poniedziałek, 19 kwietnia 2010

Reling czasem się przydaje. Czasem.

W piątek mieliśmy masę spraw do załatwienia. Najpierw wizyta u pani rehabilitantki.
Baliśmy się jej trochę bo mimo,że ćwiczymy sporo i regularnie to mieliśmy poważne wątpliwości czy dzieciaki robią postępy.
Na szczęście wszystko jest dobrze i cała nasza czwórka została pochwalona za walkę na froncie tępienia asymetrii.
Po wyjściu z gabinetu odbyliśmy małą naradę logistyczną.
-To teraz jak? Odwozimy dzieciaki do dziadków a potem na zakupy czy ryzykujemy i ja lecę do marketu a wy poczekacie w samochodzie?
-Pewnie,że poczekamy- oznajmiłem radośnie- Damyyy raaadę!-dodałem jeszcze.
Jakże naiwnie.
Wysiadając z samochodu koleżanka małżonka zapytała jeszcze:
-A mógłbyś spróbować dodzwonić się do pana od pralki?
-Jasne.
Ów pan od pralki to cwaniak z internetowego sklepu tansze.com, który od 23 marca nie może nam jakoś przysłać zakupionej i oczywiście zapłaconej pralkosuszarki.
To dłuuuga i denerwująca historia, którą wkrótce opiszę.
W każdym razie dodzwoniłem się od razu co samo w sobie było dużym osiągnięciem.
Rozmowa była nerwowa i niewiele z niej wynikało bo mój rozmówca twierdził,że „on tu tylko pracuje”, „pralka czeka w magazynie na wysyłkę” a on przekaże odpowiedzialnej osobie moje uwagi. Również te niecenzuralne. Oraz te o zamiarze skontaktowania się z prokuraturą.
Rozłączyłem się wściekły i wtedy usłyszałem dobiegający z samochodu płacz córki.
A przecież jeszcze chwilę temu obie smacznie spały!
Szybko złapałem za reling dachowy i energicznie zakołysałem całym samochodem.
To czasem działa.
Czasem.
To nie był ten czas.
To był czas mroku, beznadziei, żalu, bezradności i...wrzasku.
Wrzasku od którego człowiekowi od razu robi się gorąco a ręce zaczynają się trząść.
Na szczęście nie musiałem za dużo myśleć bo mama księżniczek ze szkiełka pozostawiła jasne instrukcje:
„Jak się któraś rozedrze to najpierw spróbuj zatkać smokiem, potem zainteresować zabawką a jak się nie da to w ostateczności nakarm. W torbie masz mleko a butelkę z wodą w tym termicznym pokrowcu”.
Oczywiście trochę mi się pomieszało i próbowałem dziecko zatkać zabawką, zainteresować butelką i nakarmić smokiem.
Okazało się ,że księżniczki smoczej padliny nie jadają. Nie dają się też zatkać byle czym i byle komu. A przy przygotowywaniu mleka upaćkałem swoje ostatnie czyste spodnie.
W panice próbowałem dodzwonić się do małżonki, ale nie odbierała.
Tuląc wstrząsane spazmami dziecko do piersi gorączkowo zastanawiałem się co robić.
W końcu pokazałem jej maszerującą przez parking kobietę i zagroziłem:
-Zamilcz dziecko bo cię ta pani weźmie!
A potem dodałem z groźba w głosie:
-Ona mi wygląda na taką, która słucha Radia Maryja. A wiesz co oni sądzą o Dzieciach Frankensteina!
Córka albo nie zrozumiała albo okazała się znacznie odważniejsza niż myślałem- bo dalej kontynuowała audialny terror.
Chwilę później wróciła mama.
Powitała ją cisza.
-A ty co taki czerwony i zgrzany jesteś?-zapytała.
Widząc jednak moje spojrzenie postanowiła nie kontynuować tematu.
Z parkingu wyjeżdżaliśmy w ciszy.
Dopiero kilka przecznic dalej mruknąłem:
-Dodzwoniłem się do „pana do pralki”
-No proszę! Cóż za osiągnięcie? Mnie się przez tydzień nie udało. I co?
-Szczerze mówiąc- gówno. Zwykłe pieprzenie.
-Czyli to co zwykle.
-No.
-Pięknie.
-Yhm.
Teraz oboje straciliśmy ochotę do rozmowy.
Znowu będzie trzeba pójść do sąsiadki spytać czy możemy u niej przeprać kilka najpotrzebniejszych rzeczy.
-To jest poniżające kurrrrwa- jęknąłem
-Noooo...
Najwyraźniej myśleliśmy o tym samym.

2 komentarze:

  1. Trzeba bylo wysadzic malzonke bez gaszenia silnika i samemu zrobic kilka okrazen po parkingu.

    OdpowiedzUsuń
  2. cenna uwaga. jak to dobrze że są bardziej doświadczeni bracia w boju:))

    -koleżanka małżonka-

    OdpowiedzUsuń