piątek, 15 stycznia 2010

Walka ze smokami

Od razu uprzedzam,że nie o zaletach lub wadach stosowania lateksowo- kauczukowych gadżetów „smoktaniowych” zamierzam teraz pisać.
O nieee... wypełniam obietnicę złożoną wczoraj mojemu serdecznemu przyjacielowi. Autorowi owego cudnego tekstu o nieistnieniu cholesterolu, który swego czasu wywołał na blogu spory odzew :-)
Otóż kolega ów zadzwonił by podzielić się ze mną swoją radością z faktu, że znalazł się w knajpie, w której serwują ponad 300 (słownie :trzysta) gatunków piw.
Kto jak kto,ale ja jestem w stanie zrozumieć jego wzruszenie wynikające z tego faktu. Niewątpliwie wynikające również z tego,że jako jednostka o ambicjach naukowych oddał się z zapałem i poświęceniem studiom degustacyjnym.
Nie wiem czy w chwili obecnej nie żałuje swojej nieokiełznanej pasji poznawczej, ale nauka przecież wymaga poświęceń.
Aha, nie miejcie złudzeń- owa świątynia pienistego trunku nie w naszym cudnym kraju się znajduje.
Ale jak się okazuje i na obczyźnie czytują Dzieci Frankensteina.
To miłe i budujące.
I pouczające nawet, bo czytują, analizują i zgłaszają uwagi krytyczne.
No i nasłuchałem się o tym,że za bardzo biadolę w swoich ostatnich postach i ludzi od posiadania dzieci odstraszam.
-Ty weź kurwa napisz człowieku, że ojcostwo to nie jest jakaś pierdolona walka ze smokami! O weź to napisz!Bo tylu ludzi cie czyta a teraz będą się bali te dzieci robić.
-No, dobra napiszę...
-Tak, tak, napiszesz, już to widzę...
-Naprawdę!
-A gówno tam!
No i co? Napisałem? Napisałem.
Ale nie o to chodzi. Nie wiem czy kolega czyta posty wyrywkowo, bo z tego co wiem czytelnikiem został niedawno a jest człowiekiem bardzo zapracowanym, czy rzeczywiście aż tak bardzo narzekam?
Chyba coś jest na rzeczy ponieważ zapytana o opinię koleżanka- małżonka przyznała,że krytyka jest uzasadniona.
Nooo, dobra zdarza mi się czasem lekko podtunningować opowieść,ale piszę szczerą prawdę. A co tu gadać łatwiej i ciekawiej pisze się o niedolach niż rozpływa nad urokami.
Pisałem już kilkakrotnie o tym jak ciężko momentami jest uniknąć banału i pretensjonalności.
No bo co? Mam pisać ,że ojcostwo mnie zmieniło, jest cudowne, moje życie stało się pełniejsze i tak dalej i tak dalej?
Ech... może i nie zaszkodzi bo nie dość ,że sam wychodzę na gruboskórnego egoistę to jeszcze dzieciom robię czarny PR.
Bo Księżniczki ze Szkiełka są fantastyczne. Uwielbiam czuć ich bliskość, przytulać, głaskać ,łapać za rączki. A kąpiel to już w ogóle super sprawa. Bo kąpiel to praktycznie wyłącznie „tatowa robota”. Taka bardzo intymna ceremonia.
No i tatulo śpiewają podczas owej kąpieli swoim córkom.
Najczęściej kawałek Waglewskiego z płyty „Waglewski gra żonie”-ten z refrenem:
„Siedzę w wannie i gapie się w sufit
A mury niosą rozmowy jakiś ludzi
O tym, że gdzieś tam się waży
Los niezwykle ważnych dygnitarzy
Siedzę w wannie, a sufit tak biały
Że w tej białości niemal doskonały
I choć nieco, brakuje przestrzeni
To te chwile spokoju trudno przecenić”

Od tego zaczynamy. Potem bywa różnie. Czasem jadę „Running Free” Iron Maiden a czasem coś z repertuaru Dire Straits. O! aAostatnio był „Wehikuł czasu” Dżemu.
Prowadzę też intensywne eksperymenty wokalno muzyczne- ponieważ nie chciałbym, o czym już kiedyś wspominałem, serwować dzieciom muzyki dziecięcej gdyż uważam,że ta etykietka zbyt często przypinana jest okropnej tandecie.
Ostatnio odkryłem,że jako kołysanka genialnie sprawdza się „Brothers in Arms” wymruczane do dziecięcego uszka.
Z kolei dosyć twórczo podchodzę do klasycznej kołysanki z „Popielnika dla Wojtusia”.
Tak jakoś przez przypadek, kiedy jedna z pociech darła się okrutnie irytująco zmieniłem manierę wokalną na death metalową.
I co? Zadziałało!
A jak to brzmi! Wyobraźcie sobie tatula „growlującego” o pszczółkach robotniczkach, iskiereczkach i tym podobnych.
Wydawać by się mogło,że takie ekscesy powinny skończyć się wielkim płaczem przerażonych pociech.
Tyle,że to naprawdę są „niezapisane karty”. Skąd one mają wiedzieć,że taki gardłowy, bełkotliwy charkot ma wywoływać negatywne reakcje? Dla nich to taki sam dźwięk jak każdy inny.
No ,ale staram się nie przeginać.
W każdym razie nie przepadają za tym jak próbuję im zagwizdać jakąś melodię.
I raczej nie chodzi o to że gwiżdżę gorzej niż śpiewam bo to chyba niemożliwe ;-))))))
Wygląda na to, że tak jak koleżanka- mama po prostu nie lubią gwizdania.
Naprawdę czuję, że bycie ojcem mnie zmieniło. Nie potrafię na razie powiedzieć konkretnie na czym ta zmian polega.
To takie dziwne uczucie... pełni? Czasem czuję się tak jakby poszerzyło mi się „emocjonalne pole widzenia”.
Koślawe i karkołomne to określenie,ale najbardziej trafne jakie udało mi się do tej pory wymyślić.
Ostatnio, kiedy na kilka godzin wyskoczyłem do miasta złapałem się tym,że idąc po zaśnieżonym chodniku wyobrażam sobie pyszczki córek.
Ech...
Ojcostwo, to rzeczywiście nie jest „walka ze smokami”.
Celowo powtarzam te słowa bo wiem,że kolega jest zbyt cwany by zaliczyć je jako podane w formie cytatu :-)
Jest fajnie, jest super i w ogóle.
Co nie zmienia faktu, że kiedy przychodzi 23.00 oboje z koleżanką- małżonką myślimy z niechęcią o nadchodzącej nocy. Łapię się na myśli,że chcę żeby była już szósta rano- pora lekko barbarzyńska, ale wtedy walcząc ze smokami ;-) mogę sobie już zrobić coś na kształt śniadania- kanapki, herbatę i wtedy jakoś łatwiej to przetrzymać.
Wpadłem na to ostatnio kiedy po raz tysiąc pięćdziesiąty pierwszy wstawałem z łóżka ,żeby wcisnąć do dzioba wypluty po raz kolejny …. smok. Tak mnie ta … „walka ze smokami” ;-))))) zmęczyła,że kontynuując ją zrobiłem sobie jedzenie i zamiast kłaść się i wstawać po prostu pogryzałem, popijałem, zerkałem do gazetki.
W jakiś sposób sprawiło to,że przestałem się czuć jak terroryzowany frajer a zacząłem jak partner w tej „smoczej” rozgrywce. W końcu dzieci posnęły a ja, pogryzając pyszną kanapkę z wędzoną „ciągnącą się” polędwicą -posmarowaną żurawiną, oglądałem wschód słońca sącząc z kieliszka pyszne czerwone wytrawne winko.
Śniadanie mistrzów.
A wracając do tematu przewodniego to utrzymując się w konwencji fantasy dochodzę do wniosku,że wychowanie Księżniczek ze Szkiełka rzeczywiście nie przypomina walki ze smokami.
Raczej potyczkę z … krasnoludami. Małe to, zawzięte i ślepo przekonane o wyższości nad rasą ludzką.
I bitne jak jasna cholera.
Tyle,że jak powszechnie wiadomo nikomu do tej pory nie udało się ustalić czy owa rasa w ogóle dysponuję tak zwaną płcią piękną.
No chyba,że w krasnoludzkim przypadku jest to diabelny a raczej ...smoczy eufemizm.

7 komentarzy:

  1. Mysle, ze fakt iz maluszki sa dwa, a nie jeden jest tu szczegolnie znaczacy. Dla mnie noc w ktorej malec kradnie wiecej niz 40 minut lub budzi sie czesciej niz 2 razy jest trudna i z pierwszym dzieckiem tez tak bylo.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeśli chodzi o repertuar kołysankowy, ja w akcie desperacji uciekłam się do szlagieru disco polo "biały miś", Łukasz był dla dla dzieciałów mniej okrutny, nie licząc tego, że w ogóle im śpiewał;), zapoznał nasze potworki z szantami, a bisów nie było końca:) Krewna ze Ślunska

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja gdy państwo ma zły humor śpiewam "muchomory na humory..." Marii Peszek ;).
    W Repertuarze dziecięcym lepsiejsza jest babunia.
    Bardzo Wam kibicuję. Już niedługo wsio się unormuje - no chyba, że dziewczynki we dwie mają większą siłę terrorystyczno-upierdliwczą. U nas jest równowaga.
    A tak na margnesie - gdzieś czytałam, że poziom endorfin u tatusiów maluszków spada około 6 miesiąca życia dzieci i przestają widzieć wszędzie dzieciątka i być super ojcami. Wracają do kanapy i gazety ;) - czego oczywiście Tobie i mojemu mężowi nie życzę.

    OdpowiedzUsuń
  4. A ja w temacie smoków. Nie da się podeprzeć dziada zwiniętą pieluchą? Ja tak robię i działa. A syn mój (też ze szkiełka) nie umie sam smoka zassać i się już z tym pogodziłam!

    OdpowiedzUsuń
  5. wszystkie techniki już opracowane- na rusztowanie-zwinięta pielucha zapiera smoka, na bin ladena- turban z pieluchy wkoło głowy zapierający ze wszystkich stron- i co?- myslę sobie jak one to robią- stoję cierpliwie i czekam i nagle fajt fajt - oba smoki w górę na 30 cm i wylądowały poza łożeczkami:))
    też chyba przyjdzie i się z tym pogodzić że jednak trzeba wstawać. na szczęście smoń tylko do zaśnięcia- potem już śpią bez nich
    -mama księżniczek-

    OdpowiedzUsuń
  6. witajcie moja trójka zupełnie różna jest jak prawdziwe małe smoki żywiące sie moją wewnętrzną równowagą ale dzieci są i były i będą super i myślę że trzeba się rozmnażać jak można ze szkła bez szkła , z gumy i bez gumy , bez i z pigółkami i jak się da...........ba za parę lat spojrzysz na to inaczej
    a po degustacji 300 piw spędziłem noc w areszcie pieknie !!!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  7. Zuch!!!!!!
    Te "anonim", ucałuj żonę i swoją trójeczkę :-)))
    300 piw powiadasz... areszt powiadasz...
    Nooo nie mogę się doczekać "morskich opowieści".

    OdpowiedzUsuń