środa, 15 czerwca 2011

Małe domowe zoo C.D.

Nie udało się.
Są takie dni.
Na śniadanie zrobiliśmy sobie naleśniki z dżemem malinowym i humor zaczął mi się powoli poprawiać. Dalej jednak czułem się kiepsko.
-Mierzyłeś dzieciakom temperaturę?
-Tak mają po 37 i dwie kreski. Nie jest tak źle. A siebie potraktowałem jako grupę kontrolna bo nie pamiętam czy ten termometr dobrze pokazuje.
-I?
-Ja mam 35 i osiem. Nic dziwnego,że taki kołowaty jestem.
Jakoś nie przejęła się specjalnie moim stanem krytycznym. I jak pokazała przyszłość chyba miała rację.
-Wiesz co, a może ty też zmierzysz temperaturę? Przynajmniej będziemy mieć pewność
-Dobra.- mruknęła przeżuwając naleśnika.
Też miała 35 i osiem.
Westchnąłem. A więc jestem zdrowy. Trochę szkoda. Mógłbym się poużalać nad sobą a tak wypada się wziąć za jakąś robotę.
Trochę za to skoczyło nam ciśnienie kiedy dotarło do nas, że w takim razie dziewczynki mają temperaturę wyższą o prawie cały stopień niż sądziliśmy.
A w nocy były naprawdę rozpalone.
Teraz na szczęście ich stan poprawiał się z godziny na godzinę.
-To co, może zadzwonisz do pilarza i może wreszcie zrobicie porządek z płotem?
-No jasne-udałem entuzjazm.
A potem wybrałem numer w nadziei,że usłyszę jaki to gość jest strasznie zajęty i ,że „pierwszy wolny termin to on będzie miał pod koniec września”.
-Dobra. Zaraz przyjadę- rozwiał moje nadzieje głos w słuchawce.
Ostatecznie zgnębiony poszedłem przebrać się w robocze ciuchy.
Oboje z koleżanką małżonką jesteśmy bardzo mocno proekologiczni, ale tym razem musieliśmy wyciąć kilka klonów, które powrastały w ogrodzenie. Inaczej nie można było ani usunąć starej siatki ani założyć nowej.
Pilarz zabrał się za robotę z wielkim zapałem i trochę mniejsza wprawą.
Ja naprawdę nie jestem specjalistą, ale kiedy sam ścinam jakieś drzewo to zazwyczaj pada ono tam gdzie planowałem.
Fachowiec pracuje wiele razy szybciej,ale jego celność pozostawia wiele do życzenia.
Machnąłem jednak ręką na dokonaną przez niego demolkę.
Nie każdy jest „Paganinim piły i siekiery”.
Nie to żebym ja się za takiego uważał, ale on nim nie był na pewno.
Za to był bardzo sympatyczny.
Praca zajęła nam kilka ładnych godzin. On demolował resztki naszego ogrodzenia, skalniak, kwietnik i krzewy porzeczek a ja robiłem za fizycznego targając pocięte pnie itd.
Kiedy skończyliśmy byłem skonany i bolały mnie wszystkie mięśnie.
A jednak czułem się znacznie lepiej niż rano.
A po wzięciu prysznica i zjedzonym obiedzie poczułem się naprawdę dobrze.
A jednak niedzielny poranek to była powtórka z masakrycznej rozrywki.
I wtedy właśnie zrozumiałem, że potrzebuje nieustannego zajęcia. Bo wolny czas powoduje,że dopada mnie niemoc i zmęczenie.
Pytanie tylko ile można uciekać w ten sposób od złego samopoczucia.
Zresztą ja lubię do cholery leniuchować!
To nie jest fair.

4 komentarze:

  1. Ojejku, jejku! Mam nadzieję, że masz pozwolenie na wycięcie tych drzew? Ja też mam chrapkę na jednego klona w płocie, ale on jest nie do ruszenia.Władza zabrania...

    OdpowiedzUsuń
  2. Był uschnięty i zagrażał chałupie więc władza się ulitowała. za to nie wiem jak naprawić resztę płotu bo już od wielu lat wrasta w niego kilkanaście drzew. nawet nie pytam bo i tak na taką rzeź nikt zgody nie da. Trzeba chyba poprowadzić nowy płot zygzakiem ;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Na przyszłość trzeba pilnować i wycinać młode klony zawczasu. Wiem, jak to brzmi, ale ja mam mnóstwo zieleni dookoła, a jeden klon, który przegapiłam zasłania mi słońce na połowie ogrodu.

    OdpowiedzUsuń
  4. Z tym pilnowaniem to racja tylko.... wiadomo jak to jest. Muszę przyznać,że trochę mnie irytuje to, że urzędnicy "robiący Rejtana" w sprawie wycięcia kilku klonów jakoś nie widzą tego, że obok posadziłem ponad sto świerków (z których połowa została osobiście wyhodowana z nasionek :-)), kilka kasztanowców (wyrosły z kasztanów), dębów (też własny wychów), kilka brzóz, sosen i leszczynę a o owocowych i różnych krewach to nawet nie wspomnę.
    O pieprzonych budkach dla ptaków i nietoperzy i kilku kupach kamieni dla płazów też nie.

    OdpowiedzUsuń