Jak widzicie kiedy mogę odrabiam gazetowe zaległości. Bo czytanie książek w obecnej sytuacji mija się trochę z celem :-))
Może jak dzieci trochę bardziej się wyregulują. Bo nauczony smutnym doświadczeniem ostatnich dni nie zamierzam już naiwnie trąbić o „powrocie normalności”.
Nie mogę się oprzeć wrażeniu,że już wkrótce za normalność będę zmuszony uznać stan obecny.
W każdym razie trafiłem ostatnio na dwa teksty, które w ciekawy sposób się zazębiły. Do tego stopnia,że nie wspomniałem o nich w poprzednim poście i postanowiłem poświęcić im osobny tekst.
Ostatnio wpadł mi ręce Duży Format z 7 stycznia a w nim reportaż pt. „Paląca ciekawość”.
Rzecz jest o ludziach, którzy zostali poczęci dzięki metodzie in vitro z wykorzystaniem nasienia dawców.
W Wielkiej Brytanii do 1991 roku dawcy nasienia byli całkowicie anonimowi. Co więcej nie było żadnych ograniczeń dotyczących tego w ilu przypadkach można wykorzystać ich materiał genetyczny.
Po latach okazało się zresztą ,że z pozyskaniem dawców były na początku tak duże problemy ,że dawcami zostawali … lekarze przeprowadzający zabiegi.
Trąci hard corem, nieprawdaż?
Ale nie o tym tak naprawdę jest ten artykuł. Są w nim opisane historie ludzi, którzy w pewnym momencie swojego życia dowiedzieli się,że ich ojcami są jacyś obcy i często anonimowi ludzie.
Co więcej w niektórych przypadkach może to oznaczać,że mają na przykład setkę rodzeństwa!
Sytuacja została unormowana po tym jak pewna kobieta uznała,że to iż nie jest w stanie dowiedzieć się kto jest jej tatą stanowi pogwałcenie jej praw i poszła z tym do sądu. Sprawę przegrała, ale dzięki jej działaniom teraz gromadzone są dane dawców. Nie chodzi nawet o ich tożsamość tylko na przykład o kwestię chorób, które mogą mieć podłoże genetyczne.
Naprawdę ciekawy i poruszający to reportaż. O zagubionych ludziach szukających swojej tożsamości genetycznej, o ojcach, którzy mają problemy z zaakceptowaniem tego,że wychowują dzieci nieznanych dawców i o tym dlaczego wielu dawców woli nie ujawniać swojej tożsamości.
Jednego mi tylko zabrakło. Po lekturze osoba , która nie jest w temacie może odnieść wrażenie ,że zapłodnienie pozaustrojowe jest równoznaczne z wykorzystaniem nasienia dawcy.
Ja rozumiem,że ta kwestia nie była ważna dla autorki tekstu,ale czasem ręce mi opadają kiedy okazuje się ,że inteligentni i wykształceni ludzie, którzy dowiadują się o naszych „szklanych” perypetiach są święcie przekonani,że nie jestem biologicznym ojcem naszych córek.
A jakby człowiek nie był wyluzowany to jednak natury nie oszuka. Przecież jedną z pierwszych i najważniejszych kwestii jest dopatrywanie się we własnych pociechach podobieństwa do siebie czy swojego partnera.
A mnie osobiście, i pewnie egoistycznie, cholernie cieszy kiedy widzę jak jedna z księżniczek ssie język dokładnie tak jak ja- kiedy byłem dzieckiem. A druga kiedy śpi układa ręce identycznie tak jak tata.
Zresztą w artykule nie padło ani jedno słowo na temat takich przypadków ,w których wykorzystuje się komórki jajowe dawczyni.
Wiem, że popełniam podstawowy błąd osoby, której temat jest bliski i wymagam by w tekście, który przecież ma ograniczona objętość znalazły się wszystkie informacje.
Ale widzę jak bardzo taka solidna edukacja jest potrzebna naszemu społeczeństwu.
Tym bardziej,że potrafi ono być cholernie nietolerancyjne dla „inności.”
No i właśnie jeszcze o drugim artykule dwa słowa. Pojawił się on w pasku bocznym w zakładce „Media o in vitro”.
Tym razem kwestia medyczna tego samego problemu.
Chodzi o to,że niechęć części społeczeństwa może wynikać z tego, że niektórzy z nas zostali poczęci według innych reguł. Co może w lepszym przypadku oznaczać ,że są gorsi. A w gorszym,że lepsi. Bo nad gorszymi można się litować albo nimi gardzić. A lepsi mogą swoją innością prowokować zakompleksionych szaraków do agresji.
I znowu powraca kwestia chorób genetycznych. Naukowcy przewidują,że za jakiś czas selekcja zarodków do in vitro nie będzie potrzebna ponieważ selekcjonowane i wybierane będą już plemniki i komórki jajowe.
Dzięki temu rodzice obarczeni schorzeniami genetycznymi będą mogli mieć zdrowe dzieci.
Już w tej chwili w pilotażowych badaniach selekcjonuje się zarodki „ pod kątem braku w nich mutacji gwarantujących rozwój śmiertelnych i niebezpiecznych chorób jak na przykład mukowiscydoza”.
„W kolejce” jest wiele innych schorzeń- cukrzyca, nowotwory, choroby układu krążenia, psychiczne i tak dalej.
To rzeczywiście zaczyna trącić zabawą w boga.
Tyle,że który rodzic nie chciałby uchronić swojego dziecka przed takimi chorobami?
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz