czwartek, 21 października 2010

Znowu się zaczyna

Poprzedni post piałem w błogiej nieświadomości w zaciszu naszego gościnnego pokoju.
Ustaliliśmy z koleżanka małżonką, że teraz kiedy jestem na zwolnieniu powinienem codziennie poświęcać dwie-trzy godziny na blogowanie i redagowanie papierowej wersji Dzieci Frankensteina.
I właśnie w poniedziałek zaczęliśmy testowanie tego systemu.
Rano nakarmiłem dzieciaki i je pozabawiałem a po dziesiątej udałem się „do pracy”.
Coś tam wystukałem i naskrobałem rysunek. A potem usiadłem nad próbnym, wydrukiem książki.
Pracowałem przy wiekowym komputerze stacjonarnym, w którym nawet zegar nie był porządnie nastawiony.
W pewnym momencie postanowiłem zrobić sobie przerwę. Zszedłem na dół i zastałem żonę przed telewizorem.
Właśnie nadawali relację na żywo z Łodzi gdzie jakiś szaleniec zamordował dwie osoby w biurze poselskim.
Poruszony odłączyłem od ładowarki swój telefon i poszedłem z nim z powrotem popisać. Po drodze wklepałem pin. Kiedy tylko telefon się włączył zobaczyłem na ekranie informację o kilkunastu połączeniach.
Nie znałem żadnego z numerów i właśnie zastanawiałem się czy oddzwaniać gdy telefon zawibrował.
Kolejny numer, którego nie znałem.
Pomyślałem, że to może być dziennikarka z TVP bo ludzie z „boćka” ostrzegli mnie ,że dali jej mój numer ponieważ telewizja szuka kogoś do programu o naprotechnologii.
-Dzień dobry dzwonię z telewizji TVN-usłyszałem w słuchawce.
Asystent „gwiazdy dziennikarstwa” pytał czy może do nas podesłać reportera z prośbą o skomentowanie tego co w związku z in vitro dzieje się w sejmie.
„Oho, znowu się zaczyna”-pomyślałem bez nadmiernego entuzjazmu.
Po szybkiej konsultacji z koleżanką małżonką zgodziliśmy się i wtedy okazało się,że reporter będzie za kilkanaście minut.
Co wprawiło nas w lekki popłoch bo dziewczynki właśnie konsumowały bułeczki maślane i cały pokój pokryty był dosyć dokładnie okruszkami zmieszanymi z zabawkami, ubrankami i dziećmi.
Mniej więcej w takiej kolejności.
Żona mruknęła ,że idzie „założyć twarz” i pobiegła zrobić sobie makijaż a ja zacząłem ubierać Dzieci Frankensteina bo wymyśliłem,że wywiadu udzielimy w plenerze.
Reporterowi pomysł się spodobał i poprodukowaliśmy się trochę przed kamerą na tle liści osypujących się z jabłonek.
Zdawałem sobie,że nasz występ w faktach będzie króciutenki, ale jego długość i tak nas zaskoczyła. Mignęliśmy na ekranie, z krótkim komentarzem „ a to kolejne bliźniaki urodzone dzięki in vitro”.
Czyli jakieś dwie sekundy :-)
Parsknąłem śmiechem.
-Pewnie głupoty gadaliśmy-zatroskała się żona-A ja do wszystkich wysłałam sms'y żeby nas oglądali.
Teraz już naprawdę dławiłem się ze śmiechu.
-Mówiłem żebyś tego nie robiła.
-Ale potem wszyscy mają pretensje,że nie uprzedziliśmy.
Chwilę później nadszedł sms od rodzinki:
„Chamstwo, takie gwiazdeczki tak migawkowo! Gdyby pokazali jak należy nie miałby sensu cały ten dyskurs”.
No właśnie.
Trochę byłem tylko zły,że na takie zawracanie głowy straciłem czas, który był przeznaczony na pracę nad książką. Trudno.
Wczoraj rano znowu przed jedenastą udałem się do mojej tymczasowej „pracowni”.
Kiedy wchodziłem po schodach zadzwonił telefon.
Spojrzałem na wyświetlacz -znowu numer którego nie znam.
-Halo?-mruknąłem do słuchawki.
-Dzień dobry dzwonię z „Dzień Dobry TVN” czy ma pan jakieś plany na weekend?
Rozmowa była bardzo miła, ale rozłączyłem się z mieszanymi uczuciami.
Już i tak mam wyrzuty sumienia,że z ręką w gipsie nie mogę zbyt wiele pomóc przy dzieciach.
Staram się jak mogę,ale o przewijaniu nie ma mowy. Przy kąpaniu też jestem tylko statystą.
A teraz znowu mam „gwiazdorzyć”?
Z jednej strony blogowi przydałoby się trochę darmowej reklamy, ale równie mocno potrzebuję on nowych, porządnych tekstów. I na tym miałem się skoncentrować.
No nic. Jeszcze zobaczymy.

4 komentarze:

  1. A telefon znowu wyłączony, a tu dziennikarze się znowu dobijają....:)

    OdpowiedzUsuń
  2. widzialam ten materiał, do nas też dzwonili, ale odmówiłam. Pan z TVNu niemal wyjechał na mnie z gębą, że nie doceniam tego arcyzaszczytu, jakim jest możność pokazania mojego syna i mnie w "walce o sprawę". Ponieważ niejakie doświadczenie z TVNem mam to wiem, że nasza "walka o sprawę" jest potem wykorzystywana jako migawka plenerowa, za to oszołomy w rodzaju Terlikowskiego czy Marka Jurka dostają 20sekundowe czasy antenowe i mogą się wypowiedzieć.
    Nasza rola jest zaś redukowana do "wyglądać".
    Garbaty, przykro mi.
    Mogę Ci jedynie doradzić to, co sama zaczęłam wdrażać: media- tak, ale tylko jako reprezentantka 3milionowej grupy niepłodnych Polaków. I wyłącznie wypowiedzi merytoryczne.
    W obrazki juz się nie bawię, za wiele razy mnie w podobny sposób przerobiono.
    Więc- wytrwałości.
    a.

    OdpowiedzUsuń
  3. A idź i powiedz głośno, że każdy kto decyduje się na in vitro to przez "napro" niejako też przechodził, bo in vitro to nie widzimisie paniusi, żeby kłuć się kilka razy dziennie w brzuch przez kilkanaście dni, upuszczać krwi podczas badań poziomu hormonów, rozkładać nogi przed obcymi ludźmi. Nie jesteśmy masochistkami ze skłonnościami do eksibicjonizmu.
    Ja chętnie przyjmę ekskomunikę, zaoszczędzę czas na apostazję. Och, mnie to wścieka ten temat i mnie ponosi. Ale idź i broń nas, rodziców cudnych dzieci.
    Pozdrawiam, a.

    OdpowiedzUsuń
  4. widziałam; walczcie bo macie rację. Nasz kraj nie jest tylko katolicki dlaczego wyznawcy innej wiary mają cierpieć przez kościół.Może należy zabronić transfuzji krwi tak jak u jehowy.pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń