niedziela, 18 października 2009

Pigwóweczka

Dzisiaj wreszcie dzień ładowania akumulatorów. Leniwy poranek, spokojne śniadanko, oglądanie filmów przyrodniczych i programów na Travel Channel. Potem wpadli nasi przyjaciele, za którymi naprawdę ostatnio się stęskniliśmy.
Przywieźli nam cała siatę owoców pigwowca na kolejną „jeżynkową” nalewkę.
P. jest mistrzuniem w robieniu nalewek z tych owoców. Jego zeszłoroczny produkt to absolutne mistrzostwo świata. Najlepsza nalewka jaką kiedykolwiek piłem.
Od dawna chciałem sam zmierzyć się z tym tematem,ale nasze krzaczki po przesadzeniu słabo owocują.
Dlatego bardzo doceniam,że podzielił się ze mną tym bezcennym surowcem.
Bardzo liczę na to,że chociaż jedna z moich tegorocznych nalewek przebije jego arcydzieło.
Wizyta wprawiła mnie w tak dobry nastrój,że postanowiłem otworzyć jesienny „sezon biegowy”.
Wiosenny zakończyłem kompromitującym startem podczas akcji „Polska Biega”.
Akurat miałem duży kryzys formy spowodowany przetrenowaniem. Plan treningowy, który miał przygotować mnie do maratonu okazał się zbyt ambitny. Do tego przed startem mocno się odwodniłem kosząc przez dwie godziny, w upale , trawnik.
To nie mogło się dobrze skończyć. I się nie skończyło.
Na metę dobiegłem razem z rozchichotanymi gimnazjalistkami. Nooo, nie taki był plan.
A potem rozpoczął się „taniec z majstrami” i do biegania nie miałem ani głowy ani siły.
Zresztą lato to nie jest dobry czas na bieganie z psem rasy husky. Zgodnie z zasadami haszczakowego BHP podczas biegania przy wyższych temperaturach bezwzględnie trzeba mieć przy sobie wodę.
Już wiosna było to dosyć uciążliwe bo dłuższe dystansy musiałem planować tak by co 5 kilometrów pies mógł zanurzyć się w jeziorku, stawie albo chociaż strumyku. A bieganie z plecakiem , w którym jest dwulitrowa butla z wodą dla psa, litrowa z napojem izotonicznym dla mnie oraz psia miska było trochę upierdliwe.
Fakt,że ten nasz remont przeżyłem chyba właśnie dzięki temu przygotowaniu fizycznemu.
A jednak wczoraj organizm zaczął protestować. Zwłaszcza kręgosłup, który bardzo dobitnie dał mi do zrozumienia,że zapieprzanie na budowie a potem zgon na niewygodnej sofie to nie jest to „co kręgosłupy lubią najbardziej”.
Potrzebny jest mi normalny, zdrowy ruch, bieganie gimnastyka, pływanie.
A,że przez remont nasze psiaki ostatnio były trochę niedopieszczone postanowiłem wziąć je na solidna przebieżkę.
Nasz suka podeszła do tematu pozytywnie,ale spokojnie.
A husky? Jak to husky- dostał pierdolca.
Tak skakał, kręcił się, podskakiwał, kręcił kółka i biegał między mną a furtką, że przez dłuższy czas nie mogłem mu przypiąć smyczy.
Najgorsze są jednak dźwięki , które wydaje kiedy wpada w ten swój „spacerkowy amok”.
Nie może się zdecydować czy chce szczekać, wyć, piszczeć, skomleć, skowyczeć , jojczeć , jodłować, miauczeć, mędzić, warczeć , charczeć czy wydawać inne dźwieki , które jeszcze nie maja swojej nazwy.
Więc robi to wszystko naraz.
Zniesienie tego to naprawdę ciężka próba.
Podczas takiego koncertu czuje se jakby moje nerwy były strunami harfy, na której próbuje grać pijana i chora na epilepsję harfistka. Harfistka, która uwielbia muzykę awangardową.
Oraz disco polo.
Masakra.
Warto to jednak przetrzymać by poczuć to uczucie wspólnoty stada, gdy biegniemy razem przez pola, lasy, pagórki i polne drogi.
Taka, bardzo pierwotna przyjemność.
A po biegu poczuć coś co fachowcy nazywają „euforią biegacza” spowodowaną gwałtownym wydzielaniem endorfin.
Powinienem to robić regularnie żeby dziewczynki miały w przyszłości pociechę z tatusia.
Zresztą jeżeli chodzi o aktywność fizyczną to mam to w genach. Tata dobiega powoli siedemdziesiątki i ciągle raz w tygodniu gra z kolegami w piłkę.
A mama na emeryturze nauczyła się jeździć na rolkach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz