czwartek, 3 września 2009

Kciuk mać

Wspominałem poprzednio ,że piątek był dniem „medycznym”. Zdałem sobie sprawę,że to ostatnia chwila by o siebie zadbać. Jak większość facetów do lekarzy chodzę niechętnie, z oporami i za karę.
A ponieważ przez ostatnie dwa lata byliśmy regularnymi gośćmi gabinetów lekarskich w związku z „tańcem ze szkiełkami” oraz innymi atrakcjami to jak łatwo się domyśleć inne sprawy zeszły na bok.
Tak więc pokolędowałem ostatnio po alergologu , laryngologu, chirurgu i ortopedzie.
A efekt to dwa skierowania do szpitala- na badanie bezdechu sennego i operację złamanego i źle zrośniętego kciuka.
Badanie bezdechu to efekt wieloletniej walki z chrapaniem. A kciuk? Kciuk jak wiadomo jest palcem bardzo przydatnym. Jak zauważył kiedyś bohater „Psów 2” grany przez Czarka Pazurę „Co ja teraz bez kciuka zrobię?”.
Powtarzam sobie te słowa regularnie od lutego kiedy to moje pieski kochane przeciągnęły mnie na nartach biegowych po asfalcie. Skijoringu mi się zachciało psiakrew. To taka odmiana psich zaprzęgów. Jak się okazuje najbardziej urazowa.
Nie chcę się wdawać w medyczno- drastyczne szczegóły,ale kiedy usłyszałem od chirurga,że jeżeli chcę własnoręcznie kąpać córki to trzeba najpierw „przeciąć ścięgna a potem z kości wyciąć taki fajny klin i …” to pobladłem.
Ale zrobić to trzeba bo teraz nawet otwarcie jogurtu jest dla mnie problemem a operowanie portfelem i jednorazową siatką przy kasie w sklepie to już prawdziwy happening.
Chętnie bym się tez poobijał na zwolnieniu lekarskim, ale boje się zostawiać żonę samą bo przy kciuku to pewnie kilka dni mnie w szpitalu potrzymają.
Z drugiej strony jak nie zrobię tego teraz ( a wcześniej się nie dało) to pewnie już nigdy.
A z trzeciej strony boję się trochę iść na zwolnienie bo najpierw były dwa tygodnie na transfer a potem będą po urodzeniu dzieciaków. A w pracy sytuacja nieciekawa. Na dniach zmienia się rada nadzorcza a ta pewnie zmieni zarząd. A nowy zarząd zajmie się zarządzaniem w czasach kryzysu .
A my właśnie zaciągnęliśmy spory kredyt bo... inaczej się nie dało. Naprawdę.
Chyba przez to nie byłem w stanie ostatnio skupić się na pisaniu.
Zazwyczaj na stres reaguję sennością. A ostatnio padałem na pysk.
Wczoraj podczas spaceru z psiakami zastanawialiśmy się co by tu począć z naszym życiem.
W trakcie remontu okazało się ,że największe, najładniejsze i najbardziej ustawne pomieszczenie w domu to... garaż.
Idealnie by się nadawał na magazyn. Do nas na zadupie nikt tu nie przyjedzie więc może jakiś handel internetowy? Tylko czym? Pomysłów jest kilka,ale żaden jakoś nie zwala z nóg.
Teraz kiedy regularnie bloguję (tak, tak, uśmiechajcie się ironicznie) widzę,że potrafiłbym pracować w domu. Choćby pisać. Tyle,że utrzymać się z tego to już zupełnie inna sprawa. Bez znanego nazwiska raczej się nie uda. W ubiegłym roku próbowałem zainteresować kilka redakcji swoimi recenzjami i felietonami filmowymi i ...nie dostałem ani jednej odpowiedzi.
I nie wiem czy dlatego,że były słabe czy z innych przyczyn. Wolę myśleć,że „z tych innych”;-)
Do tego wątku wrócę w najbliższym czasie.
A w następnym odcinku Garbaty powie:
„Kłamać nie umiem na polityka się nie nadaję”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz