czwartek, 9 lipca 2009

O obłudzie

Wspomniałem ostatnio o tych egzystencjalnych klimatach i rozmyślaniu o religii.
Próbowałem sobie przypomnieć kiedy ostatecznie pożegnałem się z religią.
Byłem standardowym produktem polskiego społeczeństwa, wychowanym w zdecydowanej opozycji do "czerwonego reżimu" i -delikatnie mówiąc- niechęci do Jaruzela, Urbana i Milicji Obywatelskiej a zwłaszcza ZOMO. Nauczony paciorka, ochrzczony z zaliczonym bierzmowaniem i ślubem kościelnym a jednocześnie kompletnie pozbawiony wiary czuję się momentami trochę nie na miejscu w swoim własnym życiu.
"Zakłamany" to na pewno nie jest właściwe słowo.Obchodzę święta kościelne,ale traktuję je raczej kulturowo. zresztą jak tu żyć bez gwiazdki? Wielkanocy? Mam świadomość , że dla osoby wierzącej jest to absurd, ale przestałem się już tym przejmować. Krzywdy nikomu nie robię.
Kiedy ,przy okazji ślubów czy chrzcin, uczestniczę w mszy to wstaję kiedy trzeba, kiedy trzeba klękam i "przeżegnuję" się. Koleżanka małżonka twierdzi,że moje zachowanie jest obłudne. Ja jednak uważam,że w ten sposób wyrażam swój szacunek dla ludzi wierzących. Dlatego też np. zwiedzając meczet zdejmuję buty. Po prostu.
I nawet zgadzam się ,że zorganizowanie koncertu Madonny w takim a nie innym terminie można nazwać "nietaktem", ale z drugiej strony to całe "halo" wokół tego wydaje mi się niewspółmierne do rangi wydarzenia. Ot koncert piosenkarki, która lubi czasem prowokować.Nikt nikomu nie karze uczestniczyć w tym wydarzeniu i tu dyskusja powinna się zakończyć. W końcu ludzie, którzy chcą pójść na koncert też mają swoje prawa? To trochę tak jakbym ja się oburzał ,że zespół grający np. "katolickiego rocka" daje koncert w dniu, który nie jest świętem kościelnym.
Ale nie rozpisujmy się za bardzo o czymś o czym dyskusja chyba jednak nie ma sensu i nic dobrego nie przyniesie.
Moja wiara ulotniła się ostatecznie chyba w szkole średniej i nie sądzę by powróciła. Chociaż życie jest długie i z ludźmi dzieją się różne rzeczy.
I wyjaśnijmy sobie jedno-nie jestem jakoś specjalnie dumny ze swojego ateizmu. Wręcz krępuje mnie mówienie o tych sprawach. Kiedy -przyparty do muru- muszę coś na ten temat powiedzieć w obecności osób wierzących, jest mi wręcz przykro, że mogę im sprawić przykrość moją postawą.
Ciekawe czy oni zastanawiają się nad tym co ja czuję, gdy mówią mi o tym "że dzieci i tak powinienem ochrzcić bo tak im będzie łatwiej w życiu".
Pewnie,że to prawda.
Tyle,że to byłaby właśnie obłuda.
I kolejne pytanie-co jest ważniejsze, dobre samopoczucie i poczucie godności rodziców czy bezpieczne "wtopienie się w większość" dzieci ?

2 komentarze:

  1. Dobre samopoczucie i poczucie godności rodziców powinno iść w parze z zapewnieniem swoim dzieciom najbardziej optymalnych warunków do rozwoju, również tego społecznego. W katolickim kraju, brak chrztu rzeczywiscie stanowi barierę. Czy to, że jako dziecko zostaliśmy ochrzczeni w czymś nam w dorosłym życiu przeszkadza? Nie sądzę, a wręcz przeciwnie. Sam przyznajesz, że święta traktujesz kultowo, a i ślub kościelny, mimo ateizmu, miał miejsce-też pewnie w ramach symboliki i chęci przeżycia specjalnego, bardziej duchowego niż związanego z religią. To właśnie dzięki temu,że jako dziecko zostałeś ochrzczony, w dorosłym życiu nie było trudności z braniem udziału w takich katolicko-symbolicznych uroczystościach. Miałeś natomiast prawo wyboru. Mam wrażenie, że swoim dzieciom takie prawo wyboru trochę w ten sposób możesz utrudnić. Bo nie sądzę, żeby miały pretensje, ze zostały ochrzczone. Raczej, w wyniku trudności jakie, wychowując się w tym kraju, mogą na swojej drodze napotkać- może pojawić się pytanie, dlaczego rodzice zafundowali im taki "bieg z przeszkodami"? Pozdrawiam i życzę wszystkiego dobrego :)

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja się nie zgodzę z przedmówcą.
    Oczywiście można ochrzcić dzieci, tylko co im potem powiedzieć? rodzice są niewierzący ale ochrzciliśmy cię , bo w tzw katolickim kraju będziesz "odmieńcem"? Bo lepiej schować się w tłumie? Głupio by mi było tak dziecka uczyć obłudy i braku asertywności.Ja byłam ochrzczona- Moja Mama była bardzo wierząca a Tato nie. z Mamą chodziłam do kościoła, uczestniczyłam w mszach,Mama uczyła mnie dogmatów wiary katolickiej. Gdy dorosłam wybrałam własną drogę.
    W przypadku rodziców niewierzących prowadzanie dzieci do kościoła i udawanie uczestnictwa w obrządkach wydaje mi się niesmaczne.
    Dużo bardziej podoba mi się pomysł edukacji dziecka w zakresie filozofii i spojrzenia na świat z perspektywy różnych religii,ukazanie im że piękno reprezentuje każda wiara- a ateizm daje wiarę w siebie i siłę.
    Jak maluch- maluchy-podrosną same wybiorą swoją drogę:)

    OdpowiedzUsuń