poniedziałek, 30 listopada 2009

Dualizm mieszkaniowy

Powraca normalność. Do końca remontu jeszcze trochę czasu,ale oddaję do użytku kolejne pomieszczenia.W samą porę bo koleżanka małżonka zaczyna już pakować torbę do szpitala.
Tyle,że w tej chwili panuje lekka schizofrenia mieszkaniowa.
Ponieważ prace zorganizowałem tak by nie rozwalać wszystkiego naraz teraz mamy na przykład dwie kuchnie i dwa salony.
Brzmi może fajnie, ale powoduje to zaskakujące komplikacje. Na przykład zrobienie kanapki wymaga:
1. Wyciągnięcia chleba z chlebaka w starej kuchni i udania się do nowej, w której jest toster.
2.Powrotu do starej kuchni w której jest wędlina
3. Zaklęcia pod nosem i powrotu do nowej kuchni po pomidora.
4. Powrotu do starej i bezowocnego poszukiwania masła, które okazuje się być obecne w kuchni nowej.
5.Powrotu po masło. Po drodze zastanawiania się gdzie do cholery jest nóż.
Kuchnie oczywiście są na różnych piętrach więc w połowie robienia kanapki odechciewa mi się jeść i zaczynam kląć co powoduje,że pies, który nie uznaje istnienia wyremontowanej części domu, chowa się pod stół w starej kuchni.
Kiedy już uda mi się zrobić ową pyszną kanapkę a nie chcę jej jeść w kuchni to muszę się zdecydować , w którym salonie ją skonsumuję.
W tym, w którym jest kanapa czy w tym, w którym został stolik i telewizor.
Aha, od wczoraj mamy dwie sypialnie. W jednej jest łóżko a w drugiej materac i szafki nocne :-)))
W każdym razie kiedy wczoraj robiłem fotki skręconych łóżeczek złapałem "lekkiego stresa".
Jakby mnie ktoś obuszkiem strzelił. To już. Teraz, zaraz, nieodwołalnie.
Tyle czekałem, tak się nie mogłem doczekać, taki byłem wyluzowany.
A teraz jakoś tak nieswojo się czuję :-)
W każdym razie w sobotę postanowiliśmy zrobić pseudoaparapetówkę. Piszę "pseudo" ponieważ nic jeszcze nie było skończone,ale baliśmy się ,że jeżeli nie zrobimy jej teraz to drugiej szansy może nie być.
Na kilka godzin przed przyjazdem gości byliśmy w przysłowiowej czarnej D.
Zamiast odkurzać, zmywać podłogi i czyścić sztućce-kułem,malowałem, szpachlowałem i kląłem. Zarówno głośno, jak i w duchu. Czasem na zmianę a czasem naraz.
I kiedy koleżanka małżonka ze łzami w oczach, stwierdziła,że imprezę trzeba odwołać, nadciągnęła kawaleria.
Para naszych kochanych przyjaciół przybyła, zakasała rękawy i rzuciła się w wir pracy.
P. zaczął skręcać łóżka i pomagał mi nosić meble a M. zaczęła sprzątać składać folię malarską, szaleć z odkurzaczem i mopem. Łóżeczka skręciliśmy już we dwójkę.
Potem mnie kazali spieprzać do wanny a sami zabrali się za robienie kanapek i koreczków.
Brak mi słów na podziękowania.Naprawdę.Zresztą co tu język strzępić mam nadzieje ,że będzie okazja do rewanżu.
I zdążyliśmy rzutem na taśmę. Co prawda goście potykali się w przedpokoju, w którym jeszcze nie jest skończona instalacja elektryczna i musieli udawać,że nie widzą placków szpachli na ścianach i malarskich niedoróbek, ale było dobrze.
Jedni ze znajomych przyjechali ze swoim kilkumiesięcznym synkiem, który został położony w jednym ze świeżo skręconych łóżeczek.
Dziecku chyba było w nim dobrze bo spokojnie zasnęło.
A jednak.
M. patrząc na dzieciaka mruknęła do mnie:
-No stary, przyzwyczajaj się. Pierwszy facet w łóżku twojej córki!
O mało nie udławiłem się koreczkiem.

2 komentarze:

  1. Mam nadzieję, że będziesz miał chwilkę czasu żeby kontynuować zapiski na blogu bo to fajna odskocznia od karmienia, laktatora, przewijania...
    Pozdrawiamy serdecznie i trzymamy kciuki za rozwizanie. Drevni jestem z Tobą myślami. Oby Wasze dziewczyny rozwijały się tak jak nasze bambutle i były tak grzeczne jak nasze ;)

    OdpowiedzUsuń