sobota, 13 czerwca 2009

Jakoś to będzie

Całkiem niedawno dziwiłem się tym jak spokojnie podchodzę do kwestii „tacierzyństwa”. Takie ogromne poczucie,że wszytko będzie dobrze i ,że życie wreszcie wskoczyło w jakieś tory. Wreszcie nastąpiła w nim jakaś przewidywalność, pojawił się cel. Bardzo mnie te odczucia dziwiły ponieważ oboje z koleżanka małżonką wolimy raczej życie spontaniczne, nieprzewidywalne, niespecjalnie poukładane- wręcz bałaganiarskie.
Może w moim przypadku tylko wydawało mi się ,że takie lubię? Może w rzeczywistości potrzebuję jakiejś „kotwicy”? Czegoś konkretnego?
Coś w tym jest. Chociaż z drugiej strony od kilku dni moje odczucia zaczynają się zmieniać.
Do tej pory starałem się nie wymyślać problemów a wszelkie westchnienia mojej mamy pt. „ojej jak wy sobie poradzicie z dwójką” zbywałem machnięciem ręki i lekko lekceważącym uśmieszkiem. Bo co o wychowywaniu bliźniaków może wiedzieć matka jedynaka ;-)?
Podobnie było kiedy żona wpadała w lekką panikę. Wtedy również mruczałem tylko,że ma się uspokoić bo dzieci będą nerwowe i ,że wszystko będzie dobrze.
Jak mówiłem do czasu.
Kilka dni temu koleżanka małżonka kupiła -przez internet- poradnik dla rodziców bliźniaków(dzięki Joasiu za dedykację dla Jeżyków).I to właśnie ta lektura zburzyła mój spokój.
Miałem chwilkę czasu więc sięgnąłem po książkę- otworzyła mi się sama na rozdziale o pierwszych zimowych spacerach, „werandowaniu” itd. Przeczytałem. Potem zajrzałem do spisu treści, przeczytałem kilka kolejnych fragmentów o tym jak radzić sobie z „płaczem w stereo”, ubieraniem dwóch maluchów i kilka innych.
Po kilkunastu minutach odłożyłem książkę a w głowie niczym echo usłyszałem powracające słowa
„ojej jak wy sobie poradzicie z dwójką”.
Nie jestem naiwny i wiedziałem już dawno,że lekko nie będzie, ale dopiero teraz tak naprawdę zdałem sobie sprawę z ilości trudności i tego,że to nie będą tylko „komplikacje podwojone”,ale raczej „podniesione do kwadratu”.
Od czasu tego olśnienia mój spokój zniknął całkowicie. Teraz na zmianę odczuwam euforię albo hmm... zakłopotanie? Nie wiem czy to najlepsze słowo.
Ale jak inaczej nazwać sytuacje, w której człowiek siedzi zadumany, drapie się w głowę i z lekkim przerażeniem zastanawia się „jak to będzie”?
Na szczęście sam sobie odpowiadam „Jak to jak?!-JAKOŚ !!!”

1 komentarz:

  1. Ja urodziłam się w 1983 roku, zaraz po mnie na świat przyszła moja bliźniaczka.Mój brat miał wtedy 2 lata. W tamtych czasach na półkach sklepowych był głównie ocet, a pomimo to moi rodzice jakoś sobie poradzili... Zarówno z wychowaniem jak i wykarmienie:) Nie mart się napewno będzie dobrze:)

    Pozdrawiam
    Joanna

    OdpowiedzUsuń