niedziela, 4 października 2009

Uffff...


No i znowu tematów nie brakowało(niestety) za to (również niestety) brakowało sił do pisania. Bo wena to nawet dopisywała. W ciągu dnia myślałem sobie zazwyczaj jakiego to fajnego posta napiszę a potem... ech, szkoda gadać.
Kiedy w czwartek,przed zajęciami w szkole rodzenia,przełykaliśmy na szybko, kupioną na stacji benzynowej kawę koleżanka małżonka stwierdziła,że nie może zrozumieć skąd ja biorę energię do radzenia sobie z tym wszystkim co się ostatnio dzieje.
Mruknąłem wtedy, że "z rezerwy". Rzeczywiście od kilku dni czułem,że na skraju pola widzenia świeci się ostrzegawcza, czerwona lampka.
Dzisiaj rano zgasła.
Silnik też.
Nie byłem w stanie zwlec się z łóżka. W końcu po 11.00 jakoś się udało.Poczłapałem do pokoju, odpaliłem kompa, zalogowałem się, nastawiłem ekspress i... już wiedziałem,że nic mi się nie uda napisać.
Zero energii. Nie pomogły dwie kawy,dwie tabletki od bólu głowy, dwa śniadania.
Siedziałem tylko i słuchałem jak porywisty wiatr demoluje nam dopiero co położoną papę na dachu (bo na gont ciągle czekamy psiakrew).
Potem zobaczyłem,że wicher prawie wywiał nam z powstającego oczka folie , którą z takim trudem układaliśmy w sześć osób.
Dłuuuuugo potem mruczałem popd nosem o urrrrrwanych kubkach.
Nawet teraz jakoś tak ciężko mi się klepie w klawisze.
Pozwólcie więc ,że innym razem napiszę o tym jak blisko śmierci z mojej ręki znalazł się ostatnio nasz majster i o tym jak bardzo podobały nam się "Bękarty wojny" oraz o tym jakie koszulki chcę zamówić naszym dziewczynkom. A także o tym jak bardzo ostatnio kopią mamusię i jak bardzo nie mogę się doczekać żeby poznać je osobiście. I o tym jak to wczoraj przenosiłem dorobek naszego życia do garażu.
No nie mam siły po prostu. Nastroju nie poprawia też świadomość ,że w pracy czeka mnie ciężki i długi tydzień.
Za to żeby nie było tak przygnębiająco-po południu poszliśmy na spacer, który zaowocował m.in zamieszczonym w tym poście zdjęciem.
No to "do przeczytania" :-)

1 komentarz:

  1. Nie przemęczaj się i zbieraj siły na "po wszystkim" czyli na początek wszystkiego. Nocne karmienia i przewijania wykańczają. Nie pytaj jak to przetrwać. Właśnie zastanawiam się jak przeżyję powrót mojego małża do pracy gdy obowiązki nocnego karmienia spadną tylko na mnie a w dzień gdy ktoś może mi pomóc ja nie będę umiała odespać nocnego trinkowania brzdąców. Kurde a miało być tak bajecznie - i jest gdyby tylko można było przesypiać noce...
    Korzystajcie z każdej chwili na odpoczynek teraz. Całuję drevni w brzucho (jak mi brakuje mojego he he).

    OdpowiedzUsuń