piątek, 25 września 2009

Garść refleksji

No i proszę, okazuje się,że eksperci mają zastrzeżenia do projektów ustaw w sprawie in vitro.Według niektórych znajdują się w nich zapisy sprzeczne z przepisami unijnymi.
Sami autorzy twierdzą,że to bzdura wynikająca z błędnego tłumaczenia owych przepisów a zastrzeżenia są raczej natury politycznej niż merytorycznej.
W każdym razie zaczęła się kolejna dyskusja.Oby z pożytkiem dla tematu.
Z poziomem merytorycznym dyskusji będzie chyba nie najlepiej bo z zaproszenia na "dni otwarte" w klinikach zajmujących się wspomaganiem rozrodu parlamentarzyści nie skorzystali.
Jakoś nie jestem zaskoczony.
Nie pisałem ostatnio w blogu nic na temat głośnej sprawy wszczepienia niewłaściwego zarodka pani Savage z USA,ale to dlatego,że byłem zajęty boksowaniem się na forach z przeciwnikami in vitro, którzy oczywiście uważają,że ten przypadek to argument potwierdzający ich racje.
Historia rzeczywiście paskudna. Kiedy pomyślę sobie ,że coś takiego mogłoby nas spotkać to miękną mi nogi.
Człowiek cieszy się,że zabieg się udał, kontempluje ciążę, macierzyństwo, tacierzyństwo a tu nagle dzwoni telefon:
"Sorry mister, pomyliliśmy zarodki i eeee... to dziecko co macie ... to ono nie jest wasze."
Jak to ładnie ktoś powiedział -teraz prawnicy rodziny Savage robią wszystko by klinika odczuła ogrom swojego błędu.
Ciekawe tylko jak różnie rozmaite media przedstawiają to zdarzenie.W jednej z gazet wyczytałem,że pani Savage wyprosiła u biologicznej matki by ta pozwoliła jej się pożegnać z noworodkiem po porodzie.
Z kolei w innej, dziennikarze napisali,że rodzina Savage wspaniałomyślnie zgodziła się oddać dziecko biologicznym rodzicom.Ciekawe nieprawdaż?
Niezależnie od tego jak to się odbędzie na "poziomie ludzkim" to prawnicy długo będą z tego żyli. Oni pewnie najbardziej się cieszą.No może tak bardzo jak koledzy dziennikarze, którzy dostali "smakowitego" newsa.
Spotkałem się też z opinią,że ta sytuacja najlepiej świadczy o tym,że in vitro nie ma nic wspólnego z zabawą w Boga. Bo ta pomyłka najlepiej pokazuje ludzką ułomność.
W każdym razie w necie zawrzało.
Fundamentaliści przypuścili prawdziwy szturm pod sztandarami "jedynych słusznych racji". Oczywiście ich zdaniem ten jednostkowy przypadek to ostateczny gwóźdź do trumny in vitro.
Idąc takim tokiem rozumowania moglibyśmy zabronić stosowania penicyliny. Przecież jej podanie może skończyć się wstrząsem a nawet śmiercią.
A skoro o sprawach życia i śmierci mowa to profesor Wołczyński z białostockiej kliniki podaje przykład młodej dziewczyny, u której wykryto nowotwór.
Dziewczyna musi poddać się ostrej chemioterapii i już wiadomo,że po niej nie będzie mogła zajść w naturalną ciążę.Jedyną szansą dla niej i męża jest pobranie komórek i zamrożenie zarodka, który mógłby być podany po zakończeniu terapii.
I co? Zabronić in vitro? Zgasić światełko w tunelu?
Pewnie,że w tym konkretnym przypadku nasuwają się różne refleksje...
Nie... nawet nie będę ich werbalizować.
Lepiej nie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz