piątek, 1 stycznia 2010

Jaki sylwester taki ....


No i mamy nowy rok. Siedzimy przed telewizorem i oglądamy film przyrodniczy. Patrząc na perypetie pary białozorów, które mają problemy z wykarmieniem młodych myślę tylko o tym,że ich pisklęta w nocy raczej śpią.
Też mi wysiłek- przespać noc a potem trochę popolować.
Ja tam wolałbym całą noc spokojnie przespać a potem wyskoczyć do sklepu na zakupy.
Ale ni,ni,ni, niiii....
Nie taki los jest nam najwyraźniej pisany.
Do tej pory tylko jedna z księżniczek ze szkiełka dawała nam ostro popalić. Druga była konkretna. Dwie i pół godziny snu, przewinięcie, szybkie karmienie i można było spokojnie wracać do łóżka.
Druga była bardziej wyrafinowana w utrudnianiu rodzicom życia i jej sekwencja nie dość,że była nieprzewidywalna to jeszcze do tego o wiele bardziej skomplikowana:
Podczas przewijania zazwyczaj czekała aż zbliżę się do końca tej operacji i w momencie gdy wyczyszczoną i nasmarowaną zamierzałem zapakować w nowa pieluchę urządzała sobie zawody w sikaniu do celu. Znaczy do tatula.
Tatulo ,ma przyzwoity refleks więc najczęściej unika trafienia ,ale procedura przewijania irytująco się komplikuje i przedłuża. Potem jest karmienie. Powolne, bo przecież arystokratce nigdzie się nie spieszy.
W pewnym momencie daje do zrozumienia,że wystarczy.
Teraz już wiem ,że to podła podpucha i ,że chce tylko uśpić naszą czujność. Gdy tylko spróbuję odłożyć ją do łóżeczka kategorycznie i głośno zacznie domagać się dokładki.
A kiedy wreszcie najedzona trafi do swojego wyrka zaczyna się zabawa „ja wyję,że chcę smoczek, ty mi go wkładasz do dzioba a ja wypluwam i dalej i drę aż znowu go włożysz a wtedy ja ponownie wypluwam...”.
Nie jestem tylko pewny kto i kiedy wygrywa w tej rywalizacji. Czy chodzi o to by tata zaczął kląć pod nosem co spowoduje upomnienie ze strony koleżanki małżonki bo „ złe emocje rozsiewam a na dzieci nie można się denerwować”. Czy też może chodzi o to żeby zacząć domagać się smoczka w jak najbardziej irytującym momencie.
Podejrzewam to drugie więc na ogół po wetknięciu zatyczki do dzioba czekam aż wypluje.
Ale ona nie jet głupia też czeka. Aż przyłożę głowę do poduszki.
I nieważne jak długo będę warował przy łóżeczku ona i tak wrzaśnie gdy już umoszczę się w łóżku.
No i najwyraźniej przekonała siostrę, że to najlepsza zabawa na świecie.
Jednym słowem nie pospaliśmy w tę sylwestrową noc.
A zaczęło się tak obiecująco.
Nawet cieszyliśmy się na takie kameralne i spokojne pożegnanie tego , pełnego wrażeń roku.
Wreszcie nie trzeba było się martwić o to gdzie spędzić sylwestra, jaka wybrać kreację i o to dlaczego za te kilka godzin imprezy trzeba zapłacić tyle kasy.
Zresztą już w ubiegłym roku zbuntowaliśmy się i zamiast imprezy w knajpie zorganizowaliśmy ognisko i grill w ogrodzie. W kilkanaście osób balowaliśmy przy kilkunastostopniowym mrozie. Było tak zimno ,że piwo w puszce zamarzło mi zanim je dokończyłem. Tajemnicą sukcesu tamtej imprezy była natomiast cytrynówka domowej roboty. Trunek tyleż smaczny co zdradziecki z uwagi na to,że jego moc jest ustalana „na oko” i raczej z tendencją do zawyżania procentów. Co czasem owocuje pewnymi, zaskakującymi przygodami i ekscesami,ale rozgrzewa fantastycznie.
Tym razem miało być jeszcze bardziej domowo. Tylko nasza czwórka. No i psiaki, które przed północą musieliśmy zgarnąć do domu,żeby nie stresowały się fajerwerkami odpalanymi przez sąsiadów.
Wcześniej ja zrobiłem sałatkę (niestety bez groszku -no cóż karmiąca matka) a koleżanka małżonka śledzie w pomidorach oraz przygotowała deskę serów plus oliwki i suszone pomidory w oleju.
Do tego półwytrawne wino musujące a na deser „mamusinowy” pyszny sernik.
Było całkiem miło mimo,że po jedenastej miałem straszny kryzys i zacząłem podsypiać.
Jednak po wypiciu kawy jakoś dotrwałem. A kiedy o północy wyszliśmy na dwór oglądać fajerwerki rozbudziłem się już całkowicie.
Spać poszliśmy po pierwszej.
Kilka minut później nasze córy rozpoczęły ostrą rywalizację w grze , którą wcześniej opisałem.
No cóż nikt nie mówił,że będzie lekko.
I teraz zastanawiam się nad interpretacją powiedzenia „jaki sylwester taki cały rok”.
Czy liczy się czas przed północą czy po niej?
Bo końcówka roku dramatycznie różniła się nastrojem od pierwszych godzin nowego roku.
Obawiam się jednak, że możemy mieć przerąbane.
Jakoś nie wierzę,że cały rok spędzimy popijając winko,zagryzając smakołyki i oglądając Harrego Pottera na zacinającym się odtwarzaczu DVD.

7 komentarzy:

  1. Od kilku dni czytam i jestem zachwycona :). Mężowi podczytuję, bo jak na faceta przystało, udaje, że go blog o dzieciach nie interesuje :-)))), ale ja wiem, że czeka, aż mu poczytam więcej.
    Też mamy ślicznego bobasa ze szkiełka (ale pojedynczo) i tak samo walczymy od początku z usypianiem, smokiem itd. Tyle, że tatulek w nocy nie wstaje, bo to ja karmię piersią, a tatuś pod pretekstem, że chrapie i chce mi się dać wyspać, sypia sobie spokojnie w pokoju obok :). Pozdrawiam ciepło całą rodzinkę i gratuluję talentu w pisaniu. Blog genialny!!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Wszystkiego najlepszego w nowym roku dla całej rodzinki :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Hihi jak zwykle oboje z mężem się uśmialiśmy:)
    Najlepszedo dla całej Rodzinki!

    OdpowiedzUsuń
  4. Zdjęcie jest pirwsza klasa:)

    Pozdrawiam

    Joanna

    OdpowiedzUsuń
  5. Witam,
    I my mamy Świeżo Upieczonego, to znaczy Urodzonego Syna Frankenseina (5 listopada):) Dlatego tak fajnie czytało się tego posta, jakby o nas był! Gratulujemy Córeczek i życzmy sobie przynajmniej tak fantastycznego roku 2010 jaki był 2009!

    OdpowiedzUsuń
  6. Życzymy Samych radości w nowym roku. Unormuje się - już niedługo czeka was sen i pobudka co trzy godziny :).
    Pozdrawiamy Agata z mężem, Wiktor i Maja.

    OdpowiedzUsuń
  7. :-) czyta sie bosko
    zyczymy wszystkiego dobrego a przespane noce zaraz do Was zawitaja, nie bedzie zle!
    My mamy dwa juz dwuletnie "Frankusie" obu plci i powiem, ze teraz to po prostu eldorado.
    Pozdrawiamy

    OdpowiedzUsuń