niedziela, 1 listopada 2009

Brzuszek ze zwierzątkami

W takie dni jak dzisiaj, siedząc w pracy, czuję się jak idiota.Nie dość,że odwalam kawał nikomu niepotrzebnej pracy to jeszcze musiałem wyjechać z domu prawie dwie godziny wcześniej by uciec przed masakrycznym korkiem, który co roku paraliżuje ruch na drodze, którą dojeżdżam do pracy.
Żeby było śmieszniej praca zajmie mi niecałe dwie godziny a potem zacznie się szaleństwo powrotu.
O powrocie tą droga , którą przyjechałem mogę zapomnieć.Teoretycznie mógłbym próbować przedzierać się leśnymi drogami,ale bez zimówek z solidnym bieżnikiem prawie na pewno zagrzebię się w błocie.
Trzeba więc będzie powalczyć z mniejszymi(oby) korkami i nadłożyć z 15 kilometrów.
Cudnie.
Przynajmniej posłucham sobie w samochodzie muzyki.
Zawsze to jakieś pocieszenie.
Wczoraj natomiast poznałem zupełnie nowy świat równoległy.
Uniwersum sklepów z artykułami dziecięcymi.
Artykułami o większości, których nie miałem nawet pojęcia,że istnieją.
A co dopiero,że będą nam kiedykolwiek potrzebne.
I że tyle kosztują.
To trochę tak jak ze snami. Regularnie śni mi się,że otwieram w domu jakieś drzwi, których do tej pory nie zauważałem i odkrywam tam ogromne, słoneczne pomieszczenia.
Nie wiem dlaczego,zawsze są rozświetlone ciepłym słonecznym światłem, które podświetla krążące w powietrzu drobinki kurzu. To miłe sny, chociaż proza życia i remontu po przebudzeniu zabija.
W każdym razie do tej pory nie zauważałem dziecięcych sklepów. tak jakby ktoś rzucił na nie maskujące zaklęcie.
A teraz czar przestał działać
I nagle między sklepem sportowym a monopolowym ukazał się gigantyczny sklep z wózkami, nosidełkami, kocykami,pościelami, gryzakami, grzechotkami, materacykami, czapeczkami, ręczniczkami, kosmetykami,fotelikami, malutkimi nożyczkami, grzebyczkami, przewijakami.....
Nieco zgubiony, błąkałem się po dużych pomieszczeniach zastawionych tymi dobrami, usiłując schodzić z drogi paniom cargo i ich obstawom.
Kiedy kupowaliśmy łóżeczka poczułem jakieś ciepło w okolicach serca.
Jednak naprawdę poległem gdy znalazłem stojak ze "zwierzątkami książeczkami"!
Na przykład taki lew, którego brzuch składa się z pluszowych "kartek" z wizerunkami innych zwierząt.
Kapitalne. Na mojej twarzy mimo zmęczenia pojawił się ogromny banan.
Pierwsza książka naszych córek.
Mam tylko nadzieję,że nie wpadną na to by zapytać:
-Tatuś, a dlaciego lewek ma w brzuśku zająćka, zebierke i małpkie?
Przecież nie zacznę im, jak David Attenborough, opowiadać "o strategi przetrwania, łowcach i ich ofiarach".
No, może nie będą wnikać.
W każdym razie niedawno postanowiliśmy z koleżanka małżonką, że zamiast różnych kreskówek spróbujemy puszczać im różne filmy przyrodnicze w rodzaju "Błękitnej Planety" BBC.
Ciekawe czy pomysł się sprawdzi.
Oby tylko nam się płyty nie pomyliły.
Bo jak przez pomyłkę puszczę im produkcję National Geographic o krokodylach mieszkających w wysychającym bagnie to będzie masakra.
Kupiłem ją wiele lat temu. Obejrzałem tylko raz.
I do dzisiaj mam przed oczami kilka drastycznych obrazków w rodzaju umierającej z pragnienia antylopy próbującej napić się wody w odległości kilku centymetrów od potężnego krokodyla albo pawiana oglądającego z zainteresowaniem swoje otwarte złamanie ramienia.
Brrrrrrr
Może jednak lepiej Teletubisie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz