Miałem skrobnąć parę słów o słabych horrorach.
Więc wyjaśniam
Mam generalny problem z horrorami. Nie lubię ich oglądać bo się... boję.
To paskudny, nieprzyjemny, irracjonalny i kompromitujący lęk, który sprawia,ze 37-letni facet czuje dreszcz na plecach schodząc do ciemnej piwnicy po słoik kiszonych ogórków.
Dlatego lubię takie horrory, które nie straszą. A więc z definicji są nieudane bo nie spełniają swojej podstawowej funkcji.
Bo w tym gatunku dobre i straszne to synonimy.
Lubię za to horrory , które straszne nie są. Bo i takie się zdarzają. Na przykład trzecia część. Hellreisera. Chociaż 40% wartości tego filmu to muzyka, którą można usłyszeć kiedy na ekranie pojawiają się końcowe napisy.
Mam na myśli utwór pod zaskakującym w tym kontekście tytułem.... „Hellreiser” grupy Motorhead W wykonaniu samego Ozzego Osbourne’a- no rarytas po prostu.
A skoro o lepszych i gorszych filmach mowa to winien jestem wam ostrzeżenie.
Panie i panowie, żądam abyście w imię dobrego smaku oraz elementarnej uczciwości zignorowali film pt. „2012”.
I to wcale nie dlatego,że data kojarzy mi się z mistrzostwami w piłkę kopaną, które mogą nam przynieść kolejną międzynarodową kompromitację zarówno sportową jak i organizacyjną.
Po prostu tak wtórnej, przewidywalnej i prymitywnej produkcji dawno nie widziałem.
I piszę to jako wielki miłośnik filmów katastroficznych. Człowiek, który takie „Pojutrze” na przykład może oglądać w kółko i w kółko.
Kiedy wybieraliśmy się koleżanką małżonką do kina zażartowałem,że w ramach intelektualnego eksperymentu spróbuję skrobnąć recenzję z tego filmu przed jego obejrzeniem. To znaczy taką recenzję jaką spodziewam się przeczytać w prasie. Gdzie recenzenci będą narzekać na nadmiar efektów specjalnych, brak konkretnego bohatera, z którym można się zidentyfikować, infantylna treść, mechaniczne dozowanie napięcia i brak oryginalności oraz schematyczną fabułę.
Bo kino Rolanda Emericha takie właśnie jest,ale rozrywką ,zazwyczaj, jest całkiem przyzwoitą.
Nie tym razem niestety. Recenzji w końcu nie skrobnąłem,ale trafiłbym nią w sedno. Ten film taki właśnie jest.
Podobnych obrazów o globalnym kataklizmie, wybuchającym Yellowstone i tak dalej powstałą cała masa. I ten w niczym się od nich nie różni. Tej masakrycznej wtórności nie rekompensuje nawet rozmach efektów specjalnych. Ich komputerowy rodowód jest nadto widoczny.
Jeżeli widz odczuwa napięcie to tylko takie mechaniczne właśnie na zasadzie „zdążą zanim ich przygniecie, wybuchnie, zawali się itd.
Pomysł z nowymi arkami też nie jest specjalnie oryginalny. Problemy moralne z zakwalifikowaniem się do nich też są ledwie zasygnalizowane.
Co najgorsze jednak całość jest po prostu nudna, zrealizowana bez polotu i humoru.
Jedyny jaśniejszy punkt to rola Woody'ego Harrelsona- tyle,że epizodyczna.
Poraża mnie arogancja wytwórni filmowych, które uważają,że taki śmieć się sprzeda.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz