wtorek, 16 lutego 2010

Parchaty los

Ech... ten post miał zostać napisany w niedzielę rano,ale wszystko sprzysięgło się przeciw biednemu garbatemu tatulowi.
Zapowiadało się sympatycznie- wolny weekend,córki kończą drugi miesiąc życia- dokładnie w walentynki i jakby tego było mało statystyki bloga pokazywały,że dokładnie tego dnia liczba wejść na stronę „dobije” do bardzo okrągłej cyfry.
Miał być wesolutki, radosny post, fotka butli szampana i takie tam popierdółki.
Tymczasem w sobotę obudziłem się nieprzytomny. Łeb mi pękał, bolały stawy i mięśnie, zawroty głowy, nudności i tak dalej.
Cały dzień przechlapany a wieczorem zwaliłem się do łóżka wstrząsany dreszczami.
Za to z nadzieją ,że niedziela będzie lepsza.
Nie była.
Zdrowy poczułem się oczywiście wtedy gdy trzeba było w poniedziałek iść do pracy.
No, doprawdy los bywa czasem prawdziwym gnojkiem.
Nie piszę o tym by się użalać,ale by oddać kontekst i klimat.
Kiedy tak snułem się po domu a moim jedynym marzeniem było wrócić do łóżka albo położyć się w kącie pod kaloryferem ( i stracić przytomność) koleżanka małżonka zagadnęła;
-A kiedy coś napiszesz do bloga?
Tym razem ja spróbowałem, czy aby z wiekiem nie nabywam cech superbohatera i mój wzrok nabiera mocy zamrażania ludzi i przedmiotów.
Nie nabrał.
-No co? Napisz coś! Wiesz, jak teraz bierzesz udział w konkursie to powinieneś fajne posty pisać.
Bardzo śmieszne. Jakbym miał mało szefowej w pracy.
-Opanuj się kobieto. Ja w tej chwili cały wysiłek wkładam w to żeby się nie przewrócić.
-Przecież siedzisz?
-No właśnie!
-Oj przestań! Do bloga marsz!
-Pozwól dobra kobieto,że najpierw zajmę się jednak kontemplowaniem swojego cierpienia.
I tak sobie radośnie walentynki spędziliśmy łykając, zamiast szampana i kawioru, wodę mineralną i tabletki od bólu głowy.
A jednak koleżanka małżonka nie ustępowała:
-O ariraniach miałeś napisać, pamiętasz?!
Pewnie ,że pamiętam nawet publicznie obiecałem.
Brakowało mi jednak odpowiedniej fotki jako ilustracji.
Ostatnio jednak wygrzebałem w necie taką,że aż mi kopara opadła i banan mi się robi na twarzy na samo jej wspomnienie.
I wiem,że Wam się spodoba.
Oj spodoba.
Cierpliwości.

1 komentarz: