sobota, 16 października 2010

Kciukgate 2-Powrót

Zgodnie z wczorajszą zapowiedzią właśnie nastawiłem wodę na kawę i siadam do klawiatury.
Trochę wolno mi to pisanie idzie, ale mam nadzieje,że wkrótce nabiorę wprawy.
Żeby nie wprowadzać histerycznej atmosfery uspokajam ,ze mój pobyt w szpitalu był od dawna zaplanowany i generalnie nic takiego się nie stało.
To po prostu bezpośrednia kontynuacja wydarzeń, o których wspominałem kiedyś w poście pt. „Kciukgate”.
Na operację miałem już pójść kilka miesięcy temu,ale przełożyłem ją żeby nie zostawiać mojego babińca.
W końcu jednak nadszedł moment z gatunku „teraz albo nigdy”. Ponieważ wiedziałem, że przez jakiś czas będę „niezdatny” do cięższych albo bardziej precyzyjnych prac, rzuciłem się do roboty.
Przygotowanie ogrodu do zimy, porządki w piwnicy, zamówienie węgla i tysiąc pięćset czterdzieści trzy inne sprawy, które do tej pory odwlekałem, teraz pochłonęły mnie całkowicie.
Noc przed pójściem do szpitala spędziłem na wstawaniu do dziewczynek i walce z instalacją CO. Najpierw nie mogłem rozpalić w piecu, potem okazało się,że instalacja jest zapowietrzona a kiedy zacząłem dopuszczać wodę to zaczęło zalewać kotłownię... i tak dalej i tak dalej.
A,że do tego zbiegło się to w czasie z bardzo trudnym okresem w pracy to naprawdę nawet nie miałem siły Was uprzedzić,że na chwilę zamilknę.
Inna sprawa,że plan miałem wprost przeciwny.
Niedawno dostałem służbowego netbooka z bezprzewodowym dostępem do internetu i nastawiałem się na ostre blogowanie w szpitalu.
No, ale Garbaty to przecież człowiek, którego szczęście uważa ,że wystarczająco napracowało się przy in vitro. I od tego czasu jest na urlopie.
I sprzęt, po zaledwie trzykrotnym odpaleniu wylądował w serwisie gdzieś po Budapesztem.
Cóż było robić.
Cofnąłem się do czasów średniowiecza i zapakowałem do torby zeszyt i ołówek.
A potem koleżanka małżonka odstawiła mnie do szpitala.
Czułem się trochę tak jakbym jechał na urlop.
Jakoś w ogóle nie myślałem o tym, że może mnie boleć, że szpital itd.
Myślałem o tym,że wreszcie wyrwę się z otępiającej prozy pracy i trochę powysypiam.
No i jeszcze perspektywa odzyskania sprawności kciuka!
Chociaż jak pomyślałem co mi będą z nim wyczyniać to robiło mi się lekko słabo.
Humor siadł mi jednak zaraz po przyjęciu do szpitala kiedy usłyszałem od chirurga
-To co jednak pan chce? Ja to na pana miejscu bym się zastanawiał.
Krew mnie zalała, bo rzeczywiście decyzja, z wielu względów, nie była łatwa. Byłem po konsultacjach z kilkoma specjalistami i w końcu ten sam lekarz uznał,że warto spróbować.
No a teraz wydziwia.
-Panie doktorze, ja też się waham. Ale ku czemu pan się skłania?
-A pan?
No masz babo placek.
-No, ja jestem minimalnie za.
-No, dobra, to robimy.
-Świetnie. To co, tak jak pan mówił, dzisiaj?
-Zobaczymy. Niech pan idzie na salę i poczeka.
Nie wiedziałem wtedy jeszcze jak długo przyjdzie mi poczekać.
Za to już po kilku godzinach strasznie tęskniłem za moimi dziewczynami.

Cdn
(spokojnie, już piszę :-)-jeszcze dzisiaj kolejny „premierowy odcinek”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz