środa, 3 lutego 2010

Powrót do pracy

Powrót do pracy o dziwo przebiega łagodnie. Wręcz zbyt łagodnie o czym trochę dalej napiszę.
Przyczyn jest kilka.
Najważniejszą jednak jest to,że już trzecią dobę z rzędu księżniczki ze szkiełka budzą się w nocy tylko raz- w okolicach godziny trzeciej. Następna pobudka jest o siódmej więc już bez ekstremów.
Za to czasem z ekstrementami,ale to zupełnie inna historia.
Tak więc w poniedziałek do pracy pojechałem względnie wyspany,wykąpany, najedzony i wyluzowany.
Wszystkie zaplanowane na ten poranek spotkania odbyły się szybko, sprawnie , przyjemnie i wkrótce mogłem spokojnie usiąść z kawą przy kompie żeby kontynuować pracę. I nawet tu nie było ciśnienia bo,co rzadkie w moim fachu,naprawdę nie musiałem się spieszyć.
Kiedy po dwóch godzinach prostowałem gnaty pomyślałem sobie ,że naprawdę teraz wypoczywam.
Nie zmieni tego to,że kiedy po porannym karmieniu żegnałem się z moimi dziewczynami i jedna z bliźniaczek uśmiechnęła się do mnie promiennie to aż mnie ścisnęło w dołku na myśl,że mam je zostawić.
Było przykro, ale co robić.
Za to w pracy złapałem się na myśli „kurcze jaki spokój, nikt nie płacze, nic nie chce, nie ma pieluch z zawartością... relaks i luzzzzik”.
Nie przeszkadzał mi nawet huk i łomot za ścianą. Od kilku dni w firmie trwa remont toalet i łazienek.
Wielu kolegów i koleżanek twierdzi,że są wykończeni tym hałasem.
Hałasem, którego ja wcale nie słyszę :-)
Bo jest on pozbawiony znaczenia. Płacz córek zazwyczaj oznacza,że czegoś potrzebują, coś im si stało albo chcą żeby je przytulić. Więc człowiek jest w ciągłej gotowości.
Tymczasem panowie z ekipy remontowej sami dbają o swoje potrzeby, nad bezpieczeństwem czuwa behapowiec a gdybym spróbował któregoś z fachowców przytulić zapewne dostałbym po mordzie.
No i kiedy taki wypoczęty, w doskonałym humorze wróciłem do domu i koleżanka małżonka zapytała jak było w pracy to odpowiedziałem szczerze i entuzjastycznie.
A trzeba było ugryźć się w język i pohamować entuzjazm.
Po moim oświadczeniu zapadła cisza a temperatura w pokoju zaczęła gwałtownie spadać.
Musiałem więc błyskawicznie, zanim któreś z nas dorobi się odmrożeń, wyjaśniać, że tylko tak mi się powiedziało, że przecież tęskniłem, że znowu ten pieprzony kierat, harówa, szef nie docenia, ktoś z przekąsem dopomina się flaszki na spóźnione uczczenie narodzin, że hałas, dno i beznadzieja.
No i jakoś tam powolutku słupek rtęci zaczął powolutku zbliżać się do temperatury pokojowej.
A jednak kiedy następnego dnia rano zbierałem się do pracy nie mogłem pozbyć się wyrzutów sumienia,że ja to sobie jadę popracować a koleżanka małżonka musi sama zmagać się z naszymi pociechami i ich potrzebami.

5 komentarzy:

  1. JAK MOGŁEŚ - zdradzić kobietom najbardziej strzeżona męską tajemnicę......
    Już teraz nigdy nie uwierzą że wracamy zmęczeni po długim dniu ciężkiej wyczerpującej pracy....

    :P:P
    Wężykiem Węzykiem....

    OdpowiedzUsuń
  2. Ha ha ha!! A jak mówię mężowi, że praca przy dziecku to jakby 3 etaty to twierdzi, że bezedurki opowiadam :))) To wszystko jeszcze przed nami :)

    Pozdrawiam Waszą czwórkę :)

    Joanna

    OdpowiedzUsuń
  3. Zmartwiłam się tymi zmianami u dziewczynek.Lepiej żeby nie było takich niespodzianek.Powinny wyrosnąć .
    Dziękuję za super blogi.
    Głos już oddałam.Powodzenia Maryla.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak ja nienawidziłam męża, że wraca do pracy i zostawia mnie z bachorkami. Jak ja mu zazdrościlam porannej kawy, internetu, LUDZI, zmiany klimatu. Tak, tak jestem zmęczoną, sfrustrowaną matką dwóch krzykaczy, która pragnie jednego - wrócić do pracy. Ale to popołudniowo-wieczorne czarne myśli. W nocy karmię na śpiku a rano uśmiechy powodują, że myślę - po cholerę mi ta robota gdy dzieci takie boskie. A popołudniu marzę by znow zasiąść za własnym biurkiem i wściekać się na szefa...

    OdpowiedzUsuń
  5. A wiec sa faceci, ktorzy wyczuwaja takie niuanse jak spadajaca temperatura otoczenia. Co wiecej, wyciagaja wnioski i staraja sie naprawic fatalny blad! A ja myslalam, ze taka odmiana tego gatinku to czysta fikcja :)

    OdpowiedzUsuń