wtorek, 14 czerwca 2011

Małe domowe zoo

Przestaję lubić wolne weekendy. W sobotę dotarło do mnie, że w wolne dni czuję się ostatnio najgorzej. To stała tendencja.
Wolna sobota i niedziela-w jednym- to ostatnio dla mnie luksus. A kiedy przychodzi to... jakaś masakra.
Już od piątkowego ranka cieszyłem się,że będzie można się wyluzować, rano spokojnie posnuć po mieszkaniu, podrzemać na podłodze w ramach opiekowania się córkami...
Ranek zaczął się o piątej psiakrew.
Po nocnej walce z gorączką dzieciaków wstałem z zawrotami głowy i nieprzytomny.
Za to pociechy w pełni swoich sił.
Nieproporcjonalnie wielkich w stosunku do ich niepozornych ciałek.
Ten ich poranny entuzjazm wymiótł nas do drugiego pokoju.
W locie chwyciłem jeszcze kołdrę i poduszkę w desperackiej nadziei na przymknięcie oczu chociaż na kwadrans.
Nawet próbowałem być chytry.
-To co, bambaryły, pooglądacie sobie bajkę?
-Baja, baja,baja!-odzew bym entuzjastyczny.
Pojawiła się więc szansa na kilka minut spokoju.
Dzieci, zachwycone, zasiadły przed telewizorem a ja zwinąłem się na podłodze, przykryłem kołdrą i wtuliłem łeb w poduchę.
Starając się nie słyszeć po raz n-ty opowieści o bobrzej egoistce i pieprzonym wombacie sprowadzającym deszcz.
Naprawdę zaczynam nienawidzić „Małego Zoo Lucy”.
Powoli zacząłem odpływać... „gdy wtem”!
Otrzeźwił mnie nowy zestaw dźwięków, które NA PEWNO nie pochodziły ze ścieżki dźwiękowej kreskówki.
Zwierzęta raczej nieczęsto toczą po panelach podłogowych puste puszki po piwie.
Zerwałem się i burcząc odgoniłem księżniczki od szafki pod zlewem. Odebrałem im puszki, wysłuchałem ich rozpaczliwych protestów, zignorowałem gorzkie łzy i pełne wyrzutu spojrzenia i związałem sznurkiem drzwiczki.
Musimy używać sznurka ponieważ cholernie drogie i cholernie dobre blokady za cholerę nie pasują do naszych uchwytów.Cholera.
Zmierzyłem dzieciakom temperaturę a ponieważ była tylko lekko podwyższona powlokłem się na swój barłóg na podłodze.
Chwilę poleżałem i wstałem żeby sobie zmierzyć temperaturę.
No tak- 35,8- nic dziwnego,że kręci mi się w głowie.
Padłem na legowisko.
Dziewczyny rozłożyły się po obu bokach i chichocząc zaczęły naciągać na siebie kołdrę.
No i dobrze, może zasną.
Oj głupi.
Chyba nawet się zdrzemnąłem. Z odrętwienia wyrwał mnie niepokojący grzechot i jakieś gniewne piski.
To jedna z księżniczek próbowała trafić siostrę w głowę drewnianą zabawką.
Robiła to z wielkim zapałem i radosną energią.
Zablokowałem uderzenie celujące w twarz dziecka. A potem udzieliłem reprymendy małej zadymiarze.
To była ostra reprymenda.
Kiepsko się czującego, niewyspanego i wku.....wionego rodzica.
Takiego , który ostatkiem sił powstrzymuje się przed rękoczynami.
Dziecko schowało się za kanapą.
I dobrze tak cholerze.
Zajrzałem za kanapę pewny ,ze zobaczę tam skruszone i speszone dziecię.
Moje spojrzenie napotkało wzrok pełen złośliwej radości i szeroki uśmiech szczęścia na twarzy.
Zero skruchy.
Ręce mi opadły. Mimo tego starałem się przez chwilę gromić dziecko wzrokiem. Oko w oko z małym potworem.
Nos w nos.
Podobno w ten sposób człowiek potrafi zdominować lwa.
Zgadnijcie kto został lwem?
Pomrukując gniewnie, stary garbaty lew poczłapał do kuchni po syrop z witaminą C.
Po chwili wrócił z buteleczką i poczuciem klęski.
Ale i z pewną dumą ponieważ na pytanie koleżanki małżonki o to czy „w ogóle dał tym biednym dzieciom jakieś lekarstwa” będzie mógł się obrazić i prychnąć „Oczywiście! Nie od dzisiaj jestem ojcem”.
A potem jeszcze raz spróbować tej sztuczki z patrzeniem prosto w oczy.
Może wreszcie się uda.

C.D.N.

1 komentarz:

  1. Hmmm... po takim weekendzie - sam na sam z moimi sralami, mój mąż nie rozumie gdy mówię, że mam ich dość. Słyszę wtedy - "Ty chyba nie lubisz naszych dzieci". Myślę wtedy - "poczekaj, przyjdzie dzień zemsty gdy zostaniesz z nimi SAM!!" (agamala34 - bo nie chce mnie ostatnio logować).

    OdpowiedzUsuń