poniedziałek, 1 czerwca 2009

"Najmojsza" racja

A tak się ładnie dzionek zapowiadał. W pracy luzik a humor poprawił mi dodatkowo sms od koleżanki małżonki, która pisała,że jest tak ładnie i wieje więc powinniśmy wybrać się nad jezioro-ona poleżeć i poczytać a ja na windsurfing. Tak też zrobiliśmy.
Potem jednak przyszła burza i zebraliśmy się do domku przed telewizorek i tu ups.
Wszystkie media uczynnie informowały o marszu dla życia, którego przeciwnicy demonstrują swój sprzeciw wobec aborcji i in vitro. OK jeżeli ktoś ma jakieś tam poglądy i pragnie je zamanifestować to jego prawo. Póki nie wpieprza mi się w życie.
Bo mam wrażenie ,że często postępuję o wiele bardziej etycznie i moralnie niż owe "pewne środowiska".
Co do kwestii aborcji to głosu nie zabieram. Są różne sytuacje, różni ludzie a mnie pozostaje tylko cieszyć się ,że życie oszczędziło mi dylematów moralnych związanych z ta kwestią.
Przygnębił mnie za to widok tych wszystkich jakże uśmiechniętych i życzliwych światu ludzi, którzy z dziećmi na barana nieśli transparenty "NIE DLA IN VITRO".
Od razu przypomniał mi się felieton radiowy pewnego mocno prawicowego publicysty, który naigrywał się z "bzdurnego efektu cieplarnianego wymyślonego przez nawiedzonych ekologów".
Skąd w tych ludziach bierze się owo głębokie przekonanie o "jedynej i najmojszej racji"?
Mam przyjaciela, który jest głęboko religijny i nawet on-człowiek naprawdę wykształcony uważa,że każdy ateista to człowiek "który uważa ,że wolno kraść i zabijać".
Rany boskie, normy moralne mają chyba ciut więcej niż 2000 lat?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz