środa, 28 października 2009

Pogodzeni

Przedwczoraj pogodziłem się z majstrem, ale po kolei.
Końcówka naszego remontu przypomina strojenie fortepianu. Jedna źle naciągnięta struna może zepsuć cały efekt.
Przynajmniej tak to sobie wyobrażam jako laik.
Znowu mamy naraz kilka ekip. Tylko,że teraz ich prace trzeba precyzyjnie koordynować.
A jednak trudno ustrzec się błędów i poślizgów.
Hydraulicy poprawiają kaloryfery niszcząc gładzie szpachlowe. Ja robię dziury w świeżo pomalowanych ścianach poprawiając to co majster spieprzył.
Majster ze swoją ekipą biega między naszą łazienką a ocieplaniem ścian zewnętrznych.
Przeszkadzając tym samym ekipie, która układa podłogi.
Ta z kolei wkurza fachowca, którego zatrudniłem do poprawienia gładzi, z którymi nie poradził sobie fachowiec majstra.
A wszyscy denerwują mnie bo przez poprawianie gładzi nie zdążyłem pomalować sufitów przed położeniem podłogi.
Aha, w międzyczasie magik od szafek kuchennych przywiózł cześć z nich i wstawił do garażu co wkurzyło ekipę majstra, która miała tam z kolei swoje ciuchy i narzędzia.
Przeniosła je tam kilka godzin wcześniej z przedpokoju. Do którego ja je wyniosłem z pomieszczeń, które malowałem.
Niestety zabierając narzędzia ekipa zwinęła graty gościowi, który poprawia po nich gładzie. A w międzyczasie ktoś poplamił farbą nowiutkie drzwi, które stały schowane w garażu.
Faaaajnie.
Po weekendzie byłem wykończony. Najgorsza była świadomość,że to były "te wolne dni" i teraz będzie już tylko gorzej.
I było. W poniedziałek o północy o mało nie zasłabłem.
Położyłem się na sofie i resztką sił walczyłem o to by się nie porzygać ze zmęczenia.
Na szczęście się udało.
Na poprawę humoru mam kosztorys prac, które wykonałem poprawiając po naszej "majstrowej ferajnie".
Mocno się gość zdziwi przy ostatecznym rozliczeniu bo od czerwca trochę się tego nazbierało.
Zresztą większość rzeczy wypatrzyłem właśnie kończąc to co zaczął a nie skończył lub ewidentnie spieprzył.
Gdyby pracował terminowo to pewnie by mu się upiekło.
No właśnie, o terminowości i pogodzeniu miałem napisać.
Kiedy w poniedziałek zorientowałem się, że po raz kolejny żaden z pracowników majstra nie przyjechał do pracy-nawet się specjalnie nie zdenerwowałem.
Jednak po południu usłyszałem jakieś głosy w remontowanej części domu.
I zastałem tam majstra razem z jednym z pracowników.
Darowałem sobie zwracanie uwagi na to,że wchodząc do czyjegoś domu wypada chociaż się przywitać a nie przemykać jak szczury.
Przypomniałem tylko,że zgodnie z ustaleniami od rana mieli kończyć sufit w łazience.
-Jutro to zrobimy-wzruszył ramionami majster
-A czemu nie dzisiaj?-zapytał coraz bardziej zirytowany inwestor
-No, bo jutro to będziemy robić-mruknął majster odwracając się plecami
-To czemu od razu nie powiedzieliście,że macie tę robotę w dupie? Zatrudnił bym kogoś poważnego i uczciwego żeby dokończył wasze niedoróbki-zaczął warczeć inwestor
-Nie, nie. to nie jest tak,że mamy w dupie...-zaczął bełkotać majster
-A mnie na to właśnie wygląda. I niech się pan cieszy ,że w ogóle chcę jeszcze z panem rozmawiać bo takie podejście do pracy jakie pan prezentuje od czerwca to moim zdaniem zwykłe gówniarstwo-warknął inwestor czując się trochę dziwnie opieprzając gościa starszego od siebie o dobre dziesięć lat.
Majster spuścił głowę i westchnął:
-Właściwie to ma Pan rację...
-No!-wykrzyknął radośnie inwestor-Przynajmniej w jednej kwestii się zgadzamy!
No i tak to doszliśmy do porozumienia.
Przynajmniej częściowego.
Lepsze niż nic.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz