wtorek, 9 lutego 2010

W linach ringu

Przez ostatni tydzień nasze stosunki z „małoludźmi” układały się całkiem przyzwoicie.
A jednak.
Krasnoludy to ludek przekorny, podstępny, uparty i drażliwy.
A ich sposób prowadzenia dyplomacji nie przypomina szermierki.
Raczej walkę w klatce.
I mimo tego,że zmagaliśmy się tylko z jedną frakcją, stanowiącą połowę sił przeciwnika to było nielekko.
Ciężkie i prowadzone na raty negocjacje udało nam się zakończyć dopiero po drugiej w nocy.
I tu niespodzianka.
Wyszło na to,że im mniej śpię tym lepiej funkcjonuję.
Przedwczoraj zwaliłem się do łóżka o 22.00 i praktycznie przespałem całą noc ponieważ koleżanka małżonka uznała,że jest mi potrzebny solidny wypoczynek prze ciężkim dniem w pracy.
Efekt tego był taki,że rano była nieprzytomna po samotnych zmaganiach z niziołkami.
A ja?
Niby nie musiałem wstawać,ale bitewne wrzaski i zawołania spowodowały,że ciągle się wybudzałem.
Przed wyjściem do pracy wziąłem prysznic- na przemian gorący i lodowaty, wypiłem dwie kawy i.... masakra.
Czułem się tak jakby ktoś podstępnie w nocy otworzył mi czaszkę, zardzewiałym otwieraczem do konserw, wyjął mózg a w jego miejsce wsadził trochę błota pośniegowego.
Jak mawiał nieodżałowanej pamięci Zdzisław Ambroziak- TRAAAAAGEEEEDIAAAA!!!
Nikt tak jak on nie potrafił nadać temu jednemu słowu tyle treści.
W każdym razie dzisiaj czuję się znacznie lepiej mimo,że spałem od drugiej i z przerwami.
A rano zdążyłem jeszcze nakarmić dzieci i powiesić świeżą słoninkę za oknem.
Wracając jeszcze do kwestii sportów walki to widzę,że nasze pociechy naprawdę mają inklinacje w te stronę.
Na przykład w nocy z soboty na niedzielę zadbały o to by tatulo nie przegapili walki Tomasza Adamka.
Chociaż wcale się do tego nie paliłem bo pora była barbarzyńska.
Ale co tam. Dzieci Frankensteina uznały,że od ósmej rundy należy podziwiać dokonania naszego króla ringu.
I nie obchodziło ich wcale, że w niedzielę pracuję i muszę wcześnie wstać.
Rany boskie co to będzie jak zacznie się olimpiada?
Dobrze,że na zimowej sportów walki nie ma- więc moje małe miłośniczki brutalnych rozrywek może jednak pozwolą mi się wyspać?
Ja tam nawet im się nie dziwię,że interesują się takimi dyscyplinami.
Skoro całe dnie spędzają na macie.
Jak będą większe to je „łociec” nauczą różnych padów- w bok, w tył i tych wszystkich innych wazari i origami.
Pamiętacie hasło „Będę ostrą laską z dużą kaską”?
Ono w końcu zobowiązuje.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz