niedziela, 5 lipca 2009

Czas zdementować pogłoski

Wracając do kwestii mojej ostatniej przerwy w pisaniu to naprawdę mi tego brakowało. Bo to już prawie dwa miesiące odkąd zacząłem się realizować bloggersko. A mimo zmęczenia, upału i zaaferowania remontem pomysłów na posty mi nie brakowało. W końcu zacząłem je zapisywać na kartce,ale mi gdzieś podczas porządków zniknęła. Wziąłem więc kolejną jednak tę też gdzieś wcięło podczas lekko histerycznego ogarniania chałupy przed wizytą moich rodziców oraz pani inspektor z banku, która w sobotę o 7.15 zadzwoniła z pytaniem czy może wpaść zrobić fotki.
Ale, ale! Właśnie mi się przypomniało coś o czym miałem naskrobać (hmm...nastukać raczej?)
Otóż w piątek po naprawdę cholernie ciężkim dniu zwierzyłem się koleżance małżonce z tego ,ze naprawdę ciesze się z tego,że ze względu na „Jeżykigate” postanowiłem na razie odstawić procenty.
Bo normalnie po takim dniu przyczłapałbym do domu walnął kilka piw, zmulił się i pewnie zasnął przed telewizorem. W międzyczasie pewnie siorbnąłbym koniaczku pod pretekstem „stawiania się na nogi”.
A tak wyżłopałem pół litra soku grejpfrutowego,zjadłem obiad, popiłem „Nałęczowianką” i powoli zacząłem dochodzić do siebie.
Po wysłuchaniu moich wynurzeń „pani jeżykowa” poprosiła mnie bym napisał o tym na blogu bo podobno społeczeństwo uważa,że:

a) zostałem do abstynencji zmuszony podstępem i groźbą

b) autorka owych gróźb i podstępów ma natychmiast odwołać prohibicję

c) ja mam się natychmiast nawalić!

Odpowiadając od końca- nie, nie nawalę się bo nie chcę i nie potrzebuję a abstynencja to tylko i wyłącznie moja inicjatywa.
I naprawdę jestem normalny! I naprawdę, brakuje mi czasem winka do obiadu, zimnego piwka i koniaczku kiedy „zmulizm dopada”.
Silniejsza jednak jest teraz ciekawość tego czy mi się uda wytrzymać w postanowieniu.
I nawet kiedy koleżanka małżonka mówi ,że jej zdaniem mógłbym czasem odpuścić i napić się np. piwka kolegą doktorem- to jestem nieprzejednany!
Ludzie, mnie to tez dziwi! Bo jeszcze kilka miesięcy temu kiedy ze względu na ów „nieistniejący a wysoki” cholesterol usłyszałem od lekarki,że czas pożegnać się z piwkiem to zrobiłem taką minę jaką zazwyczaj ma nasz pies kiedy orientuje się ,że to co miało być spacerem okazało się wycieczką do weterynarza.
Wielokrotnie próbowałem ograniczyć spożycie tego złocistego napoju i zawsze bezskutecznie.
Pamiętam nawet jak któregoś dnia się zadumałem-”Łał tu już trzy dni bez piwa! A więc jednak potrafię. Da się! To się dzieje naprawdę!”
Po czym przypomniałem sobie ,że dzień wcześniej „obaliłem dwa browary”.
A teraz? Teraz jest inaczej.
Wszystko się zmienia.
A jednak kiedy pomyślę o tym jak będzie smakował ten pierwszy, dłuuuuuugi łyk po przerwie. Kiedy w gardle poczuję goryczkę a bąbelki zaszczypią w przełyku....
To i owszem, ślinka cieknie,ale wiem,że swojego postanowienia dotrzymam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz