sobota, 20 czerwca 2009

Mochery w ataku!!!

Mile zaskoczyły mnie wypowiedzi ks.Szostka w sprawie in vitro. Według niego kościół ma pełne prawo wypowiedzieć się w tej sprawie,ale decyzje podejmują parlamentarzyści.Nawet ze strony parlamentarzystów (a raczej parlamentarzystek) słychać kilka rozsądnych głosów.
Wspominałem już wielokrotnie ,że szanuję przekonania i poglądy osób wierzących, ale z ich strony oczekuję tego samego.
Lobbing kościelny w sprawie projektów ustaw w sprawie zapłodnienia pozaustrojowego -to jedno. Drugie to postawy prezentowane przez osoby określające się jako wierzące.
Wczoraj koleżanka małżonka pokazała mi kilka wpisów na forach internetowych-niezła pyskówka między "naturalsami w mocherach" a "matkami nieludzi".
W oczywisty sposób stanowisko prezentowane przez "pro in vitro" jest mi bliższe, ale muszę przyznać,że niektórzy niepotrzebnie zniżają się do poziomu drugiej strony.
Moja niechęć do przeciwników ingerencji nauki i medycyny w sprawy zapłodnienia itd. nie wynika jednak z tego,że się z nimi nie zgadzam.
Chodzi mi o język jakim posługują się ludzie utrzymujący,że są wyznawcami religii głoszącej miłość bliźniego.
A ich wypowiedzi powodują,że zaczynam się naprawdę cieszyć,że mój blog jest anonimowy-ze względu na dobro dzieci.
Wcześniej pisałem o "pewnych środowiskach" i "fundamentalistach" a teraz? Nie wiem jak określić ludzi głoszących,że ich dzieci nie będą się bawić z Dziećmi Frankensteina i,że w łonach kobiet po in vitro rosną zwierzęta oraz o tym by nie słuchać argumentów naukowców tylko "tych prawdziwych". Do tego jeszcze ta porażająca ignorancja. I arogancja granicząca z głupotą. Bo osoby,które gdzieś tam przeczytały jakąś notkę w gazecie a w kościele dostały ulotkę przeciw in vitro tłumaczą ludziom,którzy często latami zmagają się ze swoim problemem, o co w tym wszystkim chodzi.
To nie są ludzie religijni. Oni po prostu są obiektywnie i niezależnie od poglądów i wyznania po prostu źli albo głupi.A niestety czasami i jedno i drugie.
No i prysnęła sobotnia sielanka ;-)))
Oi!Oi!Oi!

2 komentarze:

  1. Dobrze, że nie dotarłam do tej dyskusji bo tylko bym się zdenerwowała. Jestem wierząca w Boga nie w kler i doktryny kościoła (specjalnie napisanie z małej litery). Wierzę również w naukę i w dobro, które niesie ludziom (przeszczepy). Nie chce jednak takiego kościoła. Moi teściowie są bardzo wierzący i ich reakcji obawialiśmy się najbardziej. A okazało się, że to oni pożyczyli nam pieniądze i wspierali a gdy zapytałam co z wiarą to mój teść (prosty człowiek) powiedział: na to poczęcie też ma wpływ Bóg. Popatrz na kobiety, które podchodzą do zabiegu 8-9 razy. Gdyby Bóg chciał były by matkami po pierwszym, drugim czy trzecim razie. Widać nie pisane im jest być bilogiczną matką ale nie wolno odbierać im nadziei. To tak jak z przeszczepem. Jeden dostanie nerkę i żyje z nią długie lata, inny dostanie i organizm ją odrzuca. Kobiety po in vitro, którym się udało są wybrane przez Pana. Jezus powiedział: idźcie i rozmnażajcie się ale nie powiedział w jaki sposób. Nie wiem jak innym ale mnie podoba się to, co powiedział mój teść. Moim zdaniem to nie jest ślepa wiara w kościół. To mądra wiara w Boga.
    Pozdrawia. Agamala34

    OdpowiedzUsuń
  2. Własnie o to chodzi. Kiedy my zamierzaliśmy "podejść" do in vitro troche bałem się reakcji dziadka,który jest osobą mocno wierzącą i ....powiedzmy nie tak otwartą jak my. Tymczasem on podszedł do sprawy fantastycznie i do tego od razu zaproponował pomoc w kwestii finansowej.
    Tak naprawde to chyba ulżyło mu,że nie jesteśmy tacy źli i chcemy mieć potomstwo. Bo chyba wydawało mu się,że nie mamy go z egoizmu :-))))

    OdpowiedzUsuń