poniedziałek, 26 października 2009

Przyczajony tygrys, ukryty garb

Po lekturze najnowszych tekstów prasowych na temat in vitro dochodzę do nieciekawych wniosków.
Otóż dowiedziałem się,że jako przyszły rodzic dwóch istot ludzkich powstałych w kolaboracji z DOKTOREM FRANKENSTEINEM jestem człowiekiem, który:
"podważa społeczne zdrowie moralne, tożsamość narodową, walczy z krzyżem czy podejmuje jeszcze inne działania tego rodzaju."
Jeszcze gorzej dostało się osobom uważającym się za wierzące,ale nie będącym przeciwnikami in vitro:
"Do uprawiania swojego procederu posługują się kamuflażem, który utrudnia ich identyfikację, ocenę i zajęcie stanowiska".
Uuuu... źłe,źłe, przebrane amoralne maszkary.
A to wszystko w kontekście "Kontrataku Imperium". A raczej "Contry in vitro".
Zwolennicy karania i zakazywania zapłodnienia pozaustrojowego chcą po raz drugi złożyć swój projekt ustawy w sejmie.
Twierdzą,że nie przekonała ich argumentacja,że "jest banalny, powierzchowny, nieprecyzyjny, niecałościowy".
Najważniejsze,ze podpisało się pod nim 160 tysięcy ludzi a nie trafił nawet do komisji.
A niech trafi. Co tam. Niech posłowie zmarnują trochę swojego czasu na to ich dzieło. Jako podatnik, a więc ich pracodawca, jestem gotów w imię tolerancji się na to zgodzić.
Problem w tym,że jedynym argumentem są owe podpisy.A one niekoniecznie muszą świadczyć o jakości, nieprawdaż?
Miliony ludzi oglądają "Taniec z gwiazdami". Czy to świadczy o tym,że jest to wartościowy program?
Śmiem wątpić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz