wtorek, 22 września 2009

Księżniczki ze szkiełka

Staram się zrozumieć.
Naprawdę staram się zrozumieć dlaczego z taką zaciekłością kościół walczy z in vitro.
Oczywiście znam sztandarowe argumenty o zabijaniu nadliczbowych embrionów ,ale cały czas czuję ,że coś tu umyka.
Właśnie odrobiłem prasówkę.
W serwisie "Gość Niedzielny" natrafiłem na wywiad z biskupem Grzegorzem Kaszakiem, który wyjaśnia dlaczego katolik musi być przeciw in vitro.
Zdaniem biskupa zapłodnienie pozaustrojowe redukuje człowieka " w teorii i praktyce do przedmiotu" sprzeciwiając się tym samym "woli stwórcy".
Człowiek powstaje "w akcie małżeńskim, który jest wyrazem miłości. Tymczasem w technice sztucznego zapłodnienia powołuje się do istnienia dziecko poza tym aktem. człowiek przychodzi na świat na szkle, w laboratorium (...)".
Zdaniem biskupa Kaszaka jedynym rozwiązaniem jest całkowity zakaz tej metody.
Z kolei pod innym artykułem znalazłem komentarz , którego autor stawia znak równości między zapłodnieniem pozaustrojowym a działalnością nazistów.
No pięknie.
Niu, niu, niu Her Frankenstein, źły, bardzo źły Niemiec. Fuj próbówka.
Chyba jednak od in vitro do "wojen klonów" droga nie jest taka bliska jak sugeruje ów internauta podpisujący się jako "człowiek".
Mnie jednak zainspirowało stwierdzenie biskupa o tym,że człowiek powstaje jako wyraz miłości i dlatego in vitro trzeba zakazać.
Nie jestem w stanie pogodzić poglądów księdza Kaszaka z własnymi odczuciami.
Właśnie- nie poglądami a odczuciami. Bo poglądy to już dawno nam się rozjechały.
Ostatnio przyznałem się koleżance małżonce,że już zaczynam odczuwać ciepełko w sercu na myśl o córkach, które nosi w sobie.
Kładę ręce na brzuchu, staram się wyczuwać ich ruchy i zagaduję czując się przy tym trochę głupio.
Bo przecież rozmawiam z kimś kogo nie znam. I to pod bacznym spojrzeniem żony, które w tych okolicznościach trochę peszy.
Dziwne i niesamowite jest o co dzieje się z moimi emocjami.
Kiedyś wyczytałem,że matki kochają dzieci "za to,że są" a ojcowie za to "jakie są".
Tak w pewnym uproszczeniu znaczy to,że budowanie więzi emocjonalnych wygląda zupełnie inaczej w przypadku obu płci.
Ciekawe czy roztkliwiałbym się tak samo gdybym miał synów?
Być może nie? Oni pewnie musieliby na tę miłość bardziej zapracować. A tak mamy klasyczny syndrom "córeczek tatusia".
Księżniczki ze szkiełka.
I co, to nie jest owoc miłości?
Jak ktoś kto nie ma nawet swojej rodziny może zrozumieć co czułem trzymając za rękę swoją żonę podczas zabiegu in vitro? Ile w tym było emocji? Czułości, niepewności, nadziei?
Jak bardzo pomogło nam serdeczne i ciepłe podejście całego personelu medycznego?
I co czuliśmy trzymając w spoconych łapach wynik badania beta hcg oznaczającego,że nasz życiowy pech pojechał na wakacje i zmieściliśmy się w tych 15 % szans na sukces w przypadku podania dwóch zarodków?
Ech..... szkoda gadać.

W całej tej szarpaninie werbalnej wokół in vitro pojawiają się też, na szczęście, inicjatywy sensowne.
Jedna z białostockich klinik leczenia niepłodności zaprosiła parlamentarzystów z tego regionu. Lekarze chcą politykom wszystko pokazać i wytłumaczyć. To chyba dobry pomysł bo dopiero posiadając elementarna wiedzę można być partnerem do dyskusji.
Kilku przedstawicieli narodu już przyjęło zaproszenie,ale jeden-taki bardziej "z prawa"-0dmówił argumentując to "szacunkiem dla ludzkiego życia".
No cóż, jaki człowiek taki argument.
W każdym razie pomysł ze zwiedzaniem się przyjął i do zaproszenia przyłączyło się kilkanaście klinik z całej Polski.
I już w tę sobotę okaże się kto do tematu podchodzi poważnie.

3 komentarze:

  1. Czyżby faktycznie droga – jak to określiłeś – od in vitro do "wojen klonów" była aż tak odległa? Jednak człowiek mający dostęp do informacji, np. poprzez internet i umiejący racjonalnie wyciągać wnioski, ma podstawy w to powątpiewać. Trzeba jednak wykazać się dobrą wolą, aby do tych informacji dotrzeć i nie szukać tylko tych, które zaspokajają nasze „chcenia”. A nawet gdyby była odległa, to w jakiej skali: 20, 50 albo 100 lat? Czyli jednak dopuszczasz taką możliwość (byłoby jednak skrajną naiwnością nie dopuszczać, szczególnie po doświadczeniach np. ostatniej wojny światowej i wiedzy, do jakiego bestialstwa jest zdolny człowiek!). Czy to Cię nie przeraża? Czyli co: mnie to nie dotyczy, to wszystko jest OK? A Twoje dzieci, albo wnuczki? („po mnie choćby i potop?”). I to ma być – jak określiłeś – „przegięcie” i jakaś maniera? Czy człowiek nie powinien jednak brać odpowiedzialności za swoje decyzje w skali przekraczającej swoje „chcenie tu i teraz”? Czy nie jest to jakaś forma egoizmu i nie liczenia się ze skutkami swoich decyzji, byle tylko mnie było dobrze? To faktycznie jest zasmucające. I jeszcze jedno. Jedynym fundamentem (Twój zarzut „fundamentalizmu”?) na którym warto i koniecznie trzeba budować, to z definicji zdolność człowieka do racjonalnego myślenia. Nie ma jakiegoś myślenia postępowego. Jest myślenie zgodne z zasadami logiki i kryteriami epistemologicznymi (i na tym coś można i należy budować!), albo jest myślenie np. życzeniowe albo podporządkowane jakiemuś celowi np. „chcenia czegoś” (manipulacja – cel uświęca środki). Takie myślenie zawsze, prędzej lub później, kończy się tragicznie w wymiarze zarówno jednostkowym, ale przede wszystkim społecznym, ogólnoludzkim (różne formy dyktatury). Zastanów się nad tym.

    OdpowiedzUsuń
  2. A dlaczego z góry zakładasz ,że się nad tym nie zastanawiam? Znowu ten protekcjonalny ton, który tak bardzo uniemożliwia jakikolwiek dialog.
    Przecież wielokrotnie pisałem o tym,że widzę wiele zagrożeń i możliwości nadużyć. Nie raz pisałem też ,że moim zdaniem ustawa bioetyczna jest bardzo potrzebna.
    Dyskutujemy tylko nad jej treścią.
    Porównywanie in vitro do eksperymentów nazistów to tylko płytka demagogia.
    O to czy moja chęć posiadania potomstwa to egoizm nie zamierzam się kłócić. Bo być może tak jest.
    Nie zmienia to faktu, że moje dzieci chcę wychować na dobrych ludzi.Dobrych,ale umiejących sobie radzić z ludzką głupotą i brakiem tolerancji.
    No i jeszcze zarzut "myślenia życzeniowego".
    To rzeczywiście zbrodnia,że chcę by świat był miejscem, w którym jest możliwy dialog, dyskusja i tak dalej.
    Mógłbym pisać więcej ,ale po co używać wielkich słów.
    I nie pisz mój drogi,że "moim zdaniem jedynym fundamentem jest zdolność racjonalnego myślenia" bo skąd możesz wiedzieć jakie jest moje zdanie na ten temat? Po przeczytaniu kilku linijek tego postu?
    Właśnie takie podejście stanowi źródło problemów.

    OdpowiedzUsuń
  3. Hmmm, no to mi wychodzi, że motorem istnienia życia jest egoizm. Hawk!
    No, bo ten cały popęd płciowy, instynkt przedłużania gatunku, planowanie rodziny, czy jak to jeszcze nazwać, no to egoizm jest, jak nic! Chociaż naturalny, no "po bożemu", znaczy się.

    OdpowiedzUsuń