poniedziałek, 22 lutego 2010

Ghost Bloger

Wreszcie pojawiło się słońce.
Od razu lepiej, bo ostatnio w swojej desperacji zasiadłem przed kompem i na youtube oglądałem filmiki z lepszych i cieplejszych krain.
Ze szczególnym uwzględnieniem windsurfingowych obrazków. Palmy, wiatr, gorący piasek.
Aż coś mnie ścisnęło w żołądku.
„Czemu nas tam nie ma
Gdzie za darmo wszystko dają
Czemu nas tam nie ma
Gdzie się wszystkie sny spełniają...”
Że pozwolę sobie zacytować fragment piosenki z pewnego filmu o … bliźniakach.
Inna sprawa,że z pewnym przerażeniem myślę o zbliżającym się sezonie „deskowym”.
Z powodów czysto narcystyczno- estetycznych.
Bo nie ma nic bardziej żałosnego niż spasiony koleś wbity w zbyt ciasną piankę neoprenową.
Nigdy nie wyglądałem jak bóg olimpijski.
No chyba,że Dionizos.
Podczas bachanaliów.
Tyle,że to nie jest specjalny powód do chwały.
Ale jakąś tam formę starałem się trzymać.
Tymczasem przez ostatnie miesiące zapasłem się tak,że nawet koleżanka małżonka patzrąc na mnie twierdzi,że pozbywa się kompleksów „pociążowych”.
I nie jest to problem , którym trudno zapomnieć ponieważ po remoncie mamy w łazience duże lustro dokładnie naprzeciwko kabiny prysznicowej.
Tak więc, chcąc nie chcąc, moje spojrzenie regularnie pada na to dziwne coś w miejscu czego powinien być „kaloryfer”.
A mówią,że „dzieci odmładzają”.
To dlaczego w lustrze widzę emeryta!?
Jasny gwint. Dziadek Dzieci Frankensteina jest w lepszej formie!
I nawet nie chodzi o to,że mi się nie chce czy ,że jestem rozleniwiony.
Po prostu ciągle mam poczucie,że cokolwiek robię, to robię to kosztem czasu, który mógłbym spędzić razem z córkami.
Poszedłbym pobiegać,ale lepiej byśmy cała czwórką poszli na spacer.
Więc może basen? Tu pojawiają się pewne problemy logistyczne.
No to może nadrobić zaległości na blogu?
Ale one tak słodko się uśmiechają, próbując przyciągnąć uwagę taty...
A jednak przychodzi taka chwila,że chyba czas pomyśleć trochę o sobie.
Od kilku dni mówi mi to bardzo wyraźnie kręgosłup :-))
a co do blogu to przydałby mi się ghost writer...

I w ten, jakże ,sposób pozwolę sobie nawiązać do nowego filmu Polańskiego ;-))).
Wczoraj dzięki uprzejmości dziadków mieliśmy okazję wybrać się do kina na „Autora widmo”.
I co?
Nie jest to może arcydzieło.
To po prostu bardzo dobry, wciągający film.
Thriller polityczny w nieco oldskulowym stylu. Z muzyką niczym z thrillerów z lat 70-siątych, fantastycznymi zimnymi zdjęciami Edelmana i perfekcyjną chłodną reżyserią.
Czysta przyjemność oglądania. Świetnie zainscenizowane sceny i ani jednej niepotrzebnej. Duszna atmosfera, poczucie ciągłej niepewności i zagrożenia. Fantastyczne plenery i scenografia.
Można chyba śmiało powiedzieć, że to będzie klasyk gatunku.
No i obsada- Brosnan i McGregor idealni do swoich ról.
Chociaż jak przeczytałem,że żonę premiera mogła zagrać Tilda Swinton to aż mnie ciary przeszły na myśl jak w jej wykonaniu mogła wyglądać jedna z ostatnich scen filmu.
Ta, w której dostaje kartkę od „ducha”.
Chociaż z drugiej strony jej osobowość mogła rozsadzić tę rolę i zdominować film co spowodowałoby,że mógłby być o czymś innym.
Co pewnie nie wyszłoby mu na dobre.

1 komentarz:

  1. nie przejmuj się, forma wróci jak tylko dziewczynki zaczną chodzić :D

    OdpowiedzUsuń