Jasny gwint, co za dzień.Właśnie zakończyłem kilkugodzinną walkę o odzyskanie pliku z poprawionym tekstem do książki. Właśnie kończyłem dzisiejsza porcje pisaniny i miałem zrobić backup gdy coś pstryknęło w kompie i zobaczyłem niebieski ekran.
Spociłem się jak mysz bo przepadł miesiąc pracy.
Za cholerę nie mogłem ponownie otworzyć pliku-ciągle pojawiał się komunikat o jakimś błędzie "wejścia/wyjścia"-cokolwiek to znaczy.
Byłem naprawdę podłamany.
Na szczęście jakoś wybrnąłem z tej opresji i uczciliśmy to kieliszeczkiem nalewki z jeżyn :-)
I wreszcie mogę zabrać się za blog
Wczoraj padłem jak nieżywy przed telewizorem i przebudziłem się po północy. Oczywiście skołowany i połamany.
Na szczęście nocka w wykonaniu księżniczek ze szkiełka była całkiem przyzwoita i mogłem wstać po siódmej.
Nakarmiłem dzieciaki i zabawiając je zerkałem na kanał informacyjny, w którym było sporo gości wypowiadających się na temat in vitro.
I po raz kolejny gul zaczął mi skakać.
Żeby było śmieszniej wczoraj wieczorem dostałem zaproszenie do tego programu,ale odmówiłem.
No nie dajmy się zwariować. Nie tylko Garbaty może bronić naszego dobrego imienia i naszych praw. Ledwo wypakowałem graty z samochodu a tu znowu jechać? Sam prowadzić na razie nie mogę (gips) a koleżanka małżonka w roli kierowcy tym razem odpada bo i nie chcemy nadużywać dobrej woli dziadków podrzucając im dzieciaki.
A ciągnąć ich ponownie nie chcę.
Zresztą babcia DF już przy poprzedniej wyprawie burczała coś o nieodpowiedzialnych rodzicach, którzy „w taką pogodę” i „takie maleństwa” i w ogóle.
A jednak teraz kiedy słyszę wypowiedzi przeciwników in vitro to trochę żałuję.
Całkiem sensownie wypunktował ich poseł Palikot mówiąc o dryfowaniu w stronę państwa wyznaniowego i o „islamizacji” działań kościoła, który w niedopuszczalnym stopniu chce mieć wpływ na nasze życie.
Trudno sie z nim nie zgodzić. Zresztą mam wrażenie, że mimo iż poseł ów zaistniał dzięki kontrowersyjnym happeningom to na dłuższa metę ta ”tabloidyzacja” polityki szkodzi mu wizerunkowo.
Bo teraz kiedy facet mówi sensownie, na temat i naprawdę niegłupio to ludzie zamiast słuchać tego co ma do powiedzenia czekają tylko z czym tym razem wypali.
A skoro o mediach mowa.
Ubiegłotygodniowe zaproszenie do DD TVN jak zwykle mile podłechtało moja próżność. A jednak najzwyczajniej po ludzku nie chciało mi się jechać. Zresztą z łapą w gipsie nie powinienem siadać za kółkiem a połączenie kolejowe Polski B ze stolicą to jakaś wieloprzesiadkowa masakra.
No i do tego jedna z córek z katarem.
Jednym słowem postanowiłem się, tym razem, wymigać.
-Ojej- usłyszałem w słuchawce- Ale to nam cały temat rozłoży, bo już jeden rozmówca nam odmówił.
Westchnąłem, że bardzo mi przykro, ale...
-A wie pan ja wyczytałam na blogu,że powstaje książka! I bardzo to mnie zainteresowało. Myślę,że prowadzących program również i o tym byśmy chcieli porozmawiać.
Jednym słowem trafiłem na godnego przeciwnika w negocjacjach.
A jak wyszło pewnie sami widzieliście.
Oj nagadałem się jak głupi o blogu i książce ;-))))
Ale wyjazd był w sumie ciekawym doświadczeniem.
Dopiero drugi raz jechaliśmy tak długo z dzieciakami.
W hotelu dziewczyny oszalały ze szczęścia i do 22.00 nie mogliśmy ich opanować. A o usypianiu w ogóle mowy nie było.
W końcu jednak wszyscy spokojnie zasnęliśmy.
Rano wstaliśmy bardzo wcześnie żeby spokojnie się pozbierać.
Kiedy ludzie z TVN dowiedzieli się,że przyjedziemy całą czwórką zapytali czy dziewczynki nie mogłyby wystąpić na wizji. Teraz więc trzeba było przygotować im kreacje i tak dalej.
Zjechałem więc windą do samochodu po kilka drobiazgów.
Otworzyłem pilotem samochód.
I wtedy zaczęły się kłopoty.
Centralny zamek zadziałał, ale jakoś niemrawo.
Spróbowałem ponownie zamknąć samochód, ale teraz mechanizm był całkiem martwy.
Już po chwili wiedziałem co się stało i kląłem jak szewc.
Kiedy wieczorem kursowałem z tobołami, do pokoju i z powrotem, po prostu nie wyłączyłem oświetlenia kabiny.
Akumulator rozładował się kompletnie.
Co gorsza samochodu nie dało się zamknąć.
Nawet kluczykiem.
Masakra!
W tym momencie zadzwoniła pani z pytaniem kiedy dotrzemy do studia bo już na nas czekają.
Musiałem więc w centrum stolicy zostawić otwarty samochód i pognałem po dziewczyny.
Na szczęście to tylko kilka kroków.
Kiedy wjechaliśmy do poczekalni od razu okazało się kto tu jest gwiazdą. Dzieci frankensteina ze spokojem przyjęły zachwyty i hołdy.
Tak jakby robiły to każdego ranka.
A jednak to garbatego tatula zaciągnęli na fotel w celu upudrowania.
No tak, ładni nie muszą się tak starać.
Makijaż robił mi facet co jeszcze bardziej pogłębiło dyskomfort jaki zazwyczaj odczuwam podczas tej niemęskiej czynności.
-Do wejścia dwanaście minut rozległ się donośny, męski głos.
A chwile później siedząc przed lustrem zauważyłem , że za moimi plecami przedefilowała Kinga Rusin... w wałkach na głowie.
A więc znani i lubiani też są zwykłymi ludźmi- pomyślałem.
Mógłbym nawet zaryzykować hipotezę,że podobnie jak zwykli śmiertelnicy również chodzą do toalety.
Brawurowa teza,ale myślę,że do udowodnienia.
Siorbnąłem herbaty,zamieniłem kilka słów z Darkiem, który razem ze mną miał się produkować i już po chwili ciągnęli nas na kanapę w studiu.

Za plecami „gwiazdy piosenki”, która produkowała się na wizji.
-No dobra to pan usiądzie tutaj- zarządził sympatyczny chłopak w słuchawkach z mikrofonem na głowie- A dzieci tu na dywanie. Chyba nie uciekną?
O mało nie parsknąłem śmiechem. Gotów byłem założyć się o każdą sumę ,że w ułamku sekundy „rozraczkują” się po całym pomieszczeniu.
-To jak będzie?
-Niech pan to z nimi ustala. Ze mną to może pan sobie tylko pogadać- mruknąłem.
-Uwaga! Piętnaście sekund do wejścia!-usłyszeliśmy.
W momencie, w którym na skierowanej nas kamerze rozbłysło czerwone światełko połowa moich córek ruszyła na zwiedzanie studia. Oczywiście wychodząc z kadru.
Jej wybór.
Drugą posadziłem sobie na kolanie i się zaczęło.
Właśnie starałem się możliwie składnie odpowiedzieć na jakieś pytanie kiedy poczułem znajome bulgotanie w pieluszce dziecka.
„No córa przechodzisz do historii telewizji,jako pierwsza osoba, która zrobiła kupę na wizji”-pomyślałem.
Jednocześnie bardzo starałem się zachować powagę.
I kiedy zacząłem zastanawiać się kiedy wreszcie będę mógł wspomnieć o kilku ważnych sprawach....
-Dziękujemy bardzo naszym gościom. A po reklamach...
Chwilę później usłyszałem:
-No panowie, jak na standardy telewizyjne to było wyjątkowo długie wejście.
Jako dziennikarz miałem tego pełną świadomość, ale byłem trochę rozczarowany tym,że właściwie musieliśmy odpowiadać na te same pytania co zawsze.
Za to humor poprawił mi się kiedy w poczekalni ucięliśmy sobie miłą pogawędkę z pewną znaną dziennikarką i jednocześnie krytykiem literackim.
Zawsze ją ceniłem,ale nie sądziłem,że „na żywo” jest tak sympatyczną osobą.
Moja sympatia osiągnęła apogeum kiedy usłyszałem,że postara się pomóc znaleźć wydawcę dla papierowych Dzieci Frankensteina.
Kilka minut później zjechaliśmy na parter prosto w ramiona prozy życia.
Wymontowałem z samochodu akumulator i wyciągnąłem z bagażnika prostownik, którego jakimś cudem ostatnio nie wypakowałem.
A potem targając akumulator wkroczyłem do hotelowego holu.
Mijając wygajerowanych Azjatów, nadętych Francuzów i ciągnących walizki ma kółkach dwóch kolesi w turbanach.
Noooo Garbaty to się potrafi wtopić w tłum :-)
W pokoju podłączyłem akumulator do ładowania i poszliśmy zjeść późne śniadanie.

Najedzeni i w dobrych humorach ruszyliśmy w drogę powrotną.
Ponieważ nie musiałem koncentrować się najeździe mogłem oddać się refleksji.
-Wiesz- zagadnąłem żonę- zaczynam dochodzić do wniosku,że robie się znany. Facet znany „z tego, że ma dzieci”! Jedyny w swoim rodzaju. No doprawdy wiekopomne osiągnięcie. No kto mi dorówna...