wtorek, 11 sierpnia 2009

I po urlopie

Podczas naszego tygodniowego wyjazdu codziennie odbierałem i wykonywałem masę połączeń telefonicznych. Gorąca linia z majstrem, elektrykiem i hydraulikiem. Inaczej się nie dało.
I muszę przyznać,że do domu wracałem wczoraj pełen najgorszych przeczuć. Koleżanka małżonka natomiast była wyluzowana. Nasze nastroje zmieniły się kiedy przekroczyliśmy próg domu. Ja odetchnąłem bo lepsze zło , które się zna niż to wyobrażone. Żona natomiast uderzyła w płacz.
Zresztą poprawa mojego humoru okazała się krótkotrwała. Oczywiście połowa prac, które miały być wykonane podczas naszej nieobecności nie zostało zrobione.
Ponieważ Pani Jeżykowa jest alergiczką, zrywanie sufitu, starego ocieplenia i położenie nowego, miało się odbyć wtedy kiedy byczyliśmy się nad naszym pięknym morzem o temperaturze wody 10 stopni.
Oczywiście wróciliśmy w najgorszy pył i pierdolnik.
No dobra, poślizgi i obsuwy się zdarzają, ale kiedy zobaczyłem,że hydraulik tak zrobił pion kanalizacyjny,że rurami zasłonił gniazdka wykonane przez elektryka to nie wiedziałem czy śmiać się czy płakać.
Wybrałem więc trzecią drogę i zacząłem kląć.
Jaką ja miałeeeeem ochotę na kielicha na te stresy! Niestety musiałem ograniczyć się do soku grapefruitowego.
Z nerwów rozbolał mnie łeb i łupał całą noc. Nie pospałem. Koleżanka małżonka nie spała bo wszechobecny był tak ją dusił ,że ledwo oddychała.
Około szóstej stwierdziliśmy,że nie ma co udawać - skoro i tak nie śpimy to równie dobrze możemy pojechać zrobić badania. Mieliśmy to załatwić po południu,ale czemu nie teraz? W końcu laboratorium jest całodobowe.
Tak też zrobiliśmy. Po drodze odebrałem telefon od majstra, który chciał wiedzieć gdzie się podziewamy.
Wyjaśniłem mu to wspominając kilkakrotnie o niesolidnych wykonawcach oraz o urwanych kubkach. Wielu urwanych kubkach.
Po powrocie usiedliśmy przy kawie na kolejną poważną rozmowę.
Pan majster opowiadał nam o przyczynach opóźnień. O dziwo nawet sensownie. Potem hydraulik przestawił rury, elektryk poprzestawiał gniazdka i ekipa zabrała się wreszcie za robienie wylewek.
Powoli zaczęliśmy się uspokajać.
Do momentu, w którym majster nie zaprezentował nam najnowszego kosztorysu robót.
Jasna cholera, chyba jutro pojadę kupić czarną kominiarkę, gumowe rękawiczki i jakąś atrapę pistoletu. A potem wyruszę na tournee po małomiasteczkowych oddziałach banków. Podobno takie się najłatwiej rabuje.
Jakbym dobrze zaplanował trasę i odwiedził z 10 miejscowości położonych w jednym krańcu powiatu to byłoby po problemie.
Równocześnie mógłbym z niezarejestrowanego telefonu informować policję o różnych podłożonych bombach, planowanych napadach , pożarach na przeciwległym krańcu owego powiatu. W okolicy zapanowałby taki chaos, że mogłoby mi się udać.
A jakby się nie udało to koleżanka małżonka razem z jeżykami piekłaby mi ciasta nadziewane pilnikami i wysyłała do mamra.
Tyż piknie. Bo ja bardzo lubię słodycze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz