piątek, 7 sierpnia 2009

Mapa przymierza

No i znowu przytrafiła się dłuższa przerwa w pisaniu. I to tak bez ostrzeżenia. Spieszę więc wyjaśnić okoliczności, przyczyny i motywacje.
Ponieważ nasz remont wszedł w fazę, którą trudno określić inaczej jak kataklizm, postanowiliśmy ewakuować się na tydzień nad morze.
I naprawdę zamierzałem codziennie pisać tylko.. jakoś nie wychodziło. Rano nie było czasu i nastroju bo wszyscy dookoła gorączkowo szykowali się do „operacji plaża”. Po obiedzie się rozleniwiałem a jak mi przeszło to wskakiwałem na zatoce na deskę. A po desce to miałem ręce do kostek i też jakoś nie wychodziło.
No i jeszcze te dylematy moralne. Czy właściwe jest epatowanie swoim wypoczynkiem siedzących w pracy zagonionych ludzi? Musiałbym chyba nie mieć sumienia.
Zresztą, jeżeli mam być szczery to i przemyśleń nie miałem ostatnio zbyt odkrywczych.
Po prostu siedzieliśmy na plaży, patrzyliśmy na fale albo na... dzieciaki znajomych. Znajomi owi to dwie pary typu 2+1.
Tak więc wyjazd traktujemy trochę jak „obóz szkoleniowy”. I tu muszę przyznać ,że koleżanka małżonka wczoraj mi zaimponowała.
Podczas gdy ja na zatoce próbowałem obu tatusiom zaszczepić surfingowego bakcyla a matki polki były czymś tam zajęte, Pani Jeżykowej przypadło zadanie zaopiekowania się dzieciakami. Dwaj chłopcy- cztero i pięciolatek zazwyczaj są dobrymi kumplami,ale tego dnia coś między nimi iskrzyło. Zaczęło się od gry w piłkę na plaży. Ktoś komuś sypnął piaskiem po oczach, ktoś kogoś popchnął, w odpowiedzi usłyszał ,że „jest gupi” a w rewanżu zobaczył wysunięty język. Niby potem się pogodzili,ale po tym incydencie ich przyjaźń stała się lekko szorstka a równowaga była dość chwiejna.
Piszę o tym by wyjaśnić z jak delikatną materią miała do czynienia koleżanka małżonka.
Chłopcom szybko się znudziło obserwowanie tego jak ja udaję surfingowego Yodę a tatusiowie młodych Skywalkerów.
Trzeba więc było im wymyślić jakieś zajęcie. Propozycja wykopania dołu i zakopania w nim skarbu spotkała się z wręcz entuzjastycznym przyjęciem. Małolaty naznosiły różnych znalezionych na plaży przedmiotów i umieściły w dole, który następnie został komisyjnie zakopany.
Następnie pojawiła się kwestia zaznaczenia miejsca ukrycia skarbu.
Dzieciaki przytomnie zauważyły,że nie można tego zrobić w taki sposób by dostał się on w niepowołane ręce.
Odpadła więc jakże błyskotliwa koncepcja wbicia w piasek patyka.
Ale miłośnicy „Piratów z Karaibów” przecież doskonale wiedzą co należy zrobi w takiej sytuacji- trzeba narysować mapę! Na szczęście z kieszeni udało się wygrzebać kawałek papieru. Znalazł się też długopis.
Koleżanka małżonka zdobyła więc „sprawność kartografa”.
I kiedy wydawało się ,że piracka przygoda zmierza do szczęśliwego końca padło pytanie:
-A czyja będzie mapa?
Małe oczka zmrużyły się nerwowo a piąstki zacisnęły. Ząbki zgrzytnęły groźnie za mocno zaciśniętymi wargami.
Niedoświadczona babysitterka zaklęła w duchu bo wyobraziła sobie jak oddaje rodzicom pociechy w podartych koszulkach,z podbitymi oczami i krwawiącymi nosami.
Przez moment łudziła się,że sprawę załatwi stworzenie drugiego egzemplarza mapy. Niestety nie miała więcej papieru.
Zresztą już widziała, że otrzymanie kopii przez którąkolwiek ze stron konfliktu raczej nie będzie do przyjęcia.
Wszak oryginał może być tylko jeden.
No i masz babo placek. A właściwie mapę.
I właśnie wtedy gdy wydawało się ,że wszystko jest stracone a moja żona będzie tą , która ostatecznie doprowadziła do zakończenia pięknej męskiej przyjaźni, przyszło olśnienie.
-Panowie, to będzie mapa przyjaźni! Przerwiemy ją na pół a wy wylosujecie kto, weźmie którą część. A kiedy los zdecyduje nie będzie już żadnych kłótni i dyskusji. Zgoda?
Młodzi ludzie z powagą zaaprobowali takie rozwiązane a moja żona oddychając z ulgą poczuła pot spływający po plecach.
To jakże genialne w swej prostocie rozwiązanie chyba nigdy nie przyszłoby mi do głowy. To znaczy pewnie bym je wymyślił tyle, że po dwóch dniach zastanawiania. Tak jak te wszystkie cięte riposty, które przychodzą mi do głowy godzinę albo dwie po zakończeniu różnych dyskusji i kłótni.
Czemu mam wrażenie,że kiedy przyjdzie taki moment,że bliźniaki postawią mnie przed ścianą tak zakręcą,że poczuje się jak dziecko we mgle, to popędzę po ratunek do najlepszej z żon?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz