środa, 17 lutego 2010

Zły tatulo i płaczliwe inferno

Narzekałem na „czarnopijarowe” postępowanie koleżanki małżonki,ale chyba ostatnio sam sobie „strzeliłem w stopę”.
Dzieci Frankensteina rosną i zaczynają wymagać czegoś więcej niż snu i mleka.
A jak czegoś chcą to potrafią zwrócić na siebie uwagę.
Oj potrafią.
Przedwczoraj urządziły nam całodniowy koncert. I niestety te wyrachowane istoty podzieliły się rolami i dobrze rozłożyły siły.
W efekcie ich kampanii żądań i pretensji powietrze w mieszkaniu wyraźnie zgęstniało od napierających na nas fal akustycznych.
Emitowanych, odbijanych, przenikających się, interferujących – i tak dalej.
Jednym słowem audialny odpowiednik piekła na ziemi.
Płaczliwe inferno.
Nie wiem jak mama księżniczek to znosi,ale ja już pół godziny po powrocie z pracy czułem się jak ludzki wrak.
Zniszczony psychicznie i fizycznie.
I bezradny.
No i jeszcze dostało mi się od żony.
-Kochanie pozwól,że zwrócę ci na coś uwagę.
Czemu czułem,że zaraz mnie wkurzy?
-Wiesz, nie wystarczy tylko stać nad dzieckiem i jęczeć „oj nie płacz, nie płacz, o co ci chodzi, czemu płaczesz, no przestań...” Trzeba się mój drogi trochę wysilić, zabawić, zainteresować.
-Fajnie, tylko co tu można wymyślić. Zbyt wielu zainteresowań to nasze małe larwy jeszcze nie mają. Nakarmiłem, przewinąłem, utuliłem, pośpiewałem, pomachałem pluszową żyrafą, pogrzechotałem grzechotką i wszystko o dupę potłuc.
Jakby się facet nie starał ciągle coś jest źle. Prawdziwe małe kobiety- dodałem nieco kąśliwie, bo krytyczne uwagi pod moim adresem mocno mnie dotknęły.
To prawda,że żona zastała mnie kiedy kompletnie bezradny i zniechęcony kiwałem się nad dziećmi zadając pytania, na które one nie zamierzały odpowiedzieć.
Zbyt były pochłonięte wytwarzaniem owego koszmarnego hałasu.
-Nie mów tak, bo ja to mam cały dzień i naprawdę muszę kombinować żeby opanować sytuację. Wiesz, ja nie siadam przy dzieciach i nie czytam gazety- dodała z wyraźną pretensją w głosie.
No i masz! Wiedziałem do czego pije, bo rzeczywiście ostatnio tak mi się zdarzyło zrobić.
Tyle,że to syndrom szklanki do połowy pustej lub pełnej.
W oczach żony byłem pozbawionym inwencji, gruboskórnym samcem, który zamiast córkami interesuje się tym co napisane w Newsweeku.
Tymczasem we własnych byłem kochającym tatulem, który nawet czytając gazetę chce być bliżej swoich córek i przysiadł obok nich na podłodze z tygodnikiem.
Chyba jednak słabo to wygląda co?

7 komentarzy:

  1. ojjj, tatulo- tego dnia laski naprawdę dały ognia i były rozjuszone jak stado szrszeni! więc nic dziwnego że lekko rozjuszona była również i mama owego stada:)

    -mama księżniczek-

    OdpowiedzUsuń
  2. Trzeba było im przeczytać wywiad z prezesem J.K. - jestem pewna, że zamilkłyby ze strachu, choć może dostałyby czkawki ze śmiechu? W każdym razie jak czytasz - to na głos! Przyjdą lepsze dni - nie upadajcie na duchu! - Panistarsza

    OdpowiedzUsuń
  3. Mamie księżniczek musisz wybaczyć, Ty byłeś zdenerwowany po pół godzinie, a ona musiała sobie radzić cały dzień... Nie bierz tak do siebie wszystkiego co słyszysz :) Za kilkanaście lat dopiero będziesz musiał uzbroić się w cierpliwość kiedy rano będziesz musiał umyć się w zlewie w kuchni bo łazienka będzie zajęta przez 3 kobiety... hi hi hi :))))

    Pozdrowienia dla Waszej czwórki:)

    Joanna

    OdpowiedzUsuń
  4. hi, hi. :-) Jak Jędrek miał jakieś trzy miesiące przekazałam go w weekend tatusiowi, żebym mogła w spokoju zrobić obiad. Początkowo Jędras był cicho, ale po jakimś czasie słychać było coraz wyraźniej, że jest ewidentnie znudzony i marudzi. Idę do pokoju i co widzę: Jędrek, już wkurzony na maksa, leży w leżaczku, obok niego na podłodze kupa zabawek, do których nie może dosięgnąć, na podłodze leży tatuś i na głos czyta gazetę. " Co ty robisz, Piotr? Czemu on marudzi? Przecież miałeś sie nim zająć! - wyrzuciłam z siebie poirytowana. " No przecież to robię - czytam mu "Politykę". Próbowałam wytłumaczyć mężowi, że 3-miesięczne niemowle trzeba zabawiać, a nie czytać mu gazetę. "Widać mamy inne metody wychowawcze" - odpowiedział mój mąż intelektualista. Mowę mi odjęło, a to zdarza się raczej rzadko. :-)))
    Wy też pewnie macie inne metody... Buziaki. K

    OdpowiedzUsuń
  5. Aaaa... bo kobiety nie mogą zrozumieć, że my, faceci, nie mamy w chromosomach zakodowanych działań weterynaryjnych i nasze zdolności wychowawczo-opiekuńcze ujawniają się dopiero wtedy, kiedy dziecko osiągnie poziom przynajmniej +5 w komunikacji werbalnej.

    OdpowiedzUsuń
  6. ..jest jeszcze jeden tekst do kompletu (przynajmniej w ustach mojego męża)
    "zaraz mama da cyca", który pada przeważnie jak tata wraca z pracy i nie wie, że synek właśnie "wrócił z mleczarni", w której spędził jakieś 40 minut!! ;))))))

    pozdrawiam
    madziara

    OdpowiedzUsuń