niedziela, 6 września 2009

Tak jak w kinie

Ostatnie badanie USG lekarz zgrał nam na płytkę DVD- wcześniej nie było takiej możliwości. Więc zaraz po wizycie zajechaliśmy do mojego taty pokazać mu filmik. Mama była akurat w rozjazdach więc urzędował sam z dziadkiem. Taki męski weekend.
Bardzo się ucieszył kiedy usłyszał,że będzie mógł zobaczyć wnuczki. Tyle,że film był taki jak i badanie- o czym wspominałem wcześniej. Nie było za dużo widać. Przyszły dziadek nie wyglądał jednak na rozczarowanego.
Inna sprawa ,że w konkurencji „okazywanie uczuć” to na olimpiadzie tatulo nie załapaliby się raczej na podium :-).
Pooglądał, pokiwał głową pouśmiechał się poczęstował nas ciastem i kawą. Pogadaliśmy trochę o tym jakie to teraz „cuda techniki” i polecieliśmy dalej- załatwiać różne sprawy.
Mama miała wrócić nazajutrz.
Zaraz po przyjeździe zadzwoniła i oświadczyła, że „ona natychmiast i kategorycznie chce też zobaczyć ten film!”
Okazało się, że ojciec na peronie powitał ją słowami- „A ja widziałem nasze wnuczki!”.
Znam go już tyle lat a ciągle mnie zaskakuje tym jak bardzo przeżywa pewne sprawy a jak mało po nim tego widać.
Ja poszedłem w mamę. Po mnie widać wszystko i od razu. Kłamać nie umiem na polityka się nie nadaję.
Zresztą ostatnio sporo się zastanawiam na kogo w ogóle się nadaję.
Do tej pory wydawało mi się ,ze w mojej aktualnej pracy znalazłem swoje miejsce na świecie.
Tyle,że stosunki interpersonalne powodują,że naprawdę ma dosyć.
Dwa razy w tygodniu dostaję newsletter z jednego z portali z ofertami pracy. Ostatnio zdałem sobie sprawę, z tego że za każdym razem kiedy otwieram maila to czuję się jakbym sprawdzał wyniki totolotka.
Za każdym razem tłucze się pogłowie jedno pytanie-”czy znajdę w środku coś o zmieni moje życie”?
I nie chodzi o to,że źle mi we własnym życiu.
Jestem wobec siebie bardzo samokrytyczny i ciągle pełen niepewności.
Więc skoro ja czuję,że stać mnie na znacznie więcej to coś w tym musi być.
Trochę nieskładnie chyba piszę, ale koleżanka małżonka, która dopiero teraz dopuściła mnie do kompa ciągle mnie rozprasza.
Strasznie wzburzyła się dyskusją na forum internetowym. I teraz ciągle przeżywa. Poszło o to,że nie zamierza rodzić naturalnie tylko przez cesarkę. I doczekała się kilku przykrych słów na temat własnego egoizmu i takich tam.Przeczytała m.in ,że skoro nastawia się na cesarkę to stawia się w roli inkubatora, który zaraz po urodzeniu dziecka z chęcią przekaże potomstwo w ręce niani.
No cóż nie ma sensu powtarzać tych samych tekstów na temat tolerancji. Szkoda słów,
szkoda niepotrzebnych nerwów.
Ja za to po raz pierwszy od kilku tygodni czuję się wyluzowany. Dzisiaj naprawdę mocno wieje i już kilka minut po dziewiątej byłem na wodzie. Naszarpałem się trochę ze sprzętem i pływanie zacząłem trochę skwaszony. Wystarczył jednak jeden solidny szkwał i humor zmienił się diametralnie. W takim niesamowitym ślizgu jeszcze nie pływałem. Cudowna mieszanka euforii i strzału adrenaliny.
Tego się nie da opisać.
Po godzinie takiego pływania i roztaklowaniu sprzętu poczułem si,ę cudownie odprężony. Mięśnie zmęczone,ale głowa wolna od głupich myśli.
Po powrocie lekkie śniadanie z koleżanką małżonką przed telewizorem- niestety nie zdążyłem na film przyrodniczy, ale potem był Makłowicz na Islandii a po nim Kinomaniak i zapowiedzi kinowe. Wygląda na to,że może wreszcie będzie na co pójść do kina bo tak tragicznego okresu wakacyjnego nie pamiętam. Wiadomo,żer podczas wakacji dystrybutorzy wprowadzają tylko komerchę. Tyle,że nawet kino rozrywkowe może przecież być na jakimś poziomie. A tym razem naprawdę nie było na co pójść do kina.
Strasznie chce obejrzeć „Wino truskawkowe”,ale niestety u nas jest wyświetlane tylko w kinie studyjnym, którego fotele zdecydowanie nie nadają się dla „ciężarówki”.
Pozostaje tylko czekać na jakiś cud, premierę DVD albo tak zwaną „dystrybucję alternatywną” ;-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz