czwartek, 14 stycznia 2010

Lekko zaległa prasówka

Piękny poranek. Na termometrze minus dwadzieścia stopni a śnieg skrzy się w promieniach ostrego zimowego słońca. Dzięki córkom obejrzałem wschód słońca a teraz po zapakowaniu ich z powrotem do łóżek mam wreszcie chwilę da siebie.
O ile koleżanki–pociechy zamierzają pospać. W tej chwili jedna (Iron Maiden) wydaje lekko niepokojące chrząknięcia. Niepokojące o tyle,że oznaczają ,że nie śpi. A swoją drogą ostatnio stwierdziliśmy,że nasza córka wydaje odgłosy jak tautaun.
A ponieważ ostatnio dotarło do mnie jak bardzo jestem stary i że są już na tym świecie ludzie, którzy nie znają pierwszej trylogii Lucasa więc tłumacze,że chodzi o te dziwaczne wierzchowce z planety Hoth, które przypominają skrzyżowanie kangura z baranem :-))
A teraz zanim do prasówki przejdę, pozwólcie ,że odniosę się do komentarzy po ostatnim postem.
Po pierwsze dzięki za zrozumienie walki o słuszną sprawę :-)
Po drugie: Metallikaę walczyłem przed ostatnim koncertem do tego stopnia ,że tępiłem koników na allegro i zgłaszałem nadużycia (dopóki ktoś lepiej zorientowany nie poradził mi bym odpuścił, bo podobno tym procederem często zajmują się grupy przestępcze). No i na Metallice już raz byliśmy z koleżanką małżonką.
To była trasa po słabiutkiej płycie "St.Anger" i nie było trudności z kupnem biletów. A Heatfield i ferajna chyba to zrozumieli bo na setliście chyba był tylko utwór tytułowy a reszta to już była klasyka.Koncert był FANTASTYCZNY.
A co do ocen "dno" to też jestem zaintrygowany. Nie mam oczywiście nic przeciwko. Tym bardziej,że w końcu sam wstawiłem opcję oceniania :-), ale rzeczywiście chętnie bym się dowiedział cóż tak bardzo czytelniczce/czytelnikowi się nie podoba?
No dobra to by było tyle.
Teraz nadrabiam zaległościgazetowo-internetowe.
Najpierw się lekko stabloidyzuję:niedawno wyczytałem że Jennifer Lopez, prywatnie matka bliźniaków, jest zdecydowaną przeciwniczką in vitro.
W wywiadzie dla „Elle” stwierdziła ,że jest zdecydowaną „tradycjonalistką” i nawet kiedy gra w filmie postać, która „odwołuje się do in vitro” to nie chce „być utożsamiana z jej poglądami”.
Jakos nie jestem tymi informacjami zdruzgotany.
Piszę o tym po prostu jako o „branżowej” ciekawostce.
Za to lektura kolejnych artykułów dostarczyła mi odrobinę satysfakcji.
Pamiętacie jak pisałem o tym,że kwestia in vitro okaże się dla większości polityków niepożądanym „gorącym kartoflem”?
No i proszę, w Dzienniku możemy przeczytać o tym,że nie tylko PO chce odwlec dyskusje o zapłodnieniu pozaustrojowym na czas po wyborach. Teraz dołączył PIS. A konkretnie szefostwo tej partii.
Po raz kolejny okazuje się,że „invitrova afera” to dla pojedynczych polityków sposób na zaistnienie w mediach i wyrobienie nazwiska. Natomiast dla partii politycznych to raczej kłopot.
Anonimowy „bliski współpracownik Jarosława Kaczyńskiego” twierdzi,że pryncypał obawia się iż to ,że niektórzy pisowcy poprą „niepoprawny politycznie” projekt posłanki Małgorzaty Kidawy-Błońskiej ,zamiast dzieła pana, którym straszymy dzieci , może być źle odebrane przez prawicowy elektorat.
Dlatego pisowska wierchuszka robi co może by wewnętrzną dyskusję odłożyć w czasie.
Jednak to,że ja odczuwam satysfakcję z trafnej prognozy politycznej pogody nie jest sprawą najważniejszą.
Ważne jest to,że strusia polityka spowoduje ,że maleje szansa na wykorzystywanie tematu in vitro w kampanii wyborczej, która jak pokazuje doświadczenie z reguły nie wpływa korzystnie na poziom dyskusji.
Z reguły sprowadza się do wykrzykiwania medialnych hasełek i truizmów raz wygadywania wyssanych z palca głupot.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz