niedziela, 21 czerwca 2009

W mordę jeża!

Dzisiaj o siódmej zerwało mnie z łóżka rozpaczliwe szczekanie naszej suni. Ma taki specjalny rodzaj "szczeku", który mówi "jakbyście byli zainteresowani to ten głupi Husky znowu zwiał a ,mnie ze sobą nie zabrał". Co było robić-zęby zacisnąć, spodnie na tyłek, gumiaki na nogi i w pole :-)) A trawa wysoka i mokra. Po minucie byłem przemoczony po pas.
A ranek piękny słoneczny, cieplutki-byłaby sielanka gdyby nie ten uciekinier cholerny. Najgorsze,że miałem tylko godzinę na złapanie go bo wpół do dziewiątej musiałem być w pracy.
Z doświadczenia wiem,że godzina na złapanie "haszczaka na gigancie" to dramatycznie mało czasu.
Gdybym miał mocniejsze nerwy wystarczyłoby po prostu poczekać 3 godziny i sam by wrócił. Zawsze boję się jednak,że potrąci go jakiś "wiejski motocyklista" na swojej szlifierce. Skoro tak się przejmuję psiakiem to aż strach pomyśleć jak to będzie z Jeżykami.
A skoro o J (j)eżach mowa. Ostatnio przyjaciółce koleżanki małżonki wyrwało się podczas rozmowy w charakterze pseudoprzekleństwa powiedzenie-"O w mordę jeża!" -chwilę później zaczęła zakłopotana przepraszać za ten- w jej mniemaniu- lekki nietakt :-)))))))))))
Przy okazji pozdrawiam ją serdecznie bo wiem,że tu zagląda :-))
A żeby jeszcze wyczerpać ten "jeżowy temat" to wczoraj wybraliśmy się wieczorem do knajpki na spotkanie z ową koleżanką i jej kolegą małżonkiem (pozdro i dla niego niech się obojczyk szybko zrasta :-)))) No, w każdym razie wracaliśmy do nas na wieś około pierwszej w nocy. Dosłownie zygzakiem! I jakieś 20 km na godzinę. I to wcale nie dlatego,że była mgła. Owszem była,ale o wiele większe utrudnienie na drodze stanowiły... jeże. Były wszędzie! W życiu nie widziałem ich tyle :-)))
Niestety w związku z tym do łóżka położyłem się po drugiej. Więc mój entuzjazm związany z porannym poszukiwaniem zbiega, jak się zapewne domyślacie, był umiarkowany.
No i do tego,żeby złapać husky'ego trzeba to robić z uśmiechem i bez wrzasków-choćby człowiek był już totalnie zagotowany. Największym problemem jest mentalność tego piekielnie inteligentnego stworzenia. On po prostu nie bardzo rozumie dlaczego miałby do mnie wrócić? Przecież jest blisko! Nie odszedł przecież dalej niż kilometr. Ponieważ przemieszcza się z prędkością bliską światła jego odczuwanie odległości i przestrzeni jest zupełnie inne niż nasze.
Mam wręcz wrażenie,że potrafi się teleportować. Często kiedy go próbuję złapać widzę jak biegnie w jedną stronę a po chwili wraca z zupełnie innej -oczywiście szczęśliwy jak cholera. Podbiega do mnie na pełnym gazie po czym eleganckim zwodem robi ze mnie głupka. I kiedy ja tracąc równowagę po desperackiej próbie złapania go lecę pyskiem na glebę on oddala się w wesołych podskokach. Oczywiście o żadnych wyrzutach sumienia z jego strony nie ma mowy.
W każdym razie-tym razem jakoś udało się go złapać. Koleżanka małżonka odegrała rolę "dobrego policjanta" i zbiega udało się pojmać.
Naprawdę nie chce mi się wierzyć by Jeże mogły w przyszłości sprawić nam większe kłopoty wychowawcze.
Tak wiem,że dzisiaj trochę chaotycznie piszę,ale to chyba z niewyspania.
A teraz spadam kosić trawę.

2 komentarze:

  1. Wiesz mam podobnie z moim Wilczurem skubańcem wieje mi jak tylko moze ostatnio wrócił po 2 godznach do domu i wył pod domem jak oszalały i teraz go tak nie spószczam ze smyczy bo się boję że mi zwieje (a mieszkam w mieście ) i zrobi sobie krzywdę lub go piknie autko. Kocham tego mego wariata (mam go 7lat)

    OdpowiedzUsuń
  2. No to się rozumiemy.Nasz mondzioł jest trochę młodszy ,ale temat "wycie" to jego drugie ulubione hobby obok "biegać, biegać, biegac..... i biegać" ;-)

    OdpowiedzUsuń