niedziela, 21 lutego 2010

Arirania Blues

Koleżanka w pracy stwierdziła kilka dni temu:
-Ale ci fajnie. Możesz się zdystansować od tego syfu tutaj. Od tych wszystkich gierek, intryg i w ogóle. Wrócisz sobie do domu do zupełnie innego świata. Inne priorytety, ważniejsze sprawy i tak dalej.
-To prawda- pokiwałem głową-Tyle,że wbrew pozorom nie jest tak łatwo się zdystansować od tego co się tutaj dzieje. Bo im tutaj jest gorzej tym bardziej się martwię właśnie o te najważniejsze rzeczy. Do tej pory też bywało gorzej lub lepiej, ale wiedziałem ,że trzeba przeczekać i będzie lepiej. Ale dzieciaki tego nie wiedzą. One muszą mieć w domu ciepło, muszą dostać swoje mleko i tak dalej.
Chyba zrozumiała bo pokiwała głową.
Rzeczywiście ostatnio nie było zbyt różowo. Jeżeli już musiałbym użyć jakiejś palety kolorystycznej by odmalować sytuację w pracy to byłaby raczej oparta na kolorach i odcieniach inspirowanych produktami przemiany materii naszych córek.
I to nie tymi bardziej zielonymi.
Nie o kolor nadziei mi bynajmniej się rozchodzi.
Pewnie dopadł mnie późnozimowy spleen
Zazwyczaj luty jest moim ulubionym miesiącem zimowym. Dłuższe dni, sporo słońca, śnieg. Dobry czas na uprawianie narciarstwa biegowego, podpatrywanie zwierząt, spacery z psami i tak dalej.
Tymczasem ostatnio świat nie wyglądał zbyt zachęcająco. Po minucie spaceru buty były przemoczone, śnieg miał barwę brudnych, starych firanek z mieszkania nałogowego palacza. A niebo... popiołu z jego popielniczki. Też starej i brudnej.
Rano z niechęcią wsiadałem do samochodu, przekręcałem kluczyk w stacyjce a potem słuchając zdegustowanego pomruku silnika zastanawiałem się jaka muzyka mogłaby poprawić mi nastrój. Kolejne płyty lądowały w paszczy odtwarzacza tylko po to by po chwili zostać wyplute z niesmakiem.
No, po prostu czas gdy nic nie pasuje, nic nie odpowiada,każde rozwiązanie jest złe, każda muzyka irytuje i każde gacie cisną.
A każdy post, który próbuję napisać jest słaby, bez polotu, nudny …
No absolutny megadodupizm.
Najgorsze jest to,że wiem iż wystarczyłoby kilka dni biegania, jakiś wypad na basen czy parę godzin na biegówkach i w głowie wszystko poukładałoby się na nowo.
Ale ta totalna niemoc.
To nie jest wina księżniczek bo obie są cudowne. W nocy grzecznie śpią a w ciągu dnia promiennie się uśmiechają.
Nawet ta, która była tak oszczędna w okazywaniu cieplejszych uczuć przez co dorobiła się przezwiska „Chmurka”. O burzową chodziło a nie o takiego słodkiego, białego baranka.
Ale skoro o przezwiskach mowa to dawno temu coś wam obiecałem.
Post o ariraniach.
Mamy ogromną łatwość nadawania sobie różnych przezwisk i ksywek. W większości animalistycznych, ale nie tylko.
W naszym języku roi się od przeróżnych „dupełków”, „popierdółek” i „mondziołów”.
Królują jednak zwierzęta. Różne w zależności od nastroju, pory roku i pogody.
Tak więc tego samego dnia w zależności od okoliczności człowiek może być:sikorką, rzekotką, łosiem, ropuchem, larwą, sępem albo... ścierwojadem.
Jest też osobna kategoria zwierzęcych przezwisk.
Te też ewoluują ,ale w końcu ulegają stabilizacji w momencie gdy znajdziemy stworzenie, które najlepiej charakteryzuje człowieka.
Póki co nasze córy pozostają ślepowronami-

-to takie ptaki brodzące,ale nam bardziej od tego skojarzenia pasowała nazwa. Bo ksywka narodziła się gdy dzieciaki jeszcze słabo widziały za to wydawały takie pseudoptasie piski.(zdjęcie pochodzi z wikipedii)
Dlaczego koleżanka małżonka ostatecznie została „okapi” już wiecie.
A ja? Przez dłuższy czas byłem „osiołkiem” i historia tego akurat przezwiska nie jest jakimś specjalnym powodem do dumy. Za to nieodmiennie bawi żonę. I nawet teraz gdy zrobię coś głupiego albo wykażę się szczególną bezmyślnością to zza pleców słyszę drwiąco- ironiczno- pieszczotliwe „iiiiiihhaaaaaiiiiiihhhaaaaa”.
Na szczęście na co dzień jestem już zupełnie innym człow... znaczy stworzeniem jestem innym.
Mianowicie ARIRANIĄ.
Dlaczego? O to musicie spytać koleżankę małżonkę, ale rzeczywiście wyjątkowo łatwo przychodzi mi utożsamianie się z tym ciekawskim i uwielbiającym wodę przedstawicielem łasicowatych.
No, a kiedy znalazłem TO zdjęcie...


fotka znaleziona na:
www.joemonster.org/phorum/read.php?f=21&t=64717

3 komentarze:

  1. ta fota mowi za siebie
    pozdrawiam Wasze stado

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj nie ty jeden miałbyś ochotę rzucic w czorta bezsensowną pracę ... ale teraz trza się powsztrymać uszy po sobie i szefostwu się za bardzo nie stawiac :(
    Nieraz ma ochotę człwiek walnąc temu szefowi papier i wyjść z drzwiami ale zawsze ta myśl.."Wyluzuj gościu - tatą jesteś...."

    OdpowiedzUsuń
  3. Zwierzatko cudne :-) Ciekawe, czy to mamusia, czy tatus? ;-) Ale pewnie tatus... Nie, no gdzie ja mialam oczy, oczywiscie, ze tatus ;-)))

    OdpowiedzUsuń