środa, 14 kwietnia 2010

Nie wiem jaki dać tytuł

Długo nie pisałem. Bo... po prostu nie mogłem się do tego zmusić.
I nawet teraz gdy wreszcie usiadłem do klawiatury to nie jestem pewien co z tego wyjdzie.
Jednak nie mogę pozbyć się myśli,że jeżeli w końcu się nie przełamię to ten blog uschnie.
Inna sprawa ,że już jakiś czas temu przekonałem się ,że pisanie na siłę jest raczej bez sensu.
Wczoraj przed dziesiątą koleżanka małżonka zagnała mnie do łóżka i dała spokojnie przespać całą noc- samotnie walcząc z naszymi głodomorami.
I wreszcie dzisiaj rano poczułem coś czego nie czułem od tygodni.
Że trochę przejaśnia mi się w głowie. Tak jakby w nocy żona -szydełkiem przez ucho, albo dziurkę w nosie -wyciągnęła mi z głowy całą podpleśniałą watę, która nagromadziła się tam przez ostatnie tygodnie.
Poczułem,że chyba spróbuję usiąść do klawiatury.
Tak długiego milczenia jednak do tej pory nie było.
I tak jak pisałem -miałem szczery zamiar pół soboty spędzić na pisaniu.
A jednak jakoś nie mogłem zwalczyć lenistwa. A może po prostu nawarstwionego zmęczenia?
Wstałem koło siódmej obudzony stękaniem córek.
Nakarmiłem je a potem poszedłem uwiązać psa bo koło dziewiątej miał przyjść „Mister WSI”.
Potem sam usiadłem do śniadania i kawy.
Przeglądając piątkową „Wyborczą” skakałem po kanałach telewizyjnych.
Ostatecznie wygrał jakiś film przyrodniczy.
W gazecie pisali,że prezydent zapowiedział iż 23 kwietnia rozpocznie kampanię wyborczą i walkę o reelekcję.
Patrzyłem tępo w ekran mieląc w szczękach kolejne kanapki i dumając nad koniecznością przejścia na jakąś dietę bo kałdun rośnie.
Dosyć długo oddawałem się filozoficznym refleksjom nad talerzem.
W błogiej nieświadomości.
W tym czasie WSI pracował na podjeździe słuchając małego przenośnego radia.
Patrząc na niego poczułem wyrzuty sumienia i korzystając z tego ,że dzieciaki przydrzemały ubrałem się i ciężko wzdychając nad swoim jeszcze cięższym losem poczłapałem na dwór.
-Słyszał pan!-zawołał widząc mnie WSI- Samolot spadł!
-Jaki samolot?
-No ten z prezydentem!Mówili w radio ,że w płytę lotniska walnął i teraz chyba nowego będą musieli wybrać.
Popatrzyłem na niego jak na wariata.
„Oj durny ty chłopie. Pewnie tylko przyziemili za mocno i coś z podwoziem się stało, ktoś sobie guza nabił a ty już jakieś barwne opowiastki snujesz”.
Poszedłem jednak do domu, sięgnąłem po pilota, zmieniłem kanał na informacyjny i... tak już zostałem.
Dopiero teraz dotarło do mnie,że wcale nie miałem zamiaru o tym pisać. Miałem przecież przemilczeć ten aż zbyt oczywisty temat.
Chyba jednak się nie da.
Kiedy byłem na zewnątrz córki oczywiście rozpłakały się budząc koleżankę małżonkę.
Teraz więc we dwójkę siedzieliśmy na podłodze w dziwnie schizofrenicznej sytuacji.
Z telewizora płynęły dziwnie odrealnione tragiczne informacje a dzieci domagały się uśmiechu, zabawiania, uwagi.
Potem okazało się,że podobnej sytuacji było wielu rodziców małych dzieci.
-Mój syn ubrany w spodnie narciarskie biegał po domu i udawał supermana-wzdychała koleżanka z pracy, z którą rozmawiałem w firmie kilka godzin później.
Bo w mojej branży takie zdarzenie oznacza,że służbowy telefon zaraz zadzwoni i następne dni będą wyjęte z życiorysu.
I tak było.
Dziwny czas, w którym przez głowę przelatywała masa myśli. Nie zawsze stosownych.
Pracując ciągle myślałem o tym jak tam żona sama radzi sobie z dzieciakami.
Było mi przykro ,że ominęło mnie pierwsze wieczorne kapanie w większej wanience.
Że ominęło mnie również drugie wieczorne kapanie...
Taka zadziwiająca dwutorowość myśli. Z jednej strony wydawałoby się całkowicie pochłoniętych niewyobrażalną tragedią a z drugiej próbujących z powrotem wskoczyć w koleiny wyjeżdżone przez ostatnie miesiące.
I nawet nie wiem czy powinienem wstydzić się tych myśli czy nie?
Zresztą ten problem mam od dłuższego czasu.
Bo w zadziwiający sposób w ciągu ostatnich tygodni wydarzenia aktualne splatają się z tymi sprzed prawie roku.
Rok temu o tej porze właśnie „zaczynaliśmy być w ciąży”.
Nawet nie pamiętam czy już o tym wiedzieliśmy.
Ale sprawdzę w notatkach.
I tak naprawdę o tym chciałem napisać.
Jak widać jednak się nie udało.

2 komentarze:

  1. A ja ci napiszę, że żałoba narodowa zeszła u nas na drugi plan, a związany z nią repertuar telewizji i radia przyprawia mnie o myśli samobójcze, bo jak tu ich nie mieć gdy odchodzi twoja 31 - letnia koleżnaka pozostawiając męża i dwójkę małych dzieci... Nie ma sprawiedliwości

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie przejmuj się tymi myślami. Każdy z nas ma teraz dziwne niejednokrotnie myśli.
    Mamy wszyscy dziwną dziurę w głowie. Jedni bardziej inni mniej, ale wszyscy jesteśmy nawet nie świadkami, ale uczestnikami powstania wielkiej i jakże ważnej karty historii Polski. Brzmi co najmniej patetycznie, ale osobiście mając ta świadomość nie potrafię się w tym wszystkim odnaleźć.
    Twoje dziewczyny tylko jeść chciały, a mój siostrzeniec (26 miesięcy) sam mnie dzisiaj wołał: "cicia tumny nowu niosą! Ciemu niosą nowu?" I jak mu wytłumaczyć?? :(

    OdpowiedzUsuń