowiedzUsuń
  9. Witam,
    Na początek gratuluję dwóch szczęść!!! Ja mam jednego 10miesięcznego i cały czas marzę o przespanej nocy - wiem nie pocieszam pisząc takie słowa ale u każdego dziecka wygląda to inaczej i życzę szybko przespanych nocy.

    Świetnie pisany blog
    Powodzenia w pisaniu i wytwałości.
    Do Siego roku!!!

    OdpowiedzUsuń
  10. Dziękuje za cudownego bloga, życze nadal odwagi i wytrwałości w pisaniu.
    Przesyłam mnóstwo ciepłych myśli dla wspaniałej Rodzinki.
    Mama cudownej Córeczki poczętej na szkiełku:)

    OdpowiedzUsuń
  11. natasza 3210 oczywiście że pamiętam!
    dziękuję z całego serca za miłe słowa.. i w Nowym roku życzę nowej nadziei i serduszka pod sercem...
    ściskam z całych sił!
    drevni

    OdpowiedzUsuń