poniedziałek, 15 marca 2010

Trzecia "miesięcznica"


Wczoraj nasze córki skończyły trzeci miesiąc.
Najwyraźniej uznały ,że przeżycie kwartału do czegoś zobowiązuje bo przespały całą noc. Po raz pierwszy!
Ponieważ koleżanka małżonka przeżywa lekki kryzys formy ustaliliśmy ,że w ten weekend ja postaram się całkowicie przejąć pałeczkę nocnego wstawania.
Nic mnie jednak nie przygotowało na to co spotkało mnie tej nocy.
Córki, które nakarmione zasnęły po 20-stej obudziły mnie o... wpół do szóstej.
Pomyślałem sobie,że pewnie twardo zasnąłem i zrezygnowana żona, nie mogąc mnie obudzić poszturchiwaniem, w końcu sama wstała.
Jednak gdy zajrzałem do zeszytu okazało się ,że nie.
Ani jednego wpisu przez całą noc!
„Ciekawe czy to będzie stała tendencja?” zadałem sobie pytanie.
Teraz już znam odpowiedź. Negatywną.
W każdym razie nakarmiłem dzieciaki i jeszcze się przespałem.
Kolejny raz zaczęły się wiercić po ósmej.
Wstałem w całkiem niezłym humorze, przełożyłem je do leżaczków, trochę pogadaliśmy a potem zrobiłem sobie kaw e i zasiadłem do kompa z mocnym postanowieniem napisania solidnego posta. A także kilku rezerwowych na wypadek , gdybym w tygodniu znowu nie miał do tego głowy i siły.
No i całe... trzy zdania napisałem.
Bo dzieci namyśliły się i dosyć dobitnie dały mi do zrozumienia,że moje blogowe ambicje ich nie interesują.
W przeciwieństwie do mleka, którym zainteresowane są niezmiernie.
Lekko zrażony ich konsumpcyjnym podejściem do życia wstałem z westchnieniem i poszedłem przygotować zamówione drinki.
Z nadzieją,że po karmieniu jeszcze uda mi się coś skrobnąć.
Jakże płonną.
To co nastąpiło potem było bardzo cenną lekcją.
Przyznam ze skruchą, że czasem kiedy koleżanka małżonka narzekała,że dzieci tak strasznie ją wymęczyły i do mojego powrotu z pracy właściwie za nic w domu się nie zabrała, to czasem myślałem,że po prostu nie potrafi się organizować, wziąć w garść i tak dalej.
Już tak nie myślę. A tamtych myśli wręcz się wstydzę.
Bo dobrze wiem jakie potrafią być nasze bliźniaczki kiedy nie mają humoru.
O „akustycznym inferno” już pisałem więc nie ma sensu się powtarzać.
Jednak w niedzielę nasze dziecinki były słodkie, pogodne, uśmiechnięte, rozgugane.
Karmienie co trzy godziny, przerywane odrobiną gimnastyki zaleconej przez rehabilitantkę.
Wydawałoby się: luuuuzik.
A więc dlaczego nagle zrobiła się trzynasta a ja byłem wciąż głodny, bez śniadania i z kubkiem zimnej kawy z godziny dziewiątej?
Później koleżanka małżonka przyznała mi się ,że specjalnie mnie tak pozostawiła na pastwę losu. Chodziło właśnie o taka małą lekcję.
Kurczę. A wydawało mi się,że się udzielam, staram, pomagam.
Nie ukrywam,że byłem lekuchno zdruzgotany.
Na szczęście owa zaskakująca lekcja miała też pewną dobrą stronę.
Mianowicie postanowiłem pójść za ciosem i zaproponowałem mojej lepszej połówce trochę więcej czasu wolności i luzu.
Zapakowałem dzieciaki do wózka, wbiłem swoje podtatusiałe ciało w dres i całą trójka udaliśmy się na przebieżkę.
Córki oczywiście natychmiast zasnęły.
A ja oczywiście natychmiast się zdyszałem.
A husky? No, ten się po prostu strasznie wku...wił. Oczywiście.
Kiedy skończyłem męczący, kilkusetmetrowy podbieg i zniknąłem za dużym pagórkiem ciągle słyszałem rozdzierającą psią skargę.
„Jak to biegać? Bez niego?”
Niestety tym razem musiał się z tym pogodzić.
Serce mi pękało z żalu,ale co było robić?
Cieszyłem się tylko z jednego.
Że nie znam psich przekleństw i wulgaryzmów.
Bo gdybym zrozumiał chociaż część z tego co o mnie „jojczył” nasza przyjaźń już nigdy nie byłaby taka sama.

3 komentarze:

  1. Sama prawda wyziera z tego posta.

    OdpowiedzUsuń
  2. moja cora zawsze kiedy to tato mial wstawac na poranne mleko spala jak tylko mogla najpozniej ;) coreczka tatusia

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten post powinien byc lektura Absolutnie Obowiazkowa dla wszystkich tatusiow :)

    OdpowiedzUsuń