poniedziałek, 14 września 2009

Money for nothing

Dawno nie relacjonowałem postępu prac remontowo budowlanych. pewnie dlatego,że ostatnio szły swoim trybem bez specjalnych problemów, opóźnień i traumatycznych przeżyć.
Po bardzo poważnej i szczerej rozmowie z majstrem,w której wykazałem się znajomością stawek za poszczególne prace, jego wyceny też stały się jakieś takie bardziej normalne.
Coś mi jednak wygląda na to,że ten etap się kończy i zaraz znowu będzie nerwowo.
Wczoraj rano wszystkim skoczyło ciśnienie. To znaczy małżonce, majstrowi i mnie bo na skutek myślenia w stylu "o rzeczach oczywistych to nie warto nawet mówić" mamy teraz spory zgryz z łazienką.
Nad szczegółami się nie rozpisuję bo są mało istotne.
Istotne natomiast jest to, że glazura i terakota, które według sprzedawcy "oczywiście są dostępne od ręki, mamy wszystko w magazynie" przestały takie być w momencie ,w którym powiedzieliśmy "no to, potrzebujemy tyle i tyle metrów tej, oraz...".
Podobnie jak z płytą osb na dach, przy próbie kupna gontu usłyszeliśmy "...ale fabryka się spaliła!" a potem nastąpiły wyjaśnienia o tym,że producent ściąga towar ze swoich zagranicznych fabryk,ale nikt nie jest w stanie powiedzieć kiedy będzie dostarczony-"najlepiej zamówić i czekać"-no jasne, już biegnę. A dach pokryję chyba strzechą.
I nawet elektryk, którym do tej pory byliśmy zachwyceni, bo jak robi to myśli i jeszcze w naszych myślach czyta, tym razem pokazał bardziej mroczne oblicze i zostawił nas na cały weekend pogrążonych w ciemności.
Kończąc pracę w piątek poinformował mnie,że do poniedziałku nie będziemy mieli światła w łazience bo on musi pędzić odebrać dzieciaki z przedszkola.
No trudno, jakoś damy radę.
Wykąpaliśmy się przy świecach i było naprawdę fajnie.
Ponieważ okazało się,że przedpokoju też nie mamy światła podciągnąłem przedłużacz z piwnicy i podłączyłem do niego stojącą lampkę.
Tym samym sytuację uznałem za opanowaną.
Kiedy jednak okazało się ,że w sypialni prądu też nie ma -zacząłem kląć.
A ja nie zasnę, jak nie przeczytam chociaż pół strony książki.
Tu jednak pomógł mi stopień komplikacji sieci elektrycznej w naszym domu i okazało się,że w jednym gniazdku, jakimś cudem, prąd jest.Pokombinowałem trochę z kolejnym przedłużaczem i udało mi się podłączyć chociaż jedną lampkę nocną.
A już myślałem,że będę musiał czytać przy latarce.
Dzisiaj mamy wtorek a my w dalszym ciągu jesteśmy "unplugged".
Coraz mniej to śmieszne.Mam już naprawdę dosyć remontu.
Zresztą z zakupami też robi się pod górkę.Kiedy znajdziemy na przykład lampę, która nam się podoba i mówimy ,że potrzebujemy trzy to odpowiedź zazwyczaj brzmi "ale mamy tylko dwie". I tak jest ze wszystkim. A trudno całe wyposażenie domu kupić przez internet. Pewnych rzeczy człowiek chciałby jednak najpierw dotknąć przed zakupem.
Poziom mojej frustracji osiągnął stan zbliżony do krytycznego.
Uspokoiła mnie dopiero wizyta pana, który robi nam zabudowę do kuchni i przesuwane drzwi do nowej sypialni i łazienki.Dla niego nic nie stanowi problemu, wszystko "da się zrobić", większość można zrobić "równie dobrze ,ale taniej" a dotrzymanie terminów to "żaden problem".
Ponieważ jednak podczas naszej rozmowy koszykarze stracili prowadzenie w meczu ze Słowenią- by w końcu ponieść porażkę-znowu zrobiłem się markotny.
Po dwudziestej musiałem pojechać do kumpla, który miał mi pomóc w pewnej prawie związanej z pracą.
Wypiłem więc trzecia puszkę napoju energetyzującego i pojechałem przez lasy i pola do miasta.
Naszła mnie ochota na Dire Straits-włożyłem więc do odtwarzacza moja ulubiona płytkę "Brothers in arms".
Głośność na full, track nr 2 i jazda!
"Money for nothing"-świetny kawałek z jednym z najlepszych intro w historii rocka.No i szczekającym Stingiem.
Strasznie lubię ten utwór a owego intro mogę słuchać w nieskończoność.
Jechałem ostrożnie bo tej porze na drogę lubią wychodzić różne leśne zwierzaki i słuchałem genialnej gitary Marka Knopflera.
Dopiero po dłuższej chwili otarło do mnie jak adekwatny do naszej sytuacji jest tekst tej piosenki.
Knopfler napisał ją zainspirowany rozmową pewnego małżeństwa podsłuchaną w sklepie RTV AGD :-)

"We gotta install microwave ovens
Custom kitchen deliveries
We gotta move these refrigerators
We gotta move these colour TV's"

Ostatnio podczas rozmowy z koleżanką małżonką zażartowałem, że w porównaniu z tym pierdolnikiem jaki mamy podczas remontu to czas po urodzeniu dzieci będzie czystym relaksem.
Bo może i człowiek będzie niewyspany i zmęczony, ale nastawienie psychiczne będzie zupełnie inne.
No i nie sadzę by nasze dzieciaki były w stanie dobić mnie tak jak panowie z ekipy. I -przynajmniej na początku- nie będą wyciągały od tatusia tyle kasy.
Niestety- po ostatniej nocy zaczynam zmieniać zdanie, ale o tym... w następnym odcinku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz