Ostatnio delektujemy się odrobiną spokoju. Emocje potransferowe i niepokoje pierwszego trymestru już za nami.A remont jeszcze nie ruszył z całą parą.
A więc jeszcze jest okazja żeby sobie podrzemać po obiadku i wypić kawę w ogrodzie.
I nawet lato jakoś tak nieśmiało próbuje się zrehabilitować za czerwiec, który wyglądał jak październik.
Koleżanka małżonka mówi,że jej znajoma, która niedawno urodziła bliźniaki zdecydowanie radzi spać teraz. Bo potem... no wiadomo. niestety według lekarzy wyspać na zapas się nie da :-(
A jak śpiewał Marek Piekarczyk-"Przecież nie mogę szybciej spać" :-)))
Skoro o spaniu mowa to przypomniała mi się książka Farleya Mowata pt. "Nie taki wilk straszny". Autor opisuje w niej swoje badania nad wilkami-nie pamiętam dokładnie gdzie,ale chyba gdzieś na krańcach Alaski.
W każdym razie facet mieszkał przez kilka miesięcy w dziczy pod namiotem-samotnie. Nie licząc wilków oczywiście.
I w pewnym momencie postanowił spróbować spać "wilczym sposobem".
Czyli zamiast ludzkiej "wielogodzinnej zwałki" przypominającej utratę przytomności seria krótkich drzemek w ciągu całej doby.Na zmianę z okresami aktywności.
Mowat twierdził,że było super i czuł się z tym świetnie.
Mam wrażenie,że właśnie taką techniką będziemy posługiwali się po "rozsypaniu".
Tyle,że jakoś nie chce mi się wierzyć w jej zbawienny wpływ.
Bo jak się nad sytuacją owego badacza zastanowić to rzeczywiście mógł sobie w ciągu dnia podrzemywać i od czasu do czasu kręcić kółka na legowisku,ale co robił w nocy?
No, nie wierzę,że nie spał cwaniak jeden.
Nic dziwnego ,że czuł się wypoczęty.
Czego i państwu życzę :-))
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz